Artykuły

Mumio z pojemnej niszy

- Jeszcze przed reklamami graliśmy przy pełnych salach - nie tylko w warszawskich teatrach. Nie ma jednak co ukrywać - to dzięki telewizyjnym spotom staliśmy się powszechnie rozpoznawalni - rozmowa z artystami Mumio, DARIUSZEM BASIŃSKIM, JADWIGĄ BASIŃSKĄ i JACKIEM BORUSIŃSKIM.

Dariusz Basiński: To z jakiej gazety pani jest?

Jolanta Gajda-Zadworna : Z Życia Warszawy.

Dariusz B.: Aaa, nas nie ma na stałe w Warszawie.

A gdzie jesteście, jak was tu nie ma?

Dariusz B.: W domach naszych.

Czyli gdzie?

Dariusz B.: Na Śląsku, w Katowicach.

Śląsk to podobno dobre miejsce dla artystów, inspirujące np. filmowców.

Dariusz B.: Operatorzy mówią o świetle, które ponoć jest w Katowicach wyjątkowe. Ale też, choć trudno niektórym w to uwierzyć, Katowice to drugie po Szczecinie najbardziej zielone miasto w Polsce.

Jadwiga Basińska: Przyjaciele z Warszawy chętnie przyjeżdżają tu na weekend. Teraz też się zapowiedzieli.

Czy dla kabareciarzy Katowice są równie inspirujące jak dla filmowców?

Jacek Borusiński: Nie jesteśmy kabaretem. Wyrośliśmy z teatru. Tam się spotkaliśmy, długo pracowaliśmy, a potem postanowiliśmy założyć własne stowarzyszenie teatralne. I zrobiliśmy pierwszy spektakl - w konwencji kabaretowej, który nazywał się "Kabaret Mumio".

No to sami jesteście winni.

Jacek B.: Że z taką nazwą zostaliśmy zidentyfikowani ku naszemu nieszczęściu?

Dariusz B.: Ale też trochę i szczęściu, bo gdyby nie ta nazwa, to na pewnego typu wody - szersze, byśmy nie wypłynęli.

Szersze wody to reklama?

Dariusz B.: Jeszcze przed reklamami graliśmy przy pełnych salach - nie tylko w warszawskich teatrach. Nie ma jednak co ukrywać - to dzięki telewizyjnym spotom staliśmy się powszechnie rozpoznawalni.

Skąd biorą się znane z reklamowych filmików hasła: kopytko i globusik? Gdzie wypatrzyliście Emilkę podbierającą kolegom wyrazy i jak tworzą się "dowalane ręce"czy "aczkolwiek" do powieszenia na lodówkę?

Jacek B: Bardzo ważna jest improwizacja, znalezienie elementu "prawdziwego", takiego, który trudno wymyślić. To jest coś, co zdarza się nagle, w jakimś momencie. Trzeba ten moment i to coś złapać i... oddać.

Dariusz B B.: A potem może zamrozić i spróbować za jakiś czas powtórzyć. Albo też pozostawić do jednorazowego wykorzystania, jak to się w wielu naszych spektaklach zdarza.

Dariusz B.: Najważniejsze, żeby się nie bać. Nawet już na scenie otworzyć się na swoją postać. Nie blokować jej, nawet w spektaklu, który ma szczegółowo obmyśloną partyturę. Choć często wydaje się w całości improwizowany.

Jadwiga B.: Bardzo lubimy "nieoczekiwalizm", który powoduje między nami momentalne sprężenie. Tworzą się wtedy krwiste postaci. Ostatnio nagrywaliśmy reklamową scenkę, która była napisana dla Darka i Jacka, ale postanowiliśmy, że nagram ją z Darkiem. Ta zmiana konfiguracji dodała niesamowitej ikry, scenka stała się kawałkiem wyciętym z życia.

Życie codzienne Was inspiruje?

Jacek B.: Najbardziej te sytuacje, w których człowiek jest sobą, zrzuca maski, odsłania się. Nie wyśmiewamy dziwactw czy nieporadności ludzi. Raczej je hołubimy, próbując zarazem odnaleźć je w sobie.

Dariusz B.: W każdym reklamowym spocie tworzymy odrębną postać. Sprzedawców może nie jest tak wielu, ale jeśli jesteśmy klientami, to za każdym razem budujemy bohatera od początku.

Czy to trochę nie przewrotne, a może nawet absurdalne - jak Wasze poczucie humoru - że kampania reklamowa, w której pracujecie dla innej firmy, wypromowała Was?

Jadwiga B.: Nas wypromowała przy okazji, bo jak piszą w prasie, firma znacząco zwiększyła sprzedaż. Z lekka absurdalne jest coś innego. Zostaliśmy uznani za odkrycie ubiegłego roku i objawienie estradowe, co brzmi ciekawie, jeśli wziąć pod uwagę, że działamy już jedenaście lat. Nasze spektakle widziała dość spora publiczność.

Bardzo się bronicie przed określeniem kabaret. Kim więc się czujecie - aktorami czy raczej może estradowcami?

Dariusz B.: Nie czujemy się kabaretem tak samo, jak nie jesteśmy satyrykami. Owszem, w sensie formalnym stworzyliśmy dwa spektakle mozaikowe, a jeśli chodzi o tematykę, to nie dotykamy w sposób oczywisty rzeczywistości, aktualności. Nikogo ani niczego nie parodiujemy,

Jadwiga B.: Nie tworzymy skeczy ani też nie opowiadamy kawałów. Nie interesuje nas polityka ani konkretne osoby. Śmiejemy się z nas samych.

Jacek B: Ale nie jest nam potrzebna żadna klasyfikacja tego, co robimy, szufladkowanie czy to do kabaretu, czy w innym para-, quasi gatunku.

Skąd wziął się tytuł Waszego debiutanckiego filmu, "Hi Way"?

Dariusz B.: To przede wszystkim debiut Jacka - bo to Jacka film. "Hi Way" to po angielsku autostrada, ale nie opowiadamy przecież o szosie. To film drogi, który mówi także o drodze od pomysłu do realizacji, o drodze pełnej spotkań i drodze kreacji. Poza tym tytuł pasuje też do postaci jednego z bohaterów, który jest typem szpanera, i on powiedziałby raczej "Hi Way" niż szosa czy autostrada.

Czego możemy się w filmie przede wszystkim spodziewać: skeczy, grepsów?

Dariusz B.: Przede wszystkim filmu, a nie komedii.

Jak mam to rozumieć?

Jacek B.: Często śmiejemy się na filmach np. Jarmuscha, a przecież nie są to typowe komedie.

Do tego stylu nawiązujecie?

Jacek B.: Nie można mówić o inspiracji wprost. To kino autorskie. Nie ma w nim świadomych nawiązań, chociaż wychowaliśmy się w pewnej kulturze, oddziaływała na mnie poetyka Jima Jarmuscha, wczesnego Woody'ego Allena czy czeskiego Milosa Formana. Pewnego powinowactwa z tymi autorami można się doszukać.

Premiera "Hi Way" była przesuwana. Czy to może dlatego, że materia Was przerosła?

Jacek B.: Wszystko zostało zrobione na czas. Rzeczywiście montaż trwał dość długo, ale gdyby nie względy marketingowe film "Hi Way" wszedłby do kina w pierwszym zaplanowanym terminie.

Dariusz B.: Plusem późniejszej premiery było to, że dodatkowy czas można było wykorzystać na nagranie soundtracku. Jeszcze przed wejściem filmu do kina.

Jesteście muzykami z wykształcenia?

Dariusz B.: Nie mam papierów muzyka.

Jadwiga B.: Ale jesteśmy też aktorami bez papierów.

A kim jesteście, według papierów, z wykształcenia?

Jadwiga B.: Darek jest romanistą, Jacek teatrologiem a ja skończyłam ekonomię. Muzykiem, choć bez papierów, jest Jarek Januszewicz.

"Mumio" to nazwa osadu skalnego na Kaukazie, składnika wielu medykamentów. Leczycie ludzi humorem?

Jacek B.: Nie chcemy etykietki "rozśmieszaczy", zwłaszcza kojarzonych z kampanią reklamową. Myślę jednak, że ludzie wciąż nie doceniają wartości śmiechu.

Jesteście "grupą przeciwną wszelkim sensom i znaczeniom". Gdzie szukacie sensu swojej działalności?

Jadwiga B.: Szukamy zabawnych elementów w codziennych migawkach z życia, w absurdzie, którego nie brakuje na co dzień.

Dariusz B: Lubimy tworzyć postaci, opierające się sztampie - dziwaków, ludzi z obrzeży.

Jacek B.: Podobno to, co robimy, jest niszowe. Cieszymy się, że nisza, w której funkcjonujemy, jest całkiem pojemna.

Na zdjęciu: kadr z filmu "Hi Way".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji