Artykuły

Diagnoza Frljicia jest wstrząsająca

Rok po premierze "Klątwy" sprawdzamy, czy spektakl i protesty pod Teatrem Powszechnym zapowiadały dzisiejszy wybuch antysemityzmu. - Reakcja na "Klątwę" przepowiedziała dzisiejszą Polskę - uważa Agata Adamiecka-Sitek z Instytutu Teatralnego.

ARKADIUSZ GRUSZCZYŃSKI: O czym była "Klątwa"?

AGATA ADAMIECKA-SITEK: Jak w przypadku każdego wybitnego spektaklu jej sens jest wielopoziomowy. Ale dla mnie najważniejsze jest ujawnienie mechanizmu powszechnego molestowania seksualnego, któremu wszyscy podlegamy. Nikomu wcześniej nie udało się pokazać tak porażającego obrazu społeczeństwa molestowanych dzieci - brutalnie podporządkowanego, zinfantylizowanego, sprowadzonego do pozycji ofiary - a zatem wydanego na pastwę własnego resentymentu.

Wszyscy jesteśmy molestowani? Przez kogo?

- Przez Kościół katolicki. Niemal wszyscy, bo w Polsce właściwie wszyscy znajdujemy się w orbicie jego władzy i wpływów.

Na czym ten mechanizm polega?

- Kościół jest instytucją totalną, która skolonizowała polską przestrzeń publiczną. W spektaklu Olivera Frljicia znakiem tej sytuacji jest wielki krzyż, który przez cały spektakl góruje nad sceną. Kościół sprawił, że nasza przestrzeń publiczna jest tak nasycona znaczeniami i symbolami katolickimi, że to staje się wręcz niewidzialne. Przecież na sali plenarnej w polskim parlamencie wisi krzyż, powieszony tam samowolnie w nocy przez jednego z posłów AWS-u. To było w 1997 roku i przez te wszystkie lata żadna partia, nikt nie wpadł na pomysł, żeby go zdjąć. Frljić w finale pozwala nam patrzeć, jak aktorka wypowiadająca wcześniej "aborcyjny" monolog ścina ten krzyż piłą mechaniczną. Ale zarazem jasne jest, że to jest akt zastępczy w miejsce tych wszystkich niedokonanych aktów usunięcia krzyża ze świeckiej przestrzeni publicznej. W miejsce laickiego, demokratycznego państwa, którego nie mamy. Tyle że to jest taka resentymentalna "zemsta słabych". Na tyle nas stać - na teatralny gest możliwy zresztą bodaj w tym jednym jedynym teatrze w Polsce. I w dodatku musi nam go zafundować "bałkański reżyser".

Nadal nie wiem, na czym polega ten mechanizm molestowania. Odpowiesz?

- Tak. Kościół wychowuje nas w przestrzeni grzechu, poczucia, że nasza cielesność i seksualność są fundamentalnie nieczyste. Jeszcze jako dzieci stajemy się zakładnikami swojej "nieczystości". Katolicka spowiedź w praktyce zainteresowana jest niemal wyłącznie seksualnością, o czym przejmująco i fachowo napisał ksiądz Krzysztof Charamsa w swojej książce. Dzieci muszą się spowiadać z autoerotyzmu i masturbacji, a dorośli z całości życia seksualnego, o ile nie jest podporządkowane prokreacji. Cały dyskurs dotyczący seksualności w Polsce jest przesiąknięty doktryną katolicką, która jest całkowicie niezgodna ze współczesną nauką na temat ludzkiej seksualności.

Jak do tego doszło?

- To oczywiście sprawa kultury i tradycji, ale w perspektywie replikowania tych schematów myślenia zasadnicze było wprowadzenie religii do szkół. Presja środowiska, by uczestniczyć w katechezach, jest ogromna, zwiększona jeszcze szczególnym społecznym i psychologicznym wymiarem sakramentu komunii, do której przystępują całe klasy.

Pamiętam, że jako ośmiolatek miałem problem z pytaniem o "nieczyste myśli i czyny".

- Właśnie. Wszystkim nam stawiano takie pytania. Nikt z nas nie był ani gotowy, ani dojrzały, żeby się przed tym bronić. Dlatego mam wrażenie, że jesteśmy głęboko okaleczonym społeczeństwem. Dlatego, między innymi, tak trudno jest nam prowadzić racjonalną krytykę Kościoła katolickiego. Jesteśmy bezradni, tak jak bezradne są często dziecięce ofiary przemocy seksualnej. Mówimy z pozycji ludzi bezsilnych, trwających w poczuciu winy, zranionych i poniżonych.

Dlatego "Klątwa" jest takim trudnym spektaklem?

- Moim zdaniem tak. Widzowie muszą skonfrontować się z własnymi traumami związanymi z kontaktami z Kościołem. A one determinują to, co dzieje się w przestrzeni publicznej.

Obserwujesz to też u siebie?

- Tak. Mój stosunek do Kościoła katolickiego jest głęboko afektywny, choć nie mam za sobą żadnych dramatycznych sytuacji. Frljić mi to uświadomił - nam wszystkim.

Dlatego uważam, że ten spektakl nie miał na celu wywołania racjonalnej debaty wokół pozycji czy działań Kościoła, czy szerzej - stanu naszej demokracji. Frljić rozpoznał i z całą bezwzględnością pokazał nam, że nie jesteśmy do tego zdolni. "Klątwą" chciał raczej uderzyć w pewien rodzaj strukturalnej cenzury, ideologicznego podporządkowania i stanu afektywnego paraliżu. Pamiętajmy, że w finale wszyscy aktorzy klęczą przed wielkim orłem w koronie, który rozświetla się na tylnej ścianie, kiedy tylko upada krzyż. "My Chrystusa wyznajemy, demokracji tu nie chcemy" - będą skandować za chwilę pod teatrem nacjonalistyczne bojówki, zapewne nie zdając sobie sprawy, jak skrzętnie wypełniają scenariusz skonstruowany przez reżysera.

Od razu po premierze, od której właśnie mija rok, środowiska prawicowe zarzucały "Klątwie" bluźnierstwo.

- Tak, zgodnie z przewidywaniami reżysera i w ramach zaprojektowanego przez niego społecznego spektaklu. "Klątwa" stawia diagnozę o braku w Polsce warunków do racjonalnej debaty. I robi to bardzo konsekwentnie - tak, że żadna ze stron nie może się poczuć komfortowo. Zwróć na przykład uwagę, że na szyję figury Jana Pawła II zaraz po scenie fellatio zostaje powieszona pętla i piętnujący go napis "Obrońca pedofilów". Ta scena przywołuje najgorsze historyczne konotacje. To jest przecież niemożliwy do zaakceptowania resentymentalny eksces. W tym momencie Frljić mówi: nie stwarzam wam możliwości racjonalnej krytyki papieża Polaka, bo wy i tak jej nie podejmiecie.

Ale z innej strony: prawica widziała tam tylko obrazę uczuć religijnych.

- Spektakl miał to sprowokować.

Po co?

- Żeby pokazać, w jakim jesteśmy miejscu, jeśli chodzi o swobodę wypowiedzi artystycznej, wolności słowa czy szerzej: wolności demokratycznej.

No i w jakim jesteśmy?

- A jak myślisz? Czy wobec przemocy, jakiej dopuściły się nacjonalistyczne organizacje - rozlania kwasu żrącego na terenie instytucji, szczucia i gróźb - i wobec wsparcia, którego udzielił im swoim oświadczeniem minister kultury, wzywając władze Warszawy do działań przeciwko teatrowi, można powiedzieć, że żyjemy w demokratycznym kraju? Czy można tak powiedzieć o państwie, którego władza akceptuje i przyzwala na przemoc? Diagnoza Frljicia jest wstrząsająca, ponieważ pokazuje skrajnie zinfantylizowane, brutalnie podporządkowane społeczeństwo, które nie jest na tyle dojrzałe, żeby usiąść do jakiejkolwiek dyskusji.

Ale czy nie jest tak, że prawica zawsze w takich sytuacjach odpowiada przemocą?

- Niestety, protesty radykalnej prawicy nigdy nie wypływają z rozumienia sztuki, tylko z chęci zdominowania sfery publicznej i odebrania innym prawa do uczestnictwa w kulturze innej niż ta, którą sama akceptuje. Ale to lewica i liberałowie przez prawie 30 lat III RP nie wywalczyli sobie żadnej laickiej przestrzeni w państwie. Nie jesteśmy w stanie obronić ani siebie, ani naszych dzieci przed mechanizmami, które się nieustannie replikują. Frljić konfrontuje nas z tą prawdą.

Pomówmy jeszcze o uczuciach religijnych i oskarżeniach o ich naruszenie.

- Realnie z paragrafu 196 Kodeksu karnego o obrazie uczuć religijnych nikt właściwe nie jest w Polsce skazywany. Ale oskarżeń z tego paragrafu jest wiele, a jeszcze więcej postępowań prokuratorskich. To jest paragraf, którego zadaniem jest paraliż wolności słowa i ekspresji artystycznej, wzmacnianie mechanizmów autocenzury i zaszczepianie cenzury strukturalnej.

Czy ten paragraf stoi w sprzeczności z konstytucyjną wolnością słowa?

- Moim zdanie tak. Nadal mówimy o tym samym, czyli o władzy ideologicznej, którą dzierży Kościół w Polsce. W tym wypadku mamy do czynienia z prawną emanacją tej sytuacji. Ugrupowania nacjonalistyczne i ultrakonserwatywne skrzętnie ten paragraf wykorzystują, z pełnym przyzwoleniem władz, tolerujących do niedawna i wzmacniających wiele zachowań naruszających prawa współobywateli i wprost łamiących prawo. Dopiero po nagraniu ze świętowania urodzin Hitlera rząd zaczął wykonywać rozpaczliwe gesty wobec aktów, które widzieliśmy także pod Teatrem Powszechnym.

Mało tego, widzieliśmy to każdego 11 listopada i podczas protestów w sprawie "Golgoty Picnic". I co z tym zrobiliśmy?

- Czuliśmy się spokojnie, ponieważ neofaszyści i nacjonaliści znajdowali się poza przestrzenią poprawności politycznej. To był margines. Teraz znaleźliśmy się w sytuacji, w której nacjonaliści są częścią mainstreamu.

Dlaczego obywatele nie odpowiedzieli na protesty pod Teatrem Powszechnym? Gdzie było środowisko teatralne?

- To prawda, nie zorganizowaliśmy się szeroko wokół "obrony" teatru, ale moim zdaniem dlatego, że ta instytucja w modelowy sposób oparła się atakom i skutecznie stała na straży przestrzeni publicznej i wolności obywatelskich. To inny aspekt procesu, jaki wywołała "Klątwa" - głęboko pozytywny i budujący. Jak długo przedstawienie jest w repertuarze, a teatr opiera się naciskom, ten głęboko pesymistyczny i do bólu krytyczny spektakl pracuje w istocie na rzecz wsparcia demokratycznej przestrzeni i obywatelskiego społeczeństwa w Polsce. Dzięki "Klątwie" zobaczyliśmy, że są możliwe zbudowanie spójnego i zdolnego przetrwać taki kryzys zespołu oraz obrona autonomii instytucji - nawet w takich skrajnych warunkach. To są wielkie zasługi Teatru Powszechnego.

Reakcja władz Warszawy też była dobra?

- Była modelowa, ale nie oszukujmy się: wiązała się z koniunkturą polityczną. Gdyby Platforma Obywatelska atakowała "Klątwę", stanęłaby ramię w ramię z PiS-em. Nie chcę jednak całkowicie odbierać warszawskiemu ratuszowi zasług, ponieważ samorząd w pełni zdał tu egzamin z demokracji.

Kilka lat wcześniej Jan Klata w Starym Teatrze przerwał próby Olivera Frljicia i zdecydował się odwołać premierę.

- Nie wytrzymał wewnętrznego napięcia, nie był gotowy na tak wymagającą instytucjonalną próbę. A w Teatrze Powszechnym było inaczej: skonsolidowany, lojalny, upodmiotowiony zespół podjął ryzyko - mimo różnicy poglądów i wrażliwości.

Co dobrego nam zostanie po "Klątwie"?

- Silna instytucja i bardzo dobry teatr. I świadomość tego, w jakim miejscu jesteśmy.

***

*Agata Adamiecka-Sitek - absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Śląskim; autorka książki "Teatr i tekst. Inscenizacja w teatrze postmodernistycznym" (2006). Pracuje w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego, gdzie prowadzi projekty naukowe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji