Artykuły

"Dom otwarty" Komedia w 3 aktach M. Bałuckiego

Bałucki posiadał zmysł teatru i pisał dobre role: z każdej z nich da się coś wykrzesać, a niektóre - zdawna należą do popisowego repertuaru gry aktorskiej. Odnosili w nich sukcesy tacy wybitni artyści, jak Frenkiel, Kamiński, Solski - że wymienię tylko najważniejszych. Można przypuszczać, że dopóty, dopóki starczy dobrych wykonawców, postaci Bałuckiego będą żyły w teatrze.

Z drugiej strony - komedie Bałuckiego są dość celnym, choć nieco karykaturalnym, odbiciem swej epoki. Umiejętność chwytania życia na gorąco i utrwalania go jest atrybutem artyzmu. Zdolność ta rehabilituje pamięć pisarza, którego gnębiono na schyłku życia, odmawiając mu wartości i talentu. Bałucki, choć realista małego formatu, dał jednak świadectwo prawdzie.

Toteż dziś, kiedy dokonuje się osąd dziejowy nad klasą mieszczańską, komedie Bałuckiego dostarczają wymownej ilustracji marazmu, śmieszności i nicości - mieszczańskiego kołtuństwa. Elementów tych, tłukących się po życiu wciąż jeszcze, lekceważyć nam nie wolno i pokazanie ich w świetle zabójczej satyry dałoby nam widowisko na czasie i z ideologicznym sensem. Teoretycznie cel taki przyświecał właśnie realizatorom z Państw. Teatru im. Jaracza, który wystawił ostatnio i gra "Dom otwarty". Czy praktycznie sprostano temu zadaniu? Osobiście wydaje mi się - że nie.

Bałucki przez całe życie był wrogiem mieszczańskiego kołtuństwa. Miał z nim zresztą osobiście na pieńku - i jako pisarz i jako człowiek. Pozostał jednak w swej sferze, w której rozróżniał elementy "zacne i poczciwe", od mniej zacnych, zasługujących na satyryczną chłostę. Satyra jego nie ma jednak drapieżności chwytów Zapolskiej ani złośliwej ironii Perzyńskiego.

Jako prozaik był Bałucki w osądzie współczesności bardziej kategoryczny. W teatrze, dla wydobycia kontrastów, część swoich bohaterów pozostawia w cieple swej nie tyle może aprobaty, ile tolerancji. Dla nas tymczasem jest to wszystko zarówno diabła warte. Z punktu widzenia społecznego postępu - kwietyzm i roślinno-wegetacyjna egzystencja "poczciwych" Żelskich były zjawiskiem gorszym i bardziej szkodliwym od wybryków małomieszczańskiej hołotki. Myślę więc, że reflektor satyry należało skierować przede wszystkim w tę pierwszą stronę. Reszta tłumaczyłaby się sama przez się.

Jak to natomiast wypadło w realizacji Teatru im. Jaracza? - Prolog i epilog oraz objaśnienia, dołączone do programu wyjaśniają nam dość wyraźnie zamierzenia teatru. Samo przedstawienie ułożyło się jednak raczej po myśli tradycyjnego mieszczańskiego widowiska. Bo kiedy pod koniec ostatniego aktu Żelscy zamykają swój "dom otwarty", by wrócić do swej kawusi, szachów i fortepianu, by po perypetiach zetknięcia się z "życiem", trwać dalej w swej błogiej nicości"- nie budzą tej odrazy, którą świadomy widz może sobie wydedukować drogą własnej refleksji. Lecz czy zdoła dojść do tego samego widz bardziej prosty?

Widowisko reżyserował Leon Łuszczewski i na jego barki wypada złożyć odpowiedzialność za to generalne, moim zdaniem, niedociągnięcie przedstawienia.

Zauważyłem na wstępie, że z ról Bałuckiego każdy aktor może coś wykrzesać, lecz nie znaczy to, aby każdy teatr musiał sztuki Bałuckiego grać. Teatr im. Jaracza nie posiada po temu specjalnych warunków. Dlatego do najbardziej dla "Domu otwartego" charakterystycznej roli Fikalskiego powołano Ludwika Sempolińskiego, ufając w atrakcyjną siłę jego talentu. Osobiście nie jestem kreacją Sempolińskiego zbytnio zachwycony. Odskakuje ona za bardzo swym farsowo-kabaretowym stylem gry od reszty otoczenia. Zmechanizowanie zaś ruchów, przy dość martwej masce, pod którą gubi się wyrazistość gry fizjonomii z początku bawi, ale na dłuższy dystans nuży swą jednostajnością.

W innych rolach wyróżniają się aktorsko: Seweryn Butrym, Krystyna Królikiewicz i Henryk Modrzewski. Butrym dobrze wzywa się w postać wujaszka Telesfora, dobrodusznego, jowialnego safanduły, w którym nie wygasł jeszcze doszczętnie życiowy animusz. Krystyna Królikiewicz gra z temperamentem mieszczańską "belle-femme", kłamliwą, sprytną i obłudną. Modrzewski, jako jej zazdrosny mąż i posiedziciel, rozwija spory zasób pomysłowości aktorskiej, choć wydaje mi się, że rola ta nie zupełnie odpowiada rodzajowi jego talentu.

Udatne figury stworzyli: Emil Karewicz w roli Malinowskiego i Roman Stankiewicz - jako Fujarkiewicz z Mościsk; z ról kobiecych - Zofia Molicka, jako Kamilla, i Jadwiga Karczewska - Ciuciumkiewiczowa, solidnego kanapowego formatu.

Reszty obsady dopełniają: Konrad Łaszewski, Jerzy Szpunar, Bronisław Pawlik, Włodzimierz Fabisiak, Leon Gudowski, Zofia Petri, Krystyna Krasicka, Zofia Ankwicz, Helena Herbstówna i inni.

W ogóle, zarówno reżyseria jak i aktorzy, włożyli dużo starań, by w granicach swych możliwości uczynić przedstawienie zabawnym i składnym. Choreografia Janiny Mierzyńskiej zręcznie wplata się w tok akcji. Należałoby tylko zrezygnować z niektórych mało wybrednych szarż, tchnących trywialnością.

Dekoracje i kostiumy Iwo Galla, zgodne z duchem czasu, unikają tanich przejaskrawień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji