Artykuły

Sequel teatralny "Jądra ciemności" Conrada w IMCE

"Ciemności" Pawła Demirskiego wg Josepha Conrada w reż. Moniki Strzępki w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach i w Teatrze IMKA w Warszawie. Pisze Wojciech Giczkowski w Teatrze dla Was.

"Jądro ciemności", czyli zło, skrajny egoizm, okrucieństwo i brak litości przykrywa obecnie jedynie cienka otoczka cywilizacyjna. W dobie internetu wszytko dzieje się na naszych oczach i dlatego kiedy Wilhelm Sasnal tworzył plakat do przedstawienia zrealizowanego przez Monikę Strzępkę na podstawie scenariusza Pawła Demirskiego, pokazał owo jądro jako jasną łzę utworzoną z liny, w której wisi postać ludzka. Choć w sztuce mamy zestawione dwa okrutne światy: ten z czasów Korzeniowskiego ze światem współczesnym, to nie liczmy na to, że twórcy chcą przestrzec publiczność przed złem. Tak jak w latach 60. robił to Helmut Kajzar, gdy obrazował nam świat pełen zła, tak w tym przedstawieniu zobaczymy korporacyjny model pełny agresji wobec ludzi, zwierząt i przyrody. Penetracja nieznanych lądów pokazana u Conrada sprowadza się do badania kosmosu, który - choć w zasięgu ręki - nie jest przez ludzi zauważany.

Przez moment wydawało się, że podobnie jak u Mai Kleczewskiej we "Wściekłości" usłyszymy ważny komentarz do gorącej kwestii najnowszej emigracji. Jednak problem ten stał się tylko na chwilę jednym z wątków rozmowy na temat na nowo definiującej się Europy. Afrykanie nie zwracają się do Europejczyków o pomoc. Chcą, żeby proces ich edukacji został dokończony, przerwany w połowie poprzedniego wieku. Przybywają do bogatej Europy jak do rodziców, którzy zostawili swoje afrykańskie dzieci, i teraz przypominają im o podstawowych obowiązkach. Niestety, problem ten jest tylko zarysowany, bo agresywni i zajęci ludzie nie interesują się przybyszami.

Sequele przeważnie realizowane są w celach komercyjnych i powstają albo na fali popularności, albo są z góry zaplanowaną częścią serii. Tym razem opowiadanie Conrada to baza do stworzenia współczesnej historii, która w małym stopniu jest kontynuacją opowieści sprzed stu lat. Wykorzystuje conradowski mit do stworzenia współczesnego nam świata, w którym Kurtzem będzie wielkie zachodnie miasto. To do niego, jak kiedyś do białej plamy na mapie, podążają wszyscy. Ci bogaci, biedni, z małych miast i ze zburzonych podczas wojny siedzib afrykańskich. Murzyn dziś to przedmiot drwin i dowcipów, a nie podmiot troski obywatelskiej. Ten aspekt przedstawienia został szybko wychwycony przez premierową publiczność, która w bardzo poważnej tematyce przedstawienia wyłapywała grepsy odnoszące się do pop kultury i cytatów zamieszczonych w tekście przedstawienia, a nawiązujących do młodzieżowej codzienności i jej slangu. Było więc trochę śmiechu, wcale niemieszczącego się w stylistyce przedstawienia.

Monika Strzępka i Paweł Demirski do przedstawienia w Teatrze IMKA i w kieleckim Teatrze im. Stefana Żeromskiego mogli sobie wybrać aktorów. W efekcie w obsadzie zobaczyliśmy dwóch Marlowów - współczesną kobietę z korporacji (Joanna Kasperek) i bezradnego mężczyznę kolonialistę (Tomasz Schimscheiner), a także dwóch Kurtzów - Jacka Mąkę, wspaniałego niczym kapitan Hook z filmu Spielberga, i bardzo popularnego Andrzeja Konopkę w roli współczesnego intelektualisty w golfie i dżinsach. Bardzo luźne powiązania z tekstem Conrada dopełnia Ciotka (Anna Kłos-Kleszczewska). Właśnie ta postać nawiązuje do postaci staroświeckiej dziewczyny jakby wyjętej z obrazów Wyspiańskiego. Delikatna uroda Anny Kłos-Kleszczewskiej wpisuje się w opis tamtych kobiet będących przeciwieństwem zdecydowanej gry Joanny Kasperek, która za pomocą różnorodnych środków kreuje postać znerwicowanej neurotyczki, znanej z naszej codziennej pracy. Przedstawienie należy jednak do Magdy Grąziowskiej, która w roli Tej Obcej wykorzystuje szansę i gra przekonującą postać przedstawicielki pokolenia, które dopiero nadchodzi. Ta postać chyba została najpełniej stworzona przez realizatorów i zebrała dlatego największe oklaski od widzów.

Przedstawienie jest dość krótkie, bo trwa niecałe dwie godziny. Całość uzupełnia znakomita muzyka Tomasza Sierajewskiego i przemawiające do wyobraźni projekcje Jakuba Lecha. Czy jednak spektakl zapisze się w historii teatru jako wybitne wydarzenie, czy pozostanie tylko przedstawieniem zrealizowanym ku czci minionego Roku Conrada? Chyba jednak raczej to drugie.

Po przedstawieniu Paweł Demirski powiedział mi, że może szkoda, że ledwie zarysowany problem migracji z Afryki nie został przez niego lepiej wykorzystany i mocniej w sztuce zarysowany. Cóż, przedstawienie jest w grze, więc publiczność może liczyć na to, że realizatorzy - wciąż bardzo popularni - mogą jeszcze coś zmienić, dopisać i wyreżyserować. Wtedy "Ciemności" miałyby szansę stać się ważnym głosem w dyskusji o permanentnych zmianach we współczesnym świecie i mogłyby przypomnieć, że Strzępka i Demirski słynęli kiedyś z tego, że robili wojujące przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji