Artykuły

Dekonstrukcja mitów

"Kordian" Juliusza Słowackiego w reż. Jakuba Skrzywanka w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Kuba Wojtaszczyk w portalu Kultura u Podstaw.

Oglądając "Kordiana" w reżyserii Jakuba Skrzywanka w poznańskim Teatrze Polskim, co chwila przed oczami miałem scenę z filmu "Najpiękniejsze fajerwerki ever" Aleksandry Terpińskiej; w owym krótkim metrażu Jan (w tej roli Piotr Polak), stojąc przed komisją wojskową, zostaje zapytany, jaki jest jego stosunek do ojczyzny. Jan nie ma pojęcia, podobnie bohaterowie pojawiający się w "Kordianie".

Nikt młodego pokolenia Polaków nie nauczył romantyczności. A może inaczej - wszystkie próby (także te na siłę podejmowane przez prawicowych polityków) spełzły na niczym. Romantyczność i zrywy z nią związane nie przystają do rzeczywistości, w której nie pamiętającym komunizmu przyszło żyć. Nigdy nie mieli o co walczyć, a narodowowyzwoleńcze zrywy znają z książek i filmów. Romantyczność w świadomości pokolenia dwudziestopięcioletniego reżysera to mieszanina beki, patetyczności, ale też nieznośnego ciężaru, bo przecież mit romantyczny w naszej kulturze jest nie do ruszenia. Przynajmniej takim się wydaje. Pojawia się potrzeba dekonstrukcji zatęchłych naleciałości historii. Spektakl jest tego próbą.

"Kordian" w Teatrze Polskim rozgrywa się w odtworzonej przestrzeni poznańskiego placu Adama Mickiewicza ze słynnymi krzyżami z Pomnika Czerwca 1956 roku. To przestrzeń wyobrażona, bo historia w placu zawarta jest historią muzealną, nudną, nie niepotrzebną, ale też nie będącą już źródłem zażartych kłótni, np. politycznych. Bo młodzi mają swoją historię do opowiedzenia, mają do stoczenia swoją walkę, która - właśnie - nijak się ma do walki proponowanej przez pokolenia poprzednie, a głównie przez tych noszących romantyczne zrywy w swoich serduszkach, jako sens sam w sobie lub ideał, do którego należy dążyć.

Jest taka ciekawa scena w spektaklu Skrzywanka, w którym to do ciała Kordiana-samobójcy wyrusza ekspedycja naukowa, aby sprawdzić "co to?", "kto to?"; dzieło Słowackiego w całej swojej romantyczności jest zwyczajnie dziś niezrozumiałe, bawi, a nie porusza patriotyczne nuty. Podobnie sprawa ma się chociażby z "naszym papieżem", który w Polsce, w powszechnym wyobrażeniu stworzony jest z półprawd, zakłamań, dewocjonaliów, Matki Boskiej i wody święconej. Jednak dla pokolenia reżysera "Kordiana" to trzęsący się starzec ze śliną spływającą z kącika ust (świetny Konrad Cichoń).

Dosłowne odegranie "Kordiana" wyrzuca spektakl z torów, trąci fałszem. Dopiero jego remiks, wprowadzenie nowych, świeżych elementów sprawia wrażenie prawidłowego funkcjonowania. Podobnie jest z walką młodych. Początkowo nieufni, niezainteresowani sprawami jednostek i kraju, potrafią się połączyć i wyjść na ulice. Muszą mieć cel. Tym celem jest chociażby Czarny Protest (z tym - bardziej niż z Czerwcem `56 - może być obecnie kojarzony poznański Plac Mickiewicza). Walkę kobiet i nadchodzącą zmianę symbolizuje Kordianka, w którą wciela się Alex Freiheit, znana bardziej jako Siksa, czyli wschodząca gwiazda feministycznego punka. W spektaklu mówi o gwałcie, o piekle kobiet. Jest to temat ważny, który pokolenie Skrzywanka (ale oczywiście nie tylko ono) chce nagłaśniać, za który nawet będzie chciało walczyć.

"Kordian" w Teatrze Polskim pokazuje jeszcze jedną rzecz - że bardzo potrzeba pokoleniowego głosu, który zbierze postulaty młodego pokolenia, może też je zjednoczy (?). Pytanie tylko czy to zjednoczenie jest w ogóle prawdopodobne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji