Artykuły

Piłsudski i wojna prewencyjna

- Chciałem pokazać, co się dzieje po śmierci wybitnego przywódcy, otoczonego przez jednostki wierne i lojalne, lecz ustępujące mu intelektualnie - przed premierą spektaklu Teatru TV "Marszałek" [4 grudnia] z autorem Wojciechem Tomczykiem rozmawia Tomasz Zbigniew Zapert w tygodniku Do Rzeczy.

Tomasz Zbigniew Zapert: Dlaczego polska scena tak długo musiała czekać na Józefa Piłsudskiego?

WOJCIECH TOMCZYK: Nie wiem i nie umiem pojąć tej zdumiewającej absencji. Przygotowując swą sztukę, zgłębiałem dokumentację dotyczącą Marszałka, utwierdzając się w przekonaniu, jak bardzo barwnym i wielowymiarowym był człowiekiem. Niemniej przez ponad 80 lat, jakie upłynęły od jego zgonu, nie stał się pożywką dla twórców kultury. A jest przecież postacią wyjątkowo krwistą, plastyczną, a przy tym nieprzeciętnego formatu: czołowym Polakiem ubiegłego wieku. Wymarzonym bohaterem dla teatru, literatury, komiksu, filmu. 11 listopada sobie wprawdzie o nim przypominano, lecz funkcjonował wtedy jako element warszawskiego folkloru. Sztuka go ignorowała. Z rozmaitych powodów.

W PRL był objęty cenzorską anatemą. A u progu III RP "wybraliśmy przyszłość".

- Istotnie, kultywowanie polskich dziejów - najnowszych w szczególności - nie było wtedy w modzie, toteż Zachód sam zafundował sobie ich wizję i rozpowszechnia ją do dziś. Nawiasem mówiąc, o projekcie wojny prewencyjnej Piłsudskiego dowiedziałem się od obcokrajowca. W połowie lat 80. zeszłego stulecia przyjechał on z transportem darów do Polski, gdzie właśnie zniesiono stan wojenny. Przy okazji poszukiwał materiałów do swojej pracy magisterskiej, poświęconej próbie poskromienia Adolfa Hitlera. Kilka miesięcy po objęciu przez niego władzy w Niemczech Piłsudski proponował obalić jego reżim akcją zbrojną. "Nawet gdybyśmy my napadli na Hitlera, to też byłaby to wojna obronna" - akcentował, usiłując przekonać do swego pomysłu Francję. Niestety, bezskutecznie.

Było dla mnie upokarzające, że dowiedziałem się czegoś odkrywczego i tak istotnego o historii mojej ojczyzny od cudzoziemca. A przecież komuna nie miała już wówczas monopolu informacyjnego. Został złamany pod koniec lat 70., wraz TJ z narodzinami drugiego obiegu wydawniczego, z którego dorobku wielokroć korzystałem. Podobnie jak z przemycanej do PRL oferty oficyn emigracyjnych. Toteż kiedy otrzymałem propozycję napisania sztuki z okazji 150. rocznicy urodzin Piłsudskiego (5 grudnia 2017 r.), właśnie ów epizod z jego bogatego życiorysu wydał mi się szczególnie wart upublicznienia.

Zwłaszcza że, podobnie jak w międzywojniu, i dziś znajdujemy się między młotem a kowadłem.

- Nasza sytuacja geopolityczna w zasadzie niewiele się zmieniła. Wciąż graniczymy z Niemcami i Rosją. Przeprowadzka na Madagaskar nam nie grozi.

W przeciwieństwie do historycznych przekłamań...

- Nie potrafimy zaprezentować światu własnej historii - w wielu punktach kłócącej się z przekazem naszych sąsiadów. Tym bardziej należy ją zatem nagłaśniać. Mamy się czym chwalić! Weźmy choćby przykład z Czechów systematycznie przenoszących na ekran swoje wojenne przewagi - nieporównywalne z naszymi. Tymczasem w Polsce nie powstał film ani o Narwiku, ani Tobruku czy Monte Cassino.

Względnie o próbach uniknięcia lI wojny światowej.

- Pierwsza miała miejsce w roku 1933. Zakończyła się fiaskiem, ponieważ Europa - inaczej niż profetyczny Piłsudski - nie dostrzegła, a może nie chciała zauważyć, śmiertelnego zagrożenia ze strony narodowego socjalizmu. Rozczarowany Komendant nakazał więc podpisanie umowy o nieagresji z 111 Rzeszą, pragnąc , zagwarantować ojczyźnie jeszcze kilka lat pokoju. Może myślał, że w tym czasie znajdzie albo wychowa godnego kontynuatora swej politycznej strategii. Tak się nie stało. Umierając, powtarzał: "Oni na nas napadną".

Jak rozumieć pomysł dotyczący przekształcenia Polski w królestwo, zasygnalizowany z przymrużeniem oka przez Piłsudskiego?

- Chciałem pokazać, co się dzieje po śmierci wybitnego przywódcy, otoczonego przez jednostki wierne i lojalne, lecz ustępujące mu intelektualnie. Odchodząc, nie wskazał następcy, być może było to zasadnicze zaniedbanie. Doprowadziło do ostrych sporów i podziałów pośród sanacji. Roztrwoniono spuściznę Dziadka, a jego polityczny testament nie doczekał się realizacji.

Gdyby dożył do września 1939 r., zdołałby przekonać Francuzów i Brytyjczyków do umierania za Gdańsk?

- Tutaj wchodzimy w modną ostatnimi czasy historię alternatywną. Kto wie? Uwodzicielski dar Piłsudskiego mógł chyba zastopować Hitiera, znajdującego się pod jego wielkim urokiem. W maju 1935 r. poja-! wił się przecież na mszy żałobnej za duszę Marszałka w berlińskiej katedrze. Podobno była to ostatnia wizyta Hitlera w kościele.

Pisząc dialogi, posiłkował się pan archiwaliami?

- Jak najbardziej. Jestem wierny relacjom świadków. Korzystałem przede wszystkim z fundamentalnego "Diariusza" Kazimierza Świtalskiego oraz "Pamiętnika" Mieczysława Lepeckiego, adiutanta Marszałka. Czytałem również publicystykę, np. Stanisława Cata-Mackiewicza.

Miał pan wpływ na obsadę?

- Dyskretny. Zaufałem reżyserowi (Krzysztof Lang). W obiektywie operatora Adama Sikory wokół rezydującego razem z żoną (Dorota Landowska) i córkami w Belwederze Piłsudskiego (Mariusz Bonaszewski) ogniskuje się jego kamaryla. Walery Sławek (Mirosław Baka), Aleksander Prystor (Andrzej Grabowski), Kazimierz Bartel (Adam Woronowicz), Kazimierz Świtalski (Grzegorz Mielczarek), Bolesław Wieniawa-Długoszowski (Rafał Królikowski), Józef Beck (Wojciech Zieliński). W obliczu czerwonego i brunatnego totalitaryzmu deliberują, jak zachować pokój na Starym Kontynencie, który nie otrząsnął się jeszcze z wojennej traumy.

Europa wciąż jest bardzo bojaźliwa.

- Z niepokojem i lękiem spoglądam na jej apatię, niespójność, gnuśność, brak solidarności. To jest trudne do zaakceptowania. I wróży nieciekawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji