Artykuły

Stała się przeszłość

24 czerwca 2002 r. po raz kolejny, na scenie ciechanowskiego Centrum Kultury i Sztuki mieliśmy okazję obserwować dokonania Teatru Exodus. Grupa zaprezentowała własną, oryginalną interpretację sztuki Witkacego pt. "Matka". Specyficzny humor autora znalazł ujście w doskonałej grze aktorów. Nie lada to było wyzwanie, by połączyć komizm z refleksją i dać widzowi powód do rozmyślań nad... życiem.

Uderzająca była konsekwencja kolejnych kroków, które wprowadzały widza w magiczny świat sztuki teatralnej. Wszystko, począwszy od zaproszeń, od czekania publiczności przed budynkiem i natknięcia się jej na klepsydrę, po wejście na widownię i wyjście z niej stało się częścią składową całego przedstawienia, było dokładnie przemyślanym procesem. To, zdaje się, miało prowadzić do przeniknięcia fikcji teatralnej do życia i na odwrót. Był to znak, że wydarzenia rozgrywające się na scenie nie były hermetycznie zamkniętym zjawiskiem, ale żyjącym poza budynkiem (teatralnym?) problemem.

Zanim przedstawienie zaczęło się przyszli widzowie siedzieli na zewnątrz i nie wiedzieli jeszcze, że wraz z pojawieniem się pokojówki zostali zaangażowani do roli... żałobników. I tak, idąc po wąskich schodach, jeden za drugim, w ciszy i skupieniu przypominali smutnych znajomych zmarłej Janiny nie wiedząc nawet o tym. Sprawa stała się jednak bardziej oczywista, gdy przy wejściu natknęli się na klepsydrę a przekroczywszy próg usłyszeli obezwładniającą aczkolwiek spokojną, brzmieniem podobną do pogrzebowej muzykę. Klimatu dodał półmrok i wzajemne uciszanie się widzów (w końcu w teatrze nie przystoi zachowywać się głośno). Dotarli oni po prostu do domu, w którym leży nieboszczka, doszli czuwać przy jej ciele, może powspominać... W taki oto sposób oglądający nieświadomie stworzyli akcję, stali się aktorami, bo przecież rzeczywiście byli na scenie!

Po tak ekscytującym początku, nie można było spodziewać się czegoś innego, niż to, co zostało zaprezentowane. To swoiste intro było wytrawnym przedsmakiem, zapowiedzią tego, co się stanie. A stało się to,... co już BYŁO, stała się przeszłość, która - jak napisała Katarzyna Dąbrowska w zaproszeniu jest "... pełna wzburzeń, upadków, wykolejeń,/ a jednak najdroższa./ Przeszłość, której nie da się/ odwrócić, zmienić, skorygować." I w "Matce" właśnie ta myśl została doskonale zrealizowana. Duże wrażenie zrobił moment cofnięcia się akcji: osoby siedzące na ławkach i główny bohater - Leon, dosłownie do tyłu, jak to się dzieje przy przewijaniu kasety video na podglądzie, oczywiście w tempie przyspieszonym, niczym klatka po klatce, w rytm dynamicznej muzyki i w towarzystwie migoczącego światła, opuściły scenę. Istny efekt filmowy! Technicznie, był to z pewnością najlepszy chwyt w tej sztuce.

Niezwykle barwnie wykreowana została postać tytułowej bohaterki - Janiny Węgorzewskiej. I co ważne, przekonująca gra Anny Goszczyńskiej nie przypominała widzowi, że Matka to rola Ani, bo to była prawdziwa Janina: autentyczny ton głosu, naturalna mimika, swoboda ruchów, nic z teatralnej pozy. Doskonały wybór!

Generalnie nie sposób wybierać poszczególnych ról jako tych najlepszych, ponieważ wszyscy zaprezentowali wysoki poziom. Zarówno Kamil Dąbrowski (syneczek Leon Węgorzewski): egoistyczny, nieporadny narwaniec, jak i Magdalena Figurska (jego narzeczona Zofia Plejtus): rozerotyzowana paniusia niejasnej profesji, i Bożena Zagórska (Dorota): sumienna pokojówka, i Ewa Witkowska (Lucyna): opętana pożądaniem kochanka, i Piotr Pszczółkowski (dyrektor Joachim Cielęciewicz): uniżony, oszczędny w słowach i ekspresji typ, i Agata Zakrzewska (Matka 2 czyli Janina za młodu): ekscentryczna, upiorna panna młoda z brzuchem - oni wszyscy stworzyli zindywidualizowane postacie, a każde z nich reprezentowało sobą coś intrygującego. Podział ról był więc niewątpliwie trafny.

Godne uwagi są również trzy postaci o innym statusie: ubrane na czarno, z białymi twarzami, od czasu do czasu komentujące wydarzenia. O ich odrębności świadczyło nie tylko specyficzne zachowanie, ale również umiejscowienie: siedziały razem na ławce naprzeciw bohaterów właściwych, były od nich oddzielone i zdawały się pozostawać niezauważalnymi. Czyżby próba przedstawienia człowieczego wnętrza w sposób materialny?

Elementem, który wpłynął na tak udaną realizację "Matki" była również muzyka. Niezauważalnie sterowała klimatem sztuki: dodawała dynamizmu bądź wprowadzała w zadumę, wszystko zależnie od potrzeb.

Witkacy nie należy do twórców oferujących łatwą sztukę. By poznać i zrozumieć jego utwory trzeba mieć na uwadze specyfikę przekazu jakim się posługuje i to bezbłędnie udało się grupie EXODUS. To, co u Witkacego ważne znalazło wyraz właśnie w tym przedstawieniu. Aktorom udało się wyrazić kwintesencję witkacowskiego humoru; niezwykle umiejętnie uchwycili moment, kiedy to śmiejąc się doznajemy ambiwalentnych uczuć i po wyjściu z teatru czujemy się nieswojo, nie jest nam z pewnością do śmiechu. Pojawia się refleksja, zawstydzenie...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji