Artykuły

Dorośli czasem muszą sobie przypomnieć o marzeniach

Warto ruszyć w podróż w nieznane, by lepiej docenić uroki własnego kawałka świata. Tygrysek i Miś ruszą w poszukiwaniu Panamy, "gdzie wszystko jest większe i lepsze - z Ireneuszem Maciejewskim, reżyserem spektaklu "Ach,jak cudowna jest Panama" w Białostockim Teatrze Lalek, rozmawia Julita Stepaniuk w Kurierze Porannym.

"Ach, jak cudowna jest Panama" to bajka Janoscha - autora przeszło trzystu ilustrowanych przez siebie książek dla dzieci.

Ireneusz Maciejewski, reżyser: Lubię książki Janoscha. Pierwszym spektaklem który zrealizowałem na podstawie jego opowiadań był "Idziemy po skarb" w Teatrze Andersena w Lublinie w 2006 r. Następnie było przedstawienie "Dzień dobry świnko" w Teatrze Baj Pomorski w Toruniu. "Ach, jak cudowna jest Panama!" to kolejny trzeci tytuł, który realizuję tym razem z Białostockim Teatrem Lalek. Można powiedzieć, że na przestrzeni 11 lat pracy zawodowej Janosch często do mnie powraca. Lubię bohaterów Janoscha - są sympatyczni, bardzo ciepli i optymistyczni.

Jest Pan absolwentem białostockiego Wydziału Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej i wielokrotnie bywał Pan w BTL.

- Będąc jeszcze studentem w 2005 r. asystowałem reżyserowi Wojciechowi Kobrzyńskiemu przy realizacji spektaklu "Zamek". W międzyczasie moje spektakle były gościnnie pokazywane na scenie BTL. Jednak "Ach, jak cudowna jest Panama!" to moje pierwsze w pełni samodzielne reżyserskie doświadczenie z Białostockim Teatrem Lalek. I powiem szczerze, że BTL mógłbym nazwać teatrem wzorcowym. Naprawdę. W tym teatrze jest coś takiego, że wszyscy stają tu na wysokości zadania: od zespołu artystycznego po pracownię plastyczną, która bardzo dba o to, żeby to co jest w projekcie było dobrze zrealizowane. Wszyscy dają coś od siebie, zespół nie potrzebuje ciągłych konsultacji z kompozytorem czy scenografem. A wbrew pozorom nie jest to prosty realizacyjnie spektakl.

Czy realizując spektakl nie miał Pan problemu z przeniesieniem na scenę charakterystycznego stylu Janoscha?

- To właściwie pytanie bardziej do scenografa, Darka Panasa, z którym współpracuję od prawie 13 lat. Kilka razy podchodziliśmy do tego tematu i tak naprawdę najważniejszą dla nas rzeczą jest pogodzenie trzech aspektów: z jednej strony - przeniesienie postaci w takiej formie, żeby nawiązywały do oryginału, z drugiej - stworzenie naszej własnej kreacji artystycznej nasza i z trzeciej -oddanie ducha i klimatu towarzyszącego Janoschowi. Janosch jest bardzo specyficznym autorem. To są właściwie historie o codzienności. Tam nie ma wielkich dramatów, nie ma wielkich przygód, to nie jest gra o największą stawkę.

