Artykuły

Człowiek tygodnia: Tomek Tyndyk

Aktor TR Warszawa, fotograf. Właśnie nakładem Instytutu Teatralnego ukazał się jego fotograficzny album "Tomek Tyndyk / Teatr".

Byłam zaskoczona surowością tego albumu. Widziałam cię ostatnio w spektaklu "Kalifornia/Grace Slick" - na scenie wizualne szaleństwo, kolorowa scenografia, kostiumy. Album "Tomek Tyndyk / Teatr" mógłby wyglądać też tak. Dlaczego zdecydowałeś się na czernie i szarości?

- Robię zdjęcia w teatrze w różnych okolicznościach, przy różnym świetle. Pomyślałem, że czerń i biel to będzie dobra metoda na uspójnienie tego materiału.

Bardzo ciekawy jest projekt albumu, sposób łączenia zdjęć, powtarzania, nakładania warstwami jedno na drugie.

- Bo to jest taka opowieść o zasłanianiu i odsłanianiu, ujawnianiu i ukrywaniu. O tym, co w teatrze jest widoczne dla widza, a co sobie może wyobrazić, że dzieje się za kurtyną.

Album zaprojektowała Ania Nałęcka-Milach. Wcześniej była wystawa, więc już wtedy narodził się pomysł i wstępna selekcja zdjęć. To był ciekawy proces, takie przegadywanie ujęcia po ujęciu. Bo ja fotografuję bardzo intuicyjnie, a tu musiałem się nad tym pochylić. Nie mam też jakiegoś nabożnego stosunku do tych zdjęć, że nie można ich kadrować, tak czy inaczej zestawiać. W końcu mają oddawać to szaleństwo.

Szaleństwo? Masz na myśli swoją pracę?

- To, co aktorzy przeżywają na scenie, to jest swego rodzaju szaleństwo. Nie chcę tego demonizować, ale trochę tak jest, że bujasz się pomiędzy dwoma światami.

A z tobą co się dzieje w trakcie spektaklu?

- Nie wiedziałem tego. Dopiero jak zobaczyłem te zdjęcia, to się dowiedziałem. Nie będę przecież nagrywał każdego spektaklu, żeby analizować, jak się zmieniam. Zresztą jest to sytuacja bardzo płynna, zależy od tego jaki masz nastrój, jaka jest widownia. Rozwodzisz się - inaczej grasz, gdy jutro masz ślub - jeszcze inaczej.

To robienie zdjęć było dla mnie jak terapia. Zabierałem aparat do pracy i musiałem się nauczyć na moment zdystansować, żeby zrobić zdjęcie. Ryzykowne, ale też rajcujące. Zrozumiałem, że nie musi być w tym tyle napięcia.

Skąd się wziął Maciek Pisuk w tym projekcie?

- Maciek pisze scenariusze filmowe, adaptacje tekstów na potrzeby teatru. Oczywiście też fotografuje. A że nie chciałem mieć w albumie typowego eseju naukowego o fotografii, pomyślałem o nim. Sam wymyślił formę jednoaktówki. Powstała zabawna, przewrotna historia o tym, jak aktorzy się spotykają, oglądają te zdjęcia i obgadują je.

Znanych twarzy z twojego teatru nie ma w albumie.

- A mógłbym sobie taki album cyknąć - "Aktorzy polscy". Może taki będzie następny? Zrobię pokłon, pochwałę aktorstwa. Tu tematem nie byli konkretni aktorzy w kulisach, tylko cały ten proces.

Jest Justyna Wasilewska.

- Musiała być, bo zawsze w tym momencie spektaklu spotykamy się w palarni i palimy razem fajkę. Mam wtedy wrażenie, że ona jest moim lustrem. Przerwa, a ty nie zdejmujesz tej maski.

W albumie jest kilka twoich autoportretów. Uchwyconych w podobnym momencie?

- To jest właśnie to stanie się postacią na końcu tego procesu spektaklu. Postanowiłem, że nie tylko będę podglądał moich kolegów - spoconych, wyżętych, zmęczonych. Ale, że ja siebie też w tym albumie zniszczę, odsłonię.

Rozmawiała: Agnieszka Kowalska

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji