Artykuły

Leniwe obrazki z życia

"Miasteczko, w którym czas się zatrzymał" w reż. Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Jeśli się pani - pan nudzi, to najlepiej kupić sobie szopa pracza... Dlaczego akurat jego? Kto wierzy Hrabalowi, kontynuatorowi "szwejkowskiego nurtu" w literaturze, nie potrzebuje uzasadnień. "Miasteczko, w którym czas się zatrzymał" to przejście w inny wymiar.

Bohumil Hrabal nie pisał dla sceny. Jego prozie, opartej na monologu, znacznie bardziej służył film. "Postrzyżyny", "Pociągi pod specjalnym nadzorem" to wielka historia kina - tam kamera mogła błyskawicznie podążyć tropem narracji, zaglądać w różne miejsca i ludzkie twarze, albo zerknąć na pieczątki przystawiane przez zawiadowcę stacji na kształtnym tyłeczku Zdeniczki.

Ożywiając "Miasteczko..." reżyser Małgorzata Bogajewska zaczyna filmowo. Narrator (dyskretnie obecny i nieustanie zdziwiony Marek Bogucki) będzie przewodnikiem po świecie, który zatrzymał się w kadrze. Muzyka (Jakuba Przebindowskiego), niczym w starym kinie, na żywo dopełnia obrazy. Postacie zachowane na taśmie są odbiciem tych, które mamy przed sobą. A najważniejsi będą stryj Pepin i ojciec. O nich pisarz opowiada najczęściej. Szczególnie chętnie roztacza urok Pepina, lekkoducha, wielbiciela damskich wdzięków, który tu na scenie zaczyna jako... nieboszczyk, by za chwilę wstać i odsłonić historię swego życia. W tę postać, zarysowaną po szwejkowsku wcielił się Jan Wojciech Poradowski. Ojciec (Jacek Łuczak), zachowujący powagę właściwą głowie rodziny jest jego zaprzeczeniem. Sam urok i ciepło bije od mamy, kobiety o artystycznej duszy i urodzie anioła nie tracącej nic z godności - ani w pozycji z głową w dół, ani z nogami do góry. Hrabal byłby zachwycony Magdaleną Dratkiewicz.

Leniwie płyną obrazki z życia, wmieszają się w nie dramaty wojenne, gdzieś tam plącze się wyimaginowany kot (pisarz był wielbicielem kotów), zwyczajność zakropiona piwem i czymś mocnym (jako pijaczka rzeźnikowa obwieszona serdelkami z wdziękem ujawnia się Gabriela Sarnecka), wszelkie odcienie kobiecych zachowań i kształtny biust w słusznej, sentymentalnej sprawie odsłania Masza Bauman. Płynie Hrabalowski czas, który tylko on potrafił tak zatrzymać. Zmieniają się sytuacje i choć tak bardzo chce się zostać w nastroju, monotonny rytm, wygaszanie sceny go rozbija, do tego pani reżyser nie zawsze wie, co zrobić z aktorami, choć im akurat należą się słowa uznania. W tym filmowym spektaklu zdecydowanej poprawy wymaga montaż; ewentualnie należałoby ulokować na widowni "przechodniego" szopa pracza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji