Artykuły

Samotny był jak pies, czyli Joseph Conrad i sprawa polska

"Conrad" Ingmara Villqista w reż. autora w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Marta Odziomek w Gazecie Wyborczej - Katowice.

"Wszyscy czujemy się opuszczeni i nie na swoim miejscu". Te gorzkie słowa płyną z ust bohaterów "Conrada", nowego spektaklu w reżyserii Ingmara Villqista w Teatrze Śląskim. Choć zrealizowany za pomocą skromnych środków, w udany sposób portretuje angielskiego pisarza polskiego pochodzenia Józefa Korzeniowskiego.

Jest lato 1914 roku, wybucha Wielka Wojna. W Zakopanem mnóstwo turystów z różnych stron świata. Konflikt na południu Europy trochę ich niepokoi, ale jeszcze chwilę tu pozostaną, by pooddychać górskim powietrzem, ponapawać się widokami Tatr i posłuchać, co do powiedzenia ma niejaki Józef Korzeniowski, kapitan żeglugi morskiej, a po godzinach pisarz. Niby Polak, ale już nie-Polak. Mieszka bowiem za granicą, w odległej - geograficznie i, przede wszystkim, mentalnie - Anglii. Jest od młodości emigrantem i zdążył już nasiąknąć "obcością". Nie pisze książek po polsku, tylko po angielsku (skandal). I - co gorsza - nie pisze w nich nic o Polsce (o zgrozo)! Nie przyczynia się tym samym do walki (piórem) o jej niepodległość. Dystansuje się od sprawy polskiej. Jest chłodny, milczący, a jak coś mówi, to o pogodzie (jakie to angielskie).

Conrad naprawdę był w Krakowie i w Zakopanem

Taki obrazek rysuje w swoim nowym, znakomitym spektaklu według własnego scenariusza, scenografii i opracowania muzycznego Ingmar Villqist. "Conrad", bo taki jest jego tytuł, został premierowo wystawiony na początku grudnia w Teatrze Śląskim, na zakończenie obchodów Roku Conradowskiego w Polsce, zorganizowanych z okazji 160. rocznicy urodzin pisarza. Bądźmy szczerzy - raczej nieznanego w naszym kraju. Przedstawienie jest więc szansą, by choć trochę poznać jego życie i twórczość.

Villqist postanowił umieścić akcję sztuki w Polsce, żeby widz nie czuł się zdezorientowany. Celnie założył, że obce są mu dzieła pisarza i jego życie. Swojsko więc będzie, jeśli to Conrada wrzuci się w (coraz bardziej) obcy mu świat. Na ziemie polskie w tamtym czasie Conrad (już w podeszłym wieku, za dziesięć lat umrze) rzeczywiście przyjechał z żoną i synami, chcąc pokazać im ojczyznę. Byli m.in. w Krakowie i w Zakopanem, gdzie był zapraszany na odczyty i spotkania.

W spektaklu również oddaje się życiu towarzyskiemu, choć jest ono dla niego uciążliwe, ponieważ pisarz nie potrafi poczuć już owego słowiańskiego romantyzmu i marzycielstwa połączonego z odwagą, które potrafi zamienić się w szaleństwo. Woli być ułożonym pragmatykiem z Zachodu, przedkładającym rozum nad emocje. Taki światopogląd wybiera.

Kiedy dysputuje z kolejnymi gośćmi, ten dysonans coraz bardziej jest widoczny.

Przekomiczne figury tajnych agentów

Jedni jego rozmówcy są prawdziwi, inni to wytwory jego wyobraźni, m.in. Józef Piłsudski, śmiało śniący o wolnej Polsce; tajemnicza Kobieta w Wielkim Czarnym Kapeluszu, na wskroś przesiąknięta młodopolskim dekadentyzmem i niezdrowymi fantazjami; Wuj w szlacheckim kontuszu, niepotrafiący zrozumieć, dlaczego Józef jest taki jakiś nieswój, Miś Zakopiański uświadamiający pisarzowi, że znalazł się między dwoma światami, które nigdy się nie zejdą.

Jest też Aniela Zagórska, młoda studentka, zafascynowana twórczością Conrada, później tłumaczka jego książek na język polski.

Aniela ma w spektaklu jeszcze jedną "rolę". Jest swego rodzaju przewodniczką po sztuce, łamie iluzję czwartej ściany, mówiąc wprost do widzów, wyprzedza lub komentuje akcję, dodaje własne spostrzeżenia. Właśnie po to, byśmy mogli trzymać rękę na pulsie. Całość poprzetykana jest faktami z życia pisarza, do czego przydają się przekomiczne figury tajnych agentów oraz - na zakończenie - udramatyzowanym opowiadaniem Conrada "Jutro", które pozwala nam na chwilę wejść w świat jego pisarstwa. Dość pomysłowa to wolta scenariuszowa, jednocześnie wpleciona w tok sztuki, wywiedziona z niego sprytnie.

Wszyscy spisali się na medal

Z tej barwnej mozaiki widz jest w stanie ułożyć sobie - oczywiście pobieżny i skrótowy, ale jednak przejmujący obraz człowieka przede wszystkim niezrozumianego przez świat. I bardzo osamotnionego. Polaka, ale myślącego po europejsku. Nie pisarza, ale mężczyznę walczącego ze swoimi demonami. I z codziennością, bo sława i pieniądze przyszły do niego nieprędko. Człowieka, który usiłuje udowodnić sobie i światu, że może dokonać czegoś wielkiego. Udało mu się to - Brytyjczycy wielbią go jako swojego pisarza do dziś. Jest takim Dostojewskim Zachodu. Jednocześnie jest to także przedstawienie o Polsce, która żywi się niezdrowymi mitami, żywymi do dziś.

Ten spektakl również (a może przede wszystkim) to istny koncert gry aktorskiej. Prym wiedzie Ewa Kutynia, która wciela się we wszystkie żeńskie role. To kreacja godna wielkiego podziwu i uwagi. Wspaniale w postać zagubionego Conrada wpasował się charyzmatyczny Artur Święs. Zgrany, wesołkowaty duet tworzą tajni agenci, czyli Andrzej Warcaba i Grzegorz Przybył. A Bernard Krawczyk błyszczy jak diament w roli oszalałego z tęsknoty kapitana z zaadaptowanego opowiadania Conrada. Cała piątka plus twórca przedstawienia spisali się po prostu na medal.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji