Michał Zadara: Mówię o Marcu '68 bez ironii
- Przygotowuję scenariusz do spektaklu "Sprawiedliwość", który powstaje we współpracy mojego zespołu teatralnego CENTRALA z Teatrem Powszechnym w Warszawie. Projekt zajmuje się prawem i historią. Niemczyńska pyta Michała Zadarę: Co pan teraz robi?
Jadę odebrać syna ze szkoły, to najlepszy moment na rozmowę - mówi Michał Zadara, reżyser teatralny.
Cóż więc pan porabia poza transportem?
- Przygotowuję scenariusz do spektaklu "Sprawiedliwość", który powstaje we współpracy mojego zespołu teatralnego CENTRALA z Teatrem Powszechnym w Warszawie. Projekt zajmuje się prawem i historią, a konkretnie bada możliwość określenia odpowiedzialności karnej za wypędzenie Żydów z Polski po Marcu '68.
Czyli czyste fakty?
- Wszystko, co będą mówić aktorzy, jest prawdą. Nikt za wypędzenie 12 tysięcy Polaków nie odpowiadał przed sądem. Zastanawiamy się, dlaczego i czy nie można by tego zmienić. Skrzywdzeni zostali nie tylko wypędzeni, ale też polski naród. W spektaklu przyjmujemy perspektywę społeczeństwa, które straciło potencjał, jaki niosła ze sobą obecność tych 12 tysięcy współobywateli. Na wszystkich polach - kulturowym czy ekonomicznym - każdy człowiek wnosi coś do społeczeństwa. Po ich wypędzeniu staliśmy się ubożsi. My chcemy pozwać konkretne osoby, bo czujemy się pokrzywdzeni jako Polacy. Mamy przez to gorszy kraj.
W tym kraju przeszła właśnie ustawa o IPN - też pana zainspirowała?
- Mamy zbyt wiele historycznych wątków do opowiedzenia, by zajmować się obecnymi zmianami w prawie. Czyny popełnione w 1968 roku trzeba mierzyć obowiązującym wówczas kodeksem karnym, a więc kodeksem Makarewicza jeszcze z międzywojnia. Nie sądzę, byśmy zajmowali się IPN bezpośrednio, ale rzeczywistość robi to za nas. Szczucie Żydów odbywało się wtedy przy użyciu języka odpowiedzialności za zbrodnie nazistowskie. Nikt nie pisał: "Żydzi powinni wyjechać z Polski". Raczej: "Żydzi amerykańscy nic nie zrobili podczas wojny, by pomóc swym współbraciom w Łodzi, a Polacy pomagali". Tak samo dziś: współodpowiedzialność Polaków lub jej brak jest walutą, którą rząd próbuje załatwić sprawy współczesne.
Ale znów nie mówi wprost?
- Polska kultura posługuje się aluzją chorobliwie. Po raz pierwszy staram się stworzyć spektakl bez ironii. Pracując nad dokumentacją, zauważyłem, że nawet nauka jej używa - jakby historycy bali się przełożyć aluzyjność języka antysemitów na prostą mowę. Refleksja nad tym wzięła się u mnie też stąd, że uczę się mówić do dzieci. To okrutne mówić do nich ironicznie, bo nie rozumieją. Rezygnacja z ironii zmienia relacje z rzeczywistością. Na pewno oznacza mniej radości z własnej z błyskotliwości.
A tytułowa sprawiedliwość?
- Znaczenie tego słowa wypłukuje się przez nazwę partii rządzącej. Każda władza niszczy znaczenie słów - tak jak poprzednia nie była ani "platformą", ani "obywatelską". Teatr zajmuje się sprawiedliwością już od "Króla Edypa" i "Orestei". Gdy pierwszy raz opowiedziałem ten spektakl jako szkic, zauważyłem, że jest w nim mało pozytywnych pojęć. Wtedy zmieniliśmy tytuł z "Wypędzenie Żydów z Polski w roku 1968" na "Sprawiedliwość". Ta pozytywna siła determinuje postęp społeczny. Według niej każdy człowiek powinien być traktowany tak samo. Tak dziś w Polsce nie jest - ludzie są dyskryminowani z powodu religii, narodowości czy orientacji seksualnej.
Jestem już pod szkołą, muszę kończyć, do widzenia!