Artykuły

Romeo i Julia: miłość nie z tego świata

"Romeo i Julia" Williama Szekspira w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Nienawiść rodów Montekich i Capuletich jest w tej wersji "Romea i Julii" przedstawiona jako nienawiść dwóch kibolskich grup.

Szaliki Capuletich są żółte, a Montekich - zielone, co nadaje pomysłowi reżysera oczywisty lokalny koloryt. Młodzież, która chadzać będzie klasami do Teatru Miejskiego w Gdyni, gdzie "Romeo i Julia" w reżyserii Krzysztofa Babickiego miała w minioną sobotę swoją premierę, będzie potem żywo dyskutować o takich właśnie niszczących, grupowych nienawiściach. Ale gdy jest się już posuniętym w latach, patrzy się raczej na to, czy pomysł został dobrze wkomponowany w Szekspirowską opowieść i w cały spektakl. A z tym są rozmaite problemy.

U Szekspira rodowa nienawiść dzieli społeczność Werony na wszystkich, by tak rzec, piętrach socjalnych, od góry do dołu, jedynie książę Escalus i brat Wawrzyniec nie poddają się logice tej absurdalnej wojny. W gdyńskim przedstawieniu wojują ze sobą szalikowcy (w których to rolach Babicki obsadził głównie uczniów gdyńskich szkół). Szalikowcy wpadają zatem co jakiś czas na scenę i robią dym. Ale gdy przenosimy się np. do domu Capuletich, przekonujemy się, że tak naprawdę w tej wojnie rodzin idzie chyba o coś innego.

Capulet (Bogdan Smagacki) może i kiedyś chadzał z kastetem na ustawki, ale ponieważ na czymś (dilerka?) nieźle się dorobił, dzisiaj rządzi pięścią we własnym domu i marzy mu się przede wszystkim to, by dzięki wydaniu Julii za Parisa (Mariusz Żarnecki) wkręcić się pomiędzy ludzi lepiej urodzonych. Takimi lepiej urodzonymi są właśnie Monteki, co widać tak po strojach (Piotr Michalski jako Monteki zawsze pod krawatem), jak i po obyczajach: Ten sam Michalski chodzi sztywno wyprostowany, arystokratyczny, jak w gorsecie, zaś Pani Capulet (Dorota Lulka) najchętniej chadza rozmemłana, w szlafroku, a jej ulubiona i być może jedyna lektura to "Burda". Słowem - Capuleti to nowobogaccy, nuworysze. Monteki to lepszy świat. Czy zatem wojnę rodów w Weronie napędzają kibolskie emocje, czy sprawy zgoła inne? Nie jest to, niestety, konsekwentne.

Konsekwentny jest za to grany przez Macieja Wiznera Romeo. Młody chłopak od początku wydaje się tu kimś z innej bajki. Futbolówką jedynie bawi się, widać, że go te emocje nie kręcą. Co go zatem zajmuje? Miłość, tylko ona.

O Julii Marty Kadłub tego, że to postać od początku inna, niż otaczający ją świat, powiedzieć by już nie można. W pierwszej scenie z jej udziałem widzimy coś, czego Szekspir się nie domyślił: Pomiędzy Julią a Tybaltem (Szymon Sędrowski) zawiązał się rodzaj erotycznej gry, to znaczy - Tybalt Julię uwodzi, a ta początkowo odpowiada na jego grę. Jak jednak odpowiada? Występem w stylu dziewczyny w klubie go-go. Otaczający Romea i Julię świat jest w przedstawieniu Krzysztofa Babickiego nie tylko zdominowany przez agresję, ale także - a chyba nawet głównie - naznaczony wulgarnością, prostactwem i wszechobecnym tanim erotyzmem.

Na takim tle miłość Romea i Julii wydaje się cudem nie z tego świata. Na to doświadczenie nie wystarcza słów, pozostają gesty i zetknięcie się dłoni - tak jak w scenie poznania na balu. Na tę miłość nie ma też, co gorsza, w podobnym świecie miejsca. Nie tylko za życia kochanków z Werony, także po ich tragicznej śmierci. Inaczej niż w dramacie Szekspira gest pojednania zwaśnionych rodów pozostaje u Babickiego zawieszony. Stojący w tle sceny blaszany płot, a w drugim akcie parawan, nie przestaje dzielić ludzi...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji