Świąteczne przedstawienie za kratami
Osadzeni z Aresztu Śledczego przy ul. Opolskiej w Olsztynie wystawili swoim bliskim "Diabelskie sztuczki". I udowodnili, że mogą wywołać uśmiech na twarzy maluchów. Współpraca Teatru z aresztem zaczęła się ponad rok temu. Teatr chciał wyjść ze spektaklem pt. "Raz, dwa król" do miejsc niekojarzących się ze sztuką. Tak się zaczęła głębsza współpraca. W końcu zrodził się pomysł przygotowania przedstawienia dla dzieci osadzonych, w którym zagrają właśnie ci ostatni - pisze Iwona Górke w Gazecie Olsztyńskiej.
Osadzeni z Aresztu Śledczego w Olsztynie pod okiem Jarosława Cupriaka, jednego z aktorów Olsztyńskiego Teatru Lalek, przygotowali przedstawienie pt. "Diabelskie sztuczki". W niecałe dwa miesiące przygotowali się do występu przed swoimi bliskimi. Dlaczego? Odpowiedź jest oczywista. Żeby poprzez teatr się resocjalizować. I pokazać społeczeństwu, że mimo, iż kiedyś zbłądzili, nie są na straconej pozycji. - Zależy nam, aby więzień po odbyciu kary i wyjściu na wolność został przyjęty przez społeczeństwo - mówi porucznik Gaweł Gałdziński, dyrektor Aresztu Śledczego w Olsztynie. Bo to, podobnie jak założenie rodziny i podjęcie pracy, daje szansę, że nigdy do więzienia czy aresztu nie wrócą.
Współpraca "Lalek" z aresztem zaczęła się ponad rok temu. Teatr chciał wyjść ze spektaklem pt. "Raz, dwa król" do miejsc niekojarzących się ze sztuką. Aktorzy zaprezentowali więc spektakl w kilku miejscach, w tym w Ochotniczych Hufcach Pracy i dwóch aresztach śledczych. Jednym z nich był olsztyński areszt przy ul. Opolskiej w Olsztynie. Z propozycją wyszli zresztą szefowie aresztu. Zapytali, czy aktorzy nie mogliby zagrać u nich. I zagrali.
Tak się zaczęła głębsza współpraca. W końcu zrodził się pomysł przygotowania przedstawienia dla dzieci osadzonych, w którym zagrają właśnie ci ostatni.
- Pomyśleliśmy, żeby zrobić coś dla najmłodszych i żeby aresztanci zobaczyli efekt w postaci uśmiechu na twarzy swojego dziecka - wyjaśnia Anna Ratkowska, zastępczyni dyrektora Olsztyńskiego Teatru Lalek.
W czerwcu wystawili pierwszy spektakl pt. "Kurczak numer jeden". "Diabelskie sztuczki" są drugim takim przedsięwzięciem, włączonym do programu radzenia sobie ze stresem poprzez sztukę. - Gdy zaczynaliśmy, nie wiedzieliśmy, jaki będzie tego efekt - przyznaje Gaweł Gałdziński. I dodaje: - Jest wiele podobnych programów, a skazani raz chcą uczestniczyć w nich chętniej, raz mniej.
Osadzeni, mimo początkowego oporu, bardzo poważnie traktują swoje role. Jeden z nich, pan Krystian odpowiedzialny za obsługę techniczną oraz wcielający się w rolę Mikołaja, martwi się, czy się nie pomyli. - Na przedstawieniu będą osoby, których nie znam - mówił przed premierą. Jego występ zobaczyć miał w sobotę także jego dwuletni syn oraz żona. On sam, żeby wziąć udział w tym wydarzeniu, przełożył swoją świąteczną przepustkę o jeden dzień.
W "Diabelskich sztuczkach" biorą udział nie tylko ojcowie. Pan Damian nie ma dzieci, ale i tak zgłosił się do występu. - Nikt mnie do tego nie zmuszał - zaznacza przed występem.
- Teraz czuję się odpowiedzialny za powodzenie tego spektaklu. Zobaczą go dzieci moich kolegów.
W przedstawieniu zagrał diabla. I jak się okazuje, ta rola była wyjątkowo trudna do obsadzenia. - Kiedy zgłosił się pan Damian, to było jak objawienie. On jest idealny w tej roli - przyznaje Jarosław Cupriak.
Warsztaty teatralne w więzieniu prowadził już po raz drugi. - Podczas tej edycji mieliśmy trochę mniej czasu na przygotowania, bo zaczęliśmy je w listopadzie, ale za to ćwiczyliśmy więcej, bo dwa razy w tygodniu - opowiada. - Początkowy upór został szybko przełamany. Musieliśmy bardzo szybko się poznać i zaufać sobie.
Co takie warsztaty dają osadzonym? - Dzięki tym zajęciom przełamują swoje słabości, ale także uczą się występować przed publicznością, a także pracować w grupie - mówi dyrektor Aresztu Śledczego. - To jest pewna forma terapii.
Por. Gałdziński zwraca także uwagę, że często osadzeni wywodzą się ze środowisk patologicznych. Kontakt z teatrem w areszcie jest dla nich czymś zupełnie nowym. Zarówno pan Krystian, jak i pan Damian, przyznają, że to dla nich nowe doświadczenie. Doświadczenie, które pomaga się zmienić. - Nie mogę powiedzieć, że jestem już zupełnie innym człowiekiem, ale ciągle się zmieniam - twierdzi Krystian.
Mówi, że robi to dla siebie i swojej rodziny. Żeby zobaczyli, że nie jest taki jak wcześniej. Także dla nich podjął pracę poza aresztem.
Pan Damian mówi o tym, jak społeczeństwo patrzy na więźniów. - Jesteśmy postrzegani przez pryzmat tego, że jesteśmy osadzeni. A jeżeli ludzie poświęciliby nam chwilę, poznali nas, to mogliby zmienić o nas zdanie - twierdzi.
Uważa, że tego typu akcje mogą się przyczynić do tego, by ludzie na wolności spojrzeli na nich inaczej. Podobne zdanie ma Anna Ratkowska: - Wydaje nam się, że ten projekt jest absolutnie niezwykły. Warto o tym mówić i to robić, bo każdy człowiek zasługuje na jeszcze jedną szansę - podsumowuje.
Sobotnie przedstawienie w areszcie oglądał komplet publiczności. Młodzi widzowie entuzjastycznie nagrodzili wysiłek biorących udział w "Diabelskich sztuczkach". Na koniec maluchy otrzymały prezenty od Mikołaja.