Artykuły

Opera mierzy się z najlepszymi

Opera Nova w Bydgoszczy kończy rok z sukcesami. Publiczność czeka jeszcze na koncerty sylwestrowe i noworoczne, a już trwają przygotowania do jubileuszowego 25. Bydgoskiego Festiwalu Operowego. Rozmowa z dyrektorem Maciejem Figasem.

MARTA LESZCZYŃSKA: Grudzień w operze to czas przygotowań do koncertów sylwestrowych i noworocznych.

MACIEJ FIGAS [na zdjęciu]: - To, wydaje się, ulubione przez melomanów koncerty. Świadczą o tym choćby kolejki, które co roku ustawiają się przy kasach w dniu rozpoczęcia sprzedaży biletów. Dlatego też formuła tych wieczorów w operze nie zmienia się od lat. Nie zmieniamy też realizatorów. Tegoroczny spektakl ponownie wyreżyseruje Sebastian Gonciarz, choreografię ułoży Iwona Runowska, scenografię przygotuje Mariusz Napierała, mamy również tych samych aranżerów, a sam podczas koncertów będę sprawował kierownictwo muzyczne.

Program jest już ułożony?

- Każdego roku zbieramy szereg propozycji piosenek, arii, duetów czy ansamblów, które mogłyby porwać publiczność. Wybór repertuaru nie jest jednak łatwy. Czasami znajdujemy propozycję znakomitego utworu, ale okazuje się, że nie przystaje on kompletnie do wizji reżysera. Zdarzają się utwory, o które jako realizatorzy toczymy długie batalie. Tak było w zeszłym roku z "Lawrencem z Arabii", do końca nie byliśmy pewni, czy wejdzie do repertuaru, a ostatecznie to on właśnie otworzył koncert. Perkusiści na scenie, orientalne dekoracje i balet w prze-pięknych kostiumach okazały się pozytywnym zaskoczeniem i udaną inauguracją tamtych wieczorów.

Czego posłuchamy tym razem?

- Nie chciałbym zdradzać tytułów konkretnych numerów. Zwłaszcza utworów w finałowym secie, na które publiczność czeka najbardziej, a w których nasi soliści prezentują się często z nieznanej dotąd strony. By nie psuć niespodzianki, powiem tylko, że finał ma szanse dorównać ubiegłorocznemu "YMCA", w którym nasi artyści uwodzili prowadzącego koncerty Macieja Stuhra. Zdradzić też mogę, że koncerty zaczynać się będą w stylu wiedeńskim. Będzie też blok operowy, operetkowy, a potem przejdziemy do szlagierów, nie tylko zagranicznych. Pomyśleliśmy również o polskiej piosence i mamy nadzieję, że niejednej osobie na widowni zakręci się łza w oku.

Koncerty sylwestrowe to doskonała okazja do wykorzystania nowego sprzętu, który opera zakupiła w tym roku dzięki ministerialnej dotacji.

- Oczywiście! Pierwszy etap modernizacji przeprowadziliśmy jak wiadomo, w wakacje, zaś ostatnie prace wykonamy po zakończeniu obecnego sezonu artystycznego. Cała modernizacja opiewa na ok. 13,5 mln zł. Dotąd wydaliśmy 9 mln - jest już zainstalowane nowoczesne oświetlenie, nagłośnienie i sterowanie urządzeniami mechanicznymi sceny. Udało się m.in. zainstalować system, który zapewni stuprocentowe pokrycie dźwiękiem dużej sali widowiskowej. Na liście zakupów znalazły się też m.in. 73 profesjonalne aparaty oświetleniowe - to urządzenia inteligentne, sterowane z pulpitu i mające rozmaite funkcje. Takie najnowocześniejsze rozwiązania stosowane są w najlepszych teatrach na świecie. Publiczność może tego nie zauważyć, gdyż nie mając wcześniej takiego wyposażenia, wypożyczaliśmy je od kilku lat i był to koszt nawet kilkuset tysięcy złotych rocznie. Tym razem koncerty zostaną obsłużone naszym własnym sprzętem, dającym realizatorom nieograniczone wręcz pole do popisu.

Opera ma powody do szampańskiej zabawy, bo kończy rok również z sukcesami artystycznymi.

- Najbardziej cieszą nas bardzo dobre recenzje jesiennej premiery "Falstaffa". Ten tytuł nie należy przecież do łatwych i nie chodzi tu jedynie o trudność, jaką sprawia realizatorom. Nie należy również do grona tytułów doskonale znanych publiczności. Po premierze zdarzały się głosy zaskoczenia, że to dzieło dalekie od najpopularniejszych oper Giuseppe Verdiego. Od początku uprzedzaliśmy jednak, że ta ostatnia opera kompozytora nie przypomina "Rigoletto", "Trubadura" czy "Traviaty". Z tym większą satysfakcją przyjmuję wysokie oceny, jakie otrzymuje zarówno spektakl, jak i jego reżyser Maciej Prus czy kierownik muzyczny Piotr Wajrak. Dodam, że Maciej Prus, który bardzo zżył się z naszą operą, z wielką satysfakcją śledzi sukcesy Falstaffa. Przypomnę, że ten nestor polskich reżyserów, który przejdzie do historii jako twórca wielu znakomitych realizacji, wyreżyserował już u nas "Cyganerię" Pucciniego i "Potępienie Fausta" Berlioza.

Udało się też w tym roku wydać długo wyczekiwane DVD opery "Rusałka".

- Prace nad nagraniem trwały bardzo długo, ale to dlatego, że zależało nam na produkcie najwyższej marki. Realizacja była prawdziwie karkołomnym wyzwaniem. Nagrania dźwięku odbyły się trzy lata temu, a sesje wideo dwa lata temu. Specjalnie odświeżaliśmy scenografię, by każdy szczegół na zbliżeniach wyglądał doskonale, np. poprawialiśmy każdy listek w balustradzie mostu. Korygowaliśmy również, także pod kątem zbliżeń, reżyserię. To dlatego w scenie Jeźibaby z Leśniczym i Kuchcikiem pojawiły się w garnku tego ostatniego prawdziwe powidła.

Wysiłek się opłacił?

- Napływają do nas sukcesywnie bardzo dobre recenzje z różnych krajów, a także z różnych wydawnictw muzycznych, często bardzo prestiżowych. Jeżeli nawet pojawiają się w nich uwagi krytyczne, to nie przynoszą nam ujmy, bo jesteśmy stawiani w jednym rzędzie i porównywani z najlepszymi nagraniami tej opery w świecie, jak choćby Metropolitan Opera czy Opera Paryska. W tych recenzjach wybrzmiewa ton zdziwienia, że miasto, którego nazwę tak trudno przecież wymówić, ma zespół, który był w stanie nagrać płytę zaskakującą jakością muzyczną i atrakcyjnością inscenizacji. Są tam także miłe słowa dotyczące montażu audio i wideo, w którym miałem przyjemność uczestniczyć.

Powód do satysfakcji ma chyba nie tylko opera, ale również Bydgoszcz?

- Na pewno, bo "Rusałka" to bardzo "bydgoskie" widowisko. Kristina Wuss, która wyreżyserowała spektakl, postanowiła akcję lirycznej baśni przenieść właśnie do naszego miasta. Początkowa wizja spektaklu była zupełnie inna, ale reżyserkę zauroczyło stare miasto i wodne zakątki Bydgoszczy. Stąd w inscenizacji wielość architektonicznych odniesień do naszego miasta -jest imponujących rozmiarów replika mostu Gdańskiego (dziś most im. Jerzego Sulimy-Kamińskiego), zabytkowa fontanna stojąca przed biblioteką na Starym Rynku, a nawet zabytkowy tramwaj, który jeszcze dziś zobaczyć można w odświętne dni na ulicach miasta. Nieprzypadkowo też jedna z postaci - Wodnik przypomina Przechodzącego przez Rzekę.

Rośnie apetyt na kolejne wydawnictwa?

- Dobre recenzje zachęcają. "Rusałka" to po "Manru" drugie nasze nagranie. Nie jest tajemnicą, że w najbliższym czasie ukaże się kolejne DVD, tym razem z baletem "Zniewolony umysł". Przygotowujemy się również do nagrania "Halki", wydanie planujemy w 2019, a wiec w roku, którego patronem będzie właśnie Stanisław Moniuszko.

Nowy rok to już przygotowania do wiosennej premiery i Bydgoskiego Festiwalu Operowego. Co na afiszu?

- Zespół naszej opery zainauguruje festiwal baletem Sergiusza Prokofiewa "Romeo i Julia", w choreografii Paula Chalmera, który stworzył już w naszym teatrze bijącego rekordy popularności "Dziadka do orzechów". Będąc ciągle pod wrażeniem geniuszu Prokofiewa, sam zamierzam przygotować spektakl od strony muzycznej. Zdradzę, że będzie to jeden z zaledwie dwóch polskich spektakli w programie jubileuszowego XXV Bydgoskiego Festiwalu Operowego.

Podobno jest szansa ściągnięcia do Bydgoszczy znakomitego zespołu z Kanady - Les Grands Ballets Canadiens de Montreal, który nigdy dotąd w Polsce nie występował.

- Niestety, żeby tancerze wystąpili w Bydgoszczy jeszcze jeden teatr w kraju musiałby zaproponować Kanadyjczykom występ na swojej scenie, a w domyśle partycypować w kosztach ich zaproszenia. Niestety, nie udało się takiego teatru znaleźć, choć kanadyjski zespól nie tylko wyraził chęć przyjazdu do Polski, ale otrzymał też na ten wyjazd subwencję rządu kanadyjskiego. Żałuję, że nie uda się nam wykorzystać tej wyjątkowej okazji.

Jak te zespoły już udało się zakontraktować?

- Nie chciałbym jeszcze odkrywać kart, ale proszę mi wierzyć, że festiwal będzie wyjątkowy.

Uchylmy choć rąbka tajemnicy.

- Przyjedzie do nas Nationaltheater Mannheim, a więc z partnerskiego dla Bydgoszczy miasta, który gościł już na naszym festiwalu, ale ze spektaklem baletowym. Tym widowiska razem pokaże dramat muzyczny "Herkules" Handla. Rozmowy z Niemcami prowadzimy już od wielu miesięcy, jesteśmy też po dwóch wizytach technicznych pracowników tego teatru. Po raz pierwszy przyjedzie do Polski Danish Dance Theatre, który pokaże u nas bardzo ciekawe spektakle baletowe "Kreda" i "Czarny diament". Zaprosiliśmy również zespoły z Brna i Sofii, które podbiły serca widzów na wcześniejszych festiwalach w Bydgoszczy.

Repertuaru będzie można szukać na uruchomionej już nowej stronie internetowej opery.

- Mamy nadzieję, że jej efektowna, tak sądzimy, szata graficzna spotka się z uznaniem internautów, melomanów i zachęci do wizyt w naszej operze.

Ta w najbliższych latach ma się powiększyć o kolejny krąg. Jak przebiegają przygotowania?

- Obecnie dużo mówi się o budżecie miasta i województwa, które mają partycypować w kosztach planowanej inwestycji. Byłem nawet pytany, czy te wątpliwości co do finansowania nie zrażają mnie do pomysłu rozbudowy. W odpowiedzi pozwoliłem sobie wrócić pamięcią do wielu lat wstecz, kiedy przeżywałem już podobne zawirowania związane z dokończeniem budowy opery w Bydgoszczy. Przetrwaliśmy tamten czas, więc nie mam wątpliwości, że i realizację czwartego kręgu uda nam się przeprowadzić. Myślę, że będzie pięknym uzupełnieniem architektury opery, a także pozwoli uporządkować tę część miasta Mam też nadzieję, że czwarty krąg ustabilizuje pozycję festiwalu Camerimage w Bydgoszczy, a nam pomoże wzbogacić artystyczną ofertę i codzienną pracę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji