Artykuły

Myśliwski, czyli nowy romantyzm

WIESŁAW Myśliwski, autor znany i czytany, od chwili debiutu demonstruje niezmiennie stan, który można by nazwać torturą pamięci. Jest to zawsze ta sama pamięć: modlitwa do źródeł, matki-wsi, gniazda, niestety już pokajanego przez upływ czasu i zmienność historii. Wiejskość, choć tak namacalna, przywoływana jest z daleka, jak ratunek, przestroga, swoisty ludzki dekalog i punkt odniesienia. Jak Drzewo Wiadomości Dobrego i Złego.

Najnowszy utwór Myśliwski nazwał właśnie "Drzewo". Jest to rzecz napisana dla teatru, a właściwie przeciw teatrowi, do czego autor chętnie się przyznaje, broniąc prawa literatury do nieskrępowanej wypowiedzi (podobno całość liczy 250 stron!).

Z tych fragmentów, które Kazimierz Dejmek złożył w fascynujące przedstawienie, można odczytać źródła owego "buntu przeciw rygorom sceny". Korzenie tego "Drzewa" są w romantyzmie, z jego swobodą twórczą, spontanicznością, nieokiełznaniem. Te zresztą nie w dramacie, a w powieści poetyckiej tamtej epoki szukać wypada rodowodu "Drzewa".

Była ona, jak wiadomo, dramatyzowana, zarówno poprzez stosowanie dialogów, jak i chwytów kompozycyjnych, bliskich scenie. Fragmentaryczność kompozycji wspomagała tylko filozofii dzieła, nakazującą obcowanie z tajemnicą bytu. Historia, codzienność, tradycja, przeznaczenie - oto kontekst ludzki. Postaci, z całą pewnością naznaczone metafizyczną tajemnicą są wysłannikami losu (jakże charakterystycznie współbrzmi z tym założeniem postać Dudy, siedzącego na drzewie: jest on zarazem wyrzutem sumienia i sędzią!). Wreszcie, aby spełniły się wymogi romantycznego credo światopoglądowego - wszystkim włada wiara w więź obu światów, co odcisnęło się tak silnie w Mickiewiczowskich "Dziadach" w części drugiej.

W nowej przypowieści - powieści. Myśliwskiego wszystkie te uwikłania widoczne są wyraźnie. To najsilniejsze, przenikanie planu metafory i realności, rodzi symbiozę, pozwalającą na stworzenie ponadhistorycznej perspektywy. A jest to historia nie ta wielka, ponadludzka, ale swojska, najbliższa, nazywająca wieś ojczyzną, a drzewo fundamentem świata. I jeszcze jedno: oto u Myśliwskiego nie ma jednostkowego, na podobieństwo romantycznego, bohatera. Tu bohaterem jest gromada, społeczność trawiona czerwiem dnia dzisiejszego i marą pamięci.

Pomiędzy tymi biegunami, pomiędzy wierzchołkiem drzewa i korzeniem, niebem i piekłem toczy się dyskurs o marnościach i wartościach świata tego. Wiodą go ludzie i mary, wezwane na obrzęd przywoływania zatraconego metrum człowieczeństwa. Guślarzem tego obrzędu jest pamięć. To dlatego mogą spotkać się duch i milicjant, partyzant i szpicel, hrabina i dziwka. Bo oni wszyscy z jednego drzewa tego świata...

Imponujące jest drzewo ustawione na scenie Teatru Polskiego przez Jana Polewkę, mocarne, zastępujące świat. Na tym drzewie uparł się siedzieć wspomniany już Duda, któremu sumienie nakazało zastanowić się nad porządkiem świata. Świat jest pod spodem. Pokazany w sytuacjach i dialogach pełnych wigoru, podtekstów, czerstwego dowcipu i filozoficznej ironii. Myśliwski z łatwością żongluje konkretem, żeby zaraz zwrócić się w stronę uogólnień. Nie żałuje maksym (płakać można dopiero wieczorem, aż się łez uzbiera), ciętego dowcipu (czy ten postęp nie mógłby iść inną drogą?). Metaforyczny, poetycki świat wielkiej dramy fotografuje na tle żywiołowej rzeczywistości. Dzięki temu Bogdan Baer może wpisać na konto swoich sukcesów kolejną rolę pod batutą Dejmka, a Irena Szczurowska może być usatysfakcjonowana epizodem Irki.

Tym niesfornym Dudą - filozofem jest Ignacy Machowski (na zmianę z Maciejem Maciejewskim). On jeden rozumie igraszki świata i pamięci. To, że Szpicel pozostanie szpiclem (rozbudowana rola Jana Tesarza), że zgryzota prowadzi nad Styks (Franek - prawdziwy Tadeusz Paradowicz), że miłość córki może być nierozumna (Łucja Żarnecka) a Strażak koniecznie musi nosić imię Archanioła Gabriela (Lech Ordon).

Tych smaczków w tekście jest sporo (numer chałupy "czterdzieści i cztery"), to dodatkowa przyjemność w scenicznym czytaniu Myśliwskiego. Czytaniu mądrym i głębokim. Nie pierwszy to raz przychodzi skonstatować, że Kazimierz Dejmek ma absolutny słuch teatralny. W tym sezonie pokazał wybitny "Portret" Mrożka, teraz kunsztowne "Drzewo" Myśliwskiego. Tej miary współczesność w teatrze starcza najczęściej na dziesięciolecia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji