Artykuły

Na lewym brzegu Wisły

TELEWIZJA zwróciła się ostatnio do swoich widzów z apelem, by nadsyłali do Biura Studiów i Oceny Programów swoje opinie. Ryzykowne to nieco przedsięwzięcie zrealizowano właśnie teraz, gdy z małego ekranu raczej wieje nudą, gdy pokończyły się atrakcyjne filmowe serie, gdy nowe na dobre się jeszcze nie zaczęły, a nad podziw liczne magazyny trochę nam spowszedniały i co tu ukrywać, raczej też nie są najlepszej jakości.

Zdarza się oczywiście, trudno, żeby się me zdarzyło, że i w nich znajdzie się coś ciekawego, wartego obejrzenia, ba, nawet coś, co trzeba obejrzeć koniecznie, ale te rzadkie rodzynki niesłychanie trudno wyłowić z powodzi powszedniości. No bo skąd niby można wiedzieć, że np. w "ŚWIATOWIDZIE", takiej gorszej, a więc rzadko oglądanej odmianie "MONITORA", nagie będzie mowa o czymś tak wyjątkowo atrakcyjnym, jak ostatnio o dalszych losach Kongo-Müllera, z którym to przerażającym osobnikiem zawarliśmy niegdyś znajomość w filmie "UŚMIECHNIĘTY MĘŻCZYZNA"? Albo kto może odgadnąć, że w nudnawym, reportażowym cyklu "LUDZIE I ZDARZENIA", jako perła jakaś, zabłyśnie wizyta w krynickim sanatorium u Nikifora, który dawno przestał już być krynickim?

W ten sposób poszufladkowani, zmagazynowani, zniechęceni, oglądamy przeważnie film i teatr. Różnie też, zresztą, z tym bywa. Czasem oglądamy eksperymentalnie czechosłowacki film o młodzieży "GDZIE TWOJE MIEJSCE", czasem uśmiechamy z grzeczności na francuskiej komedii "ZŁODZIEJ Z TABIDAO", nudzimy się "Z ZAMKNIĘTYMI OCZYMA" po węgiersku, a więc setnie, by wreszcie rozerwać się "intelektualnie" przy gromkich "pif-paf" amerykańskiego "PŁYNNEGO ZŁOTA".

A w teatrze? W teatrze też nie to, co niegdyś. Kiedyś poniedziałek to był wielki dzień, święto Melpomeny. Dziś "ŻOŁNIERZ KRÓLOWEJ MADAGASKARU", "farsa stara i pełna czaru", ale wybawiła już nie jedno pokolenie.

Zapomnianym jej twórcą, a właściwie twórcą jej pierwowzoru, wodewilu "Wesoła warszawska przygoda" jest Stanisław Dobrzański, dziennikarz i komediopisarz krakowski z drugiej połowy XIX wieku. Byłby on zapomniany zupełnie, gdyby nie Julian Tuwim, ten niestrudzony szperacz, który gdzieś w starych papierzyskach odszukał, wodewil i na jego tle napisał "Żołnierza królowej Madagaskaru", rzecz o fin de sieclowej przygodzie pana mecenasa, ozdobie radomskiej palestry, przygodzie wynikłej z otwarcia kolei warszawsko-wiedenskiej. Rzecz zabawna, z której powiedzonka trafiły do codziennego użytku, jak chociażby owo westchnienie "Bój się Boga, Mazurkiewicz", albo "Kaziu nie męcz ojca". Rzecz sławna rolami Miry Zimińskiej i Ludwika Sempolińskiego w jej pierwszym, powojennym wznowieniu. Sławna piosenkami zebranymi i opracowanymi przez Tadeusza Sygietyńskiego, jak ta chociażby o Warszawie, o której mówiono, że jej nie ma. Kto więc przedtem nie widział "Żołnierza królowej Madagaskaru", na pewno nie żałuje tego wieczoru, tym bardziej, że przedstawienie było dobrze wyreżyserowane (Wanda Laskowska) i zabawnie grane (Kamilla - Barbara Krafftówna, Mazurkiewicz - Gustaw Lutkiewicz). My natomiast, którzyśmy oglądali "Żołnierza" już chyba z sześć razy (łącznie z dawanym 10 lat temu w telewizji), wzdychaliśmy trochę do czasów, gdy na lewym brzegu Wisły był telewizyjny teatr.

Sytuację ratują więc teatry prowincjonalne, którego to określenia używamy może trochę niewłaściwie, bo teraz teatry prowincjonalne o wiele mniej są prowincjonalne niż teatr warszawski, sytuację ratują tedy, jako się rzekło, teatry pozawarszawskie, jak np. ostatnio teatr katowicki, realizujący konsekwentnie swoje ambicje teatru politycznego. Sięgnął on w ubiegłym tygodniu do mało znanej w Polsce sztuki Ernesta Tellera, do "WYZWOLENIA WOTANA", komedii o fryzjerze, który chciał zbawić Europę. Aluzja zawarta w tej sztuce jest tak przejrzysta, że nie trzeba jej tłumaczyć. Dostatecznie tłumaczy ją samo już życie Ernesta Tellera, który po upadku Republiki Weimarskiej wyemigrował z Niemiec i który, widząc co tam się dziej, popełnił w 1939 roku samobójstwo. Popełnił je zdawszy sobie sprawę, że sztuka nie jest w stanie zatrzymać potwornego rozwoju wypadków, koszmarnego zbawiania Europy poprzez krematoryjne piece.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji