Pracownicy Opery Bałtyckiej zabierają głos
"Wycinek" tego, co chcielibyście wiedzieć na temat konfliktu w Operze Bałtyckiej, czyli komentarz przedstawicieli pracowników do oświadczenia dyrektora Warcisława Kunca. - Opera dzisiaj potrzebuje nowego rozdania, nowego otwarcia, nowej nadziei i nowej wizji, kogoś, kto będzie potrafił wyleczyć nie tylko finanse czy gmach, ale przede wszystkim mocno poranionych przez ostatnie półtora roku ludzi - piszą przedstawiciele pracowników Opery Bałtyckiej.
28 listopada na łamach "Gazety Wyborczej Trójmiasto" ukazało się oświadczenie dyrektora Opery Bałtyckiej Warcisława Kunca, w którym odnosił się do problemów, z jakimi od miesięcy mierzy się gdańska instytucja. Dyrektor mówił m.in. o finansach Opery, o planach zwolnień pracowników, o konflikcie ze związkami zawodowymi i kontrolach Państwowej Inspekcji Pracy odbywających się w instytucji.
Teraz, w odpowiedzi na to listopadowe oświadczenie, głos zabierają przedstawiciele pracowników Opery Bałtyckiej: Związek Zawodowy Polskich Artystów Muzyków Orkiestrowych, NSZZ "Solidarność" oraz Związek Zawodowy Pracowników Opery Bałtyckiej.
Rzecz o finansach
W swojej odpowiedzi na stanowisko dyrektora odnoszą się kolejno do punktów poruszanych w jego oświadczeniu. - Dotacja podmiotowa, jaką uzyskuje Opera Bałtycka od organizatora - Województwa Pomorskiego, jest najwyższą dotacją wśród wszystkich instytucji kultury na Pomorzu. W roku 2017 po ostatnich uzupełnieniach (400 tys.) wynosi ona 15,960 mln. Wystarcza jej zaledwie na utrzymanie budynku (2 mln zł) oraz pensje z ZUS ok. 243 pracowników teatru (12,600 mln). Pozostaje 1,360 mln. Z tego względu nie ma możliwości zapewnienia dużej liczby nowych produkcji, ich eksploatacji, a także eksploatacji istniejących już przedstawień - pisał dyrektor Kunc.
Pracownicy odpowiadają: "Dotacja dla Opery Bałtyckiej w postaci 15,4 mln zł utrzymuje się od kilku lat na tym samym poziomie. W tej chwili została zwiększona o dodatkowe 400 tys. zł. Za tę samą kwotę poprzedni dyrektor nie tylko nie zwalniał artystów, ale zatrudniał bardziej znanych solistów i wystawiał znacznie większą liczbę premier w ciągu roku. Nie należy zapominać, że sporą część dotacji pochłaniała wówczas działalność zlikwidowanego przez dyrektora Kunca Bałtyckiego Teatru Tańca prowadzonego przez panią Izadorę Weiss.
Należy zaznaczyć, że Pan Warcisław Kunc znał wysokość dotacji, startując w konkursie na dyrektora Opery Bałtyckiej, i zadeklarował, iż w tym budżecie jest w stanie prowadzić instytucję bez redukcji zatrudnienia, o czym ponownie zapewniał na spotkaniu ze związkami zawodowymi w maju 2016 roku w obecności Marszałka Mieczysława Struka oraz pracowników Departamentu Kultury Urzędu Marszałkowskiego.
Ponadto utrzymywał, że wynagrodzenia nie ulegną zmniejszeniu, po czym już w październiku 2016 roku, po miesiącu od objęcia stanowiska, obniżył je do poziomu najniższego od lat".
- Pan dyrektor Kunc usprawiedliwia wysokie koszty tegorocznych premier, porównując je z takimi produkcjami Opery Bałtyckiej jak "Ubu Rex", "Czarodziejski Flet" czy "Carmen". Wybór przedstawień jest tutaj nieprzypadkowy, są to najdroższe przedstawienia wyprodukowane w ciągu 8 lat pracy dyrektora Marka Weissa. W praktyce średni koszt premiery w trakcie dwóch kadencji poprzedniego dyrektora to niecałe 350 tys. zł - odpowiadają pracownicy Opery Bałtyckiej.
- Ponadto podając rzekomo niski koszt "Cyganerii" (536 tys. zł), pan dyrektor Kunc nie wspomina, iż produkcja ta została wypożyczona z teatru operowego w Niemczech, a nie zrealizowana przez Operę Bałtycką, zatem jest to jedynie koszt wypożyczenia. Scenografia i kostiumy nie są własnością naszej instytucji, przez co jej elementy nigdy nie będą mogły być w przyszłości wykorzystane.
Z kolei "Cyganerię" czy "Nabucco" widzowie mieli okazję obejrzeć jedynie kilka razy, a w obecnym sezonie artystycznym nie były grane ani razu.
Porównywanie kosztów ww. spektakli do "podobnych" w innych ośrodkach w Polsce jest również dużym nadużyciem, ponieważ wybrane przykłady są najdroższymi, jakie można znaleźć i stanowią wyjątki od reguły - podkreślają.
Przedstawienia Weissa na wyższym poziomie
Przedstawiciele pracowników mówią także o niskim poziomie artystycznym produkcji realizowanych za dyrekcji dyrektora Kunca. - Zarówno w naszej ocenie, jak i przede wszystkim ocenie krytyków - przedstawienia realizowane za czasów dyrekcji pana Marka Weissa były zdecydowanie na wyższym poziomie artystycznym, o czym świadczy dobór do obsad czołówki polskich solistów, liczne recenzje czy takie sukcesy jak występ w Operze Narodowej z "Czarną Maską" czy transmisja "Ariadny na Naxos" oraz "Gwałtu na Lukrecji" z telewizji Mezzo.
Nie jest więc zasadą, że wysoki poziom artystyczny idzie w parze z wydanymi pieniędzmi, gdyż sztukę tworzą ludzie - artyści
- podkreślają przedstawiciele związków zawodowych.
Mówią również o tym, że fałszywe jest twierdzenie o rzekomym wzroście liczby spektakli. - Spektakl jest spektaklowi nierówny. Obecnie mianem "spektaklu" Pan Dyrektor określa w zasadzie wszystkie wydarzenia - od pełnowymiarowych oper po własny wytwór "semi stage", koncerty z degustacją wina, "skróty" z oper, lekcje umuzykalniające dla przedszkolaków czy pokaz kinowy. Dla nas i dla znacznej części widzów natomiast spektakl to przedstawienie z udziałem orkiestry, chóru, solistów bądź balet z pełną scenografią i kostiumami - mówią.
Prawa pracownicze i kontrole PIP
Przedstawiciele pracowników mówią w swoim piśmie nie tylko o sytuacji finansowej opery, ale także o problemach związanych z łamaniem praw pracowniczych. - Pan dyrektor Kunc w bezpardonowy sposób podaje w tym punkcie, jakoby jedynym problemem związanym z łamaniem praw pracowniczych był brak zgody dyrekcji na uczestnictwo przedstawicieli związków zawodowych na spotkaniach służbowych pracowników z dyrektorem, poddając równocześnie takie prawo wynikające z zapisów ustawy o działalności związków zawodowych wątpliwość.
Oczywiście jest to zabieg celowy, który ma służyć ośmieszeniu żądania respektowania tego prawa i odsunięciu uwagi od istoty problemu - braku poszanowania przez dyrektora Kunca prawa pracy i prawa powszechnego.
Abstrahując od tego, że nie znamy przypadków, w których PIP zgłaszałaby do prokuratury "błahostki", to przykładów łamania praw pracowniczych, na które została zwrócona uwaga w czasie dwóch kontroli, jest cała lista - mówią związkowcy.
W liście wymienionej przez Państwową Inspekcję Pracy pojawiają się m.in.:
stosowanie tzw. umów śmieciowych zamiast umów o pracę, brak umów o pracę przed przystąpieniem do pracy (wypadek tancerki), przekraczanie tygodniowego limitu 48 godzin pracy, brak podjęcia działań mających na celu wyeliminowanie zachowań, które mogłyby być traktowane jako mobbingowe.
O relacji między dyrektorem a związkami zawodowymi pracownicy piszą tak: "Pan dyrektor Kunc pisze: <
Co ze zwolnieniami?
Ważnym punktem w piśmie dyrektora Kunca był ten, w którym odnosił się do planowanych zwolnień pracowników Opery Bałtyckiej. Pisał tam, że "Każdy dyrektor ma prawo dobrać sobie współpracowników, szczególnie na polu artystycznym i każdy pracodawca ma prawo, a wręcz obowiązek do oceny pracownika, zwłaszcza pod kątem artystycznym".
Pracownicy w swojej odpowiedzi mówią: "Oczywiście każdy dyrektor ma prawo zwalniać i zatrudniać pracowników, jednak w przypadku opery wymagane są pewne minimalne ilości artystów, aby mogła ona wystawiać spektakle na co najmniej zadowalającym poziomie.
Wszyscy znani nam dyrektorzy oper oraz filharmonii w Polsce mają tego świadomość i szukając środków finansowych, nie sięgają po nie w najprostszy i najgłupszy z możliwych sposobów - zwalniając doświadczonych pracowników".
Czytaj więcej: Opera w demonicznych barwach. Premiera "Sądu Ostatecznego" w Operze Bałtyckiej
- Dokonywana przez obecnego dyrektora redukcja etatów jest rozłożona w czasie, tak aby nie można jej było potraktować jako zwolnienia grupowe (powyżej 10% pracowników w ciągu jednego miesiąca). W efekcie osoby zwalniane pozbawiane są możliwości ewentualnego powrotu do pracy w pierwszej kolejności, jak również nie mają zastosowania inne istotne dla pracowników zapisy, takie jak zakaz zwalniania małżeństw czy wyłącznych żywicieli rodziny, co w obecnej chwili ma niestety miejsce. Ponadto w wielu przypadkach rzekoma redukcja etatów jest de facto sposobem na pozbycie się niewygodnych pracowników - mówią przedstawiciele związków.
Potrzeba refleksji, czyli jak się dogadać
W podsumowaniu swojego pisma pracownicy Opery Bałtyckiej mówią o całkowitej utracie zaufania do dyrektora, który - w ich opinii - nie podejmuje prób dialogu i nie chce realnie rozwiązywać problemów instytucji.
- Jedynym zaś pomysłem na rozwiązanie tego problemu jest w tej chwili zniszczenie zespołów orkiestry, chóru oraz techniki. Zapowiedź o pozyskaniu środków własnych można śmiało między bajki włożyć, gdyż przez ostatnie półtora roku poza zwiększonymi wpływami ze sprzedaży biletów (podniesienie ich ceny) nie zdołał pozyskać dla instytucji żadnego sponsora ani partnera finansowego.
Według nas taka postawa jedynie zaostrza konflikt oraz sytuację kryzysową i jesteśmy przekonani, że jedynie głęboka refleksja ze strony pana dyrektora nad własnym postępowaniem oraz sposobem, w jaki traktuje podwładnych, jak również zmiana krzywdzących, prowadzących do wyniszczenia instytucji decyzji, w tym przede wszystkim zwolnień, może uzdrowić sytuację.
Jednak nauczeni gorzkim doświadczeniem, jak również widząc skalę manipulacji występującą w oświadczeniu pana dyrektora, jesteśmy niemal pewni, że do takiej refleksji pan dyrektor nie jest zdolny - mówią pracownicy.
Podkreślają również, że plany dyrektora dotyczące budowy nowego gmachu Opery Bałtyckiej są na tę chwilę nierealne, co podkreślił także Marszałek Mieczysław Struk na spotkaniu, które odbyło się w maju 2017 roku.
- Poruszanie zatem tego tematu w chwili obecnej albo ma na celu odsunięcie uwagi od realnych problemów, w tym przede wszystkim nieudolnego zarządzania instytucją, albo, co gorsza, jest częścią większego planu i ma zaszczepić w społeczeństwie przekonanie, iż w obecnej formie, gmachu i z tymi artystami Opera Bałtycka nie ma prawa dalej istnieć Czarna wizja? Teoria spiskowa? Wciąż mamy nadzieję, że nie i że zapewnienia Pana Marszałka Mieczysława Struka o tym, że nie wyobraża sobie Pomorza bez Opery Bałtyckiej oraz że ze swojej strony zrobi wszystko, by sytuację w instytucji, za którą odpowiada, uzdrowić, są szczere i prawdziwe.
Opera dzisiaj potrzebuje nowego rozdania, nowego otwarcia, nowej nadziei i nowej wizji, kogoś kto będzie potrafił wyleczyć nie tylko finanse czy gmach, ale przede wszystkim mocno poranionych przez ostatnie półtora roku ludzi - artystów (...).
Tli się w nas jednak iskierka nadziei, że jeszcze można to wszystko posklejać i dlatego bardzo liczymy na wsparcie ze strony Marszałka Mieczysława Struka - na wsparcie i reakcję, którą nam obiecał - podkreślają przedstawiciele pracowników Opery Bałtyckiej.