Nie ma tutaj jakiegoś hazardu, gdzie ratujemy czyjeś życie. To po prostu historie o codziennych wschodach i zachodach słońca, naszej codzienności. Staram się, żeby ten klimat Janoschowy przenieść na scenę. On bywa trudny w realizacji, ponieważ aktorzy potrzebują przysłowiowego "mięsa", potrzebują "dramatu". Dziwią się, dlaczego to jest takie lekkie, nienasycone jakimiś pokładami, trzecim dnem. Po prostu takie nie jest. Taki urok Janoscha - a my chcemy to jak najbardziej oddać. I myślę, że łączymy się tutaj ze scenografem Darkiem Panasem w jednym kierunku. Tak jak powiedziałem, wbrew pozorom ten spektakl jest trudny. Dużo dzieje się za parawanem, cała plastyka żyje. Naszym celem jest by ożywić plastykę w taki sposób, aby widz, który zna książkę mógł sobie od razu to jakoś skojarzyć. Przyjdzie do domu, otworzy książkę i powie "o! Tygrysek!". Świat plastyczny "Panamy", oprócz lalek-muppetów, w drugim planie budują multimedia. Darek Panas stworzył kilka obrazków, które nawiązują do ilustracji Janoscha. Staraliśmy się zbudować tak scenografię, aby to co jest nad parawanem nie było infantylnym obrazkiem. W sferę multimedialną przenosimy głównie pejzaż przyrody. Elementy, które tworzą pejzaż zurbanizowanego świata: a to wieża ciśnień, druty wysokiego napięcia, skrzynka pocztowa. Te wszystkie elementy mają za zadanie trochę dopowiadać postaci, przy których zatrzymują się nasi bohaterowie. Dlatego bardzo długo pracujemy nad takimi szczegółami, aby później to odpowiednio zagrało w spektaklu.

Wspomniał Pan o muppetach. Skąd zainteresowanie akurat taką formą?

- Konwencja muppetowa towarzyszy mi właściwie od początku pracy zawodowej, a konkretnie od mojej trzeciej realizacji w 2006 r., kiedy zrobiłem "Dzień dobry, Świnko". Muppety urzekły mnie gdy po raz pierwszy obejrzałem "The Muppet Show" Jima Hensona.

I to mi zostało do dziś, dlatego często robię takie spektakle. Chociaż na przestrzeni 12 lat pracy i 40 zrealizowanych premier robiłem różne rzeczy, to jednak większość z nich jest właśnie muppetowa. Bardzo lubię tę formę i chętnie ją wykorzystuję, także poza spektaklami, np. przy realizacji Studia TV "Spotkania" - zakulisowego programu Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Lalek "Spotkania" w Teatrze "Baj Pomorski" w Toruniu.

"Panama" to spektakl o marzeniach, a czy Pan spełnia swoje marzenia?.

- Czasami tak, ale często zapominam o tym. I dlatego myślę, że ten spektakl spokojnie można nazwać familijnym, ponieważ odpowiada zarówno na potrzeby dzieci i dorosłych. I to są te same potrzeby tak naprawdę. Z tą różnicą, że dzieci mówią o marzeniach i chcą je realizować, a dorośli czasami muszą je sobie przypomnieć. Moim zdaniem nigdy nie jest za późno, żeby wyjść z domu, zwiedzić kawałek świata. To też jest też spektakl o tym, że nasza codzienność bywa czasami nieznośna, kurczymy się w swoim własnym domku, swoim własnym świecie. Dopiero gdy wyjdziemy z domu, odbędziemy jakąś podróż, możemy go tak naprawdę docenić. Ale do tego potrzebne jest jakieś marzenie, musi być jakiś zaczyn, by ruszyć przed siebie. Nawet jeśli ta droga z powrotem przyprowadzi nas do miejsca, z którego wyszliśmy, musimy tę drogę przejść. Ten spektakl jest jak każda historia o drodze - ma nas pobudzić do tego, żebyśmy docenili to co mamy.

Dziecko zobaczy prostą historię. Miś znajduje skrzynkę z napisem "Panama" i jego marzeniem jest, żeby dostać się do Panamy - krainy szczęśliwości. Więc wyrusza w podróż. Ale dorosły może to odczytać w trochę inny sposób. Nie bez przyczyny w spektaklu znalazły się akcenty wzięte z popkultury, jak np. wieża ciśnień z filmu "Bagdad Cafe" Perciego Adlona, czy lekko zarysowany motyw muzyczny "Calling you" Jevetty Steele. To jest dla nas istotne - ta nostalgia, tęsknota za innym światem. Gdy nagle Miś znajduje skrzynkę z napisem "Panama" myśli sobie, "tak, tam wreszcie będę szczęśliwy" - jakby nie był do tej pory. Tak czasem bywa w dorosłym życiu. Gdzieś coś nagle zaczyna nam uwierać, zdarza się coś takiego, że człowiek chciałby wyjść z tego swojego dotychczasowego życia, być z kimś innym, gdzieś indziej, robić co innego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji