Artykuły

KLASYKA POLSKA. DZIEŃ SZÓSTY

"Ósmy dzień tygodnia" w reżyserii Armina Petrasa to spektakl niezwykły. Aż nie chce się wierzyć, że Niemiec tak znakomicie wyczuł polskie fobie i kompleksy - po spektaklu Starego Teatru, z Opolskich Konfrontacji Teatralnych Klasyka Polska dla e-teatru pisze Paweł Sztarbowski.

To nie jest tradycyjna adaptacja powieści, to znaczy przerobienie jej na dramat. Aktorzy mówią dialogami postaci, ale czasem wygłaszają po prostu opisy swoich czynności. Innym razem znowu, zamiast używać tekstu Hłaski stosują prywatne odzywki. Zaciera to granicę między fikcją a rzeczywistością. Bo czy to jeszcze jest granie? Czy widzimy postaci czy aktorów, którzy bawią się w kreowanie? Dużo w tym przedstawieniu swobodnego bycia i niezobowiązującej zabawy. Nie znaczy to, że widzom jest do śmiechu. Obraz rzeczywistości, jaki zostaje wysnuty przeraża raczej niż zachwyca.

Wszyscy mamy złudzenia. Często coś okazuje się nie takie, jakie być powinno. Właściwie o tym jest powieść Hłaski. Jednak Petras nie osadził akcji w wyraźnym peerelowskim przedziale czasowym, na jakimś zaplutym praskim osiedlu. To, o czym pisał Hłasko dotyka nas nadal, choć zmienił się system.

Na podłodze mnóstwo trocin zmieszanych z torfem, a wokół betonowe parkany, które na koniec okażą się tekturowymi zastawkami. W tej obskurnej scenerii wiją się bohaterowie. Załatwiają swoje sprawy mniejsze i większe.

W najpiękniejszej scenie Piotr (Krzysztof Zarzecki) rozsnuwa przed Agnieszką (znakomita Barbara Wysocka) błękitne niebo czyli płachtę, która wcześniej wyznaczała tło horyzontu. Nikomu nie pozwala po nim stąpać, by nie wybrudziło się błotem i trocinami. To przestrzeń specjalnie dla ukochanej. Gdy już szczęśliwi zaczynają się przytulać, ona wyjawia, że kocha innego. Czar pryska! Niebo staje się zwykłą zdezelowaną płachtą, umorusaną w błotnej brei. Taki już jest ten świat. Znakomita jest też rola, a właściwie role Marty Ojczyńskiej. Z równą werwą gra tancerkę erotyczną, co kobietę w moherowym berecie, która broni moralności młodych ludzi, śledząc ich miłosne igraszki.

Niesamowite jest też to, że krakowscy aktorzy umieli na ogromnej opolskiej scenie wydobyć intymny klimat Sceny Kameralnej w Krakowie, gdzie spektakl jest grany normalnie. Bo ta zabawa nie mogłaby się udać bez udziału widowni.

Honorów opolskiego teatru obroniła pokazywana poza konkursem "Ifigenia w Aulidzie" w reżyserii Pawła Passiniego. Można temu spektaklowi zarzucić manieryczność, niepotrzebne udziwnienia - np. Klitajmestrę grają trzy aktorki. Tylko po co zarzucać, skoro te manieryzmy działają? Scena lamentu potrójnej Klitajmestry (Judyta Paradzińska, Elżbieta Piwek, Ewa Wyszomirska) jest porażająca.

U Passiniego widać gardzienickie przygotowanie. Nie interesują go wypowiadane słowa. Zostawia tylko te najważniejsze. Resztę obudowuje świetną muzyką Tomasza Gwincińskiego, wydobywa chóralność. Nie ma tu bezpośrednich odniesień do dzisiejszego świata, choć akcja rozgrywa się w jakiejś współczesnej sali ćwiczeniowej. Tematem jest odwieczny motyw kozła ofiarnego. Naiwna Ifigenia (znakomita Aleksandra Cwen), która łamiąc strach i ból wypełnia to, co do niej należy i składa życie w ofierze za dobro państwa jest bohaterką na wskroś współczesną w każdych okolicznościach.

Mimo, że spektakl jest zwarty i trudny w odbiorze, porywa swoim transowym rytmem. Paweł Passini udowadnia, że jest jednym z najciekawszych młodych reżyserów, który z przedstawienia na przedstawienie tworzy swój osobisty, wyrazisty język. Czasem wpisane są w to niepowodzenia, jak zdarzyło się ostatnio w Teatrze Polskim w Warszawie. Taki już los poszukiwań. W Opolu jednak o porażce nie może być mowy, bo reżysera wspiera znakomity i oddany zespół.

Na zdjęciu: "Ósmu dzień tygodnia" w reż. Armina Petrasa, Narodowy Stary TEatr, Kraków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji