Sen o przebaczeniu
W "Śnie srebrnym Salomei" Juliusza {#au#126}Słowackiego{/#} - utworze opartym na wydarzeniach rzezi chłopskiej z 1768 roku, dawna Ukraina odchodzi w przeszłość. W ogniu walk i morzu krwi rodzi się nowe życie, którego symbolicznym wyrazem jest scena zaślubin, wieńcząca ten okrutny dramat.
W inscenizacji Jerzego Jarockiego, zrealizowanej na deskach Starego Teatru, finałowa sekwencja nie jest szczęśliwym zakończeniem tego "romansu dramatycznego". Bohaterowie nie potrafią bowiem odtańczyć narodowego poloneza i krzyknąć, niczym Podkomorzy z "Pana Tadeusza": "Kochajmy się!", wznosząc po szlachecku kielichy. Ustawione przez regimentarza pary mieszają się, mylą krok. Zbyt wielka rozeszła się tragedia, by móc śnić sen o przebaczeniu i pojednaniu.
W ciemnej, pustej przestrzeni, skomponowanej przez Barbarę Hanicką i Kazimierza Wiśniaka świecą tylko dwa jasne punkty. Są to ołtarze: obrządku katolickiego i prawosławnego. Modlitwa Polaków, rozpoczynająca pierwszą część przedstawienia jest o wiele pokorniejsza i cichsza niż msza w cerkwi, zakończona święceniem noży. My mamy już za sobą klęskę Baru. Z tymi niezwykle pięknymi, religijnymi scenami, których podniosłość potęguje dodatkowo muzyka Stanisława Radwana, kontrastują duety miłosne, rozgrywające się na tle gwiaździstego nieba, przy śpiewie słowika. Ten niewątpliwie zamierzony kicz odrywa widza od patriotycznych rozważań, burząc zrodzone przed chwilą wzruszenia.
Ostoją narodowego wątku jest regimentarz Stempkowski Jerzego Radziwiłowicza, który stworzył postać szlachcica, przywołującą na myśl wszystkie, zapisane w naszej tradycji, wzorce. Potrafi on autentycznie przerazić, gdy w białym kontuszu pojawia się, aby sądzić rebeliantów. Natomiast syn Stempkowskiego - Leon jest trzpiotowatym amantem, zaś jego przemiana w bohaterskiego rycerza może tylko przekonać nieświadomą i naiwniutką Salomeę (Dorota Segda). Jacek Poniedziałek pokazał tu raczej postać z "Fircyka w zalotach", a nie z posępnego dramatu Słowackiego. "Ukraińskości" Krzysztofa Globisza (Semenko) i Artura Dziurmana (Sawa) nie dałam wiary.
Jerzy Jarocki mówi o sprawach gorzkich. Mimo że "każda wiara prowadzi ludzi do Boga", to łatwiej przebaczamy sobie samym niż innym. Dlatego odpowiedniejszym dla Polaków jest "chocholi taniec", niż łagodzący wszystkie waśnie polonez.