Noc listopadowa i Wyzwolenie
Oba przedstawienia Starego Teatru mają już swoją dość obfitą literaturę. Dowodzi ona jasno, że propozycja Andrzeja Wajdy jest nowym słowem w dziejach scenicznych "Nocy listopadowej", a propozycja Konrada Swinarskiego jest nowym słowem w dziejach "Wyzwolenia". Do tych stwierdzeń prowadzą zarówno rozważania estetyczne, jak historyczno-literackie. Z jednej strony pasja w rozszyfrowaniu pisarza, z drugiej związanie z nim własnych niepokojów i przemyśleń realizatorów - tak można w uproszczeniu określić momenty, które najbardziej fascynują w inscenizacjach krakowskich. Rezonans Wyspiańskiego interpretowanego przez Swinarskiego i Wajdę prowokuje pytanie, czy inscenizacje te znaczą coś razem, lub - innymi słowy - czy wynika coś z ich równoczesnej obecności w repertuarze? Czy istnieją w nich elementy wspólne z punktu widzenia społecznego, moralnego, a może realizacyjnego?
1.
Najłatwiej odpowiedzieć na to ostatnie pytanie. Oba przedstawienia w Starym odwołują się przede wszystkim do samego Wyspiańskiego, do kontekstu jego twórczości, do jego pojęć i jego wizji. Jest to drążenie w głąb; próba całościowego ogarnięcia dzieł, atakowanych za mętniactwo, złą poezję i dramatyczną niespójność (może i przez te ataki przekornie wywołaną); próba dotarcia do wszystkich warstw oraz przetransponowania na teatr ich wzajemnych zależności. W wypadku "Wyzwolenia" i "Nocy listopadowej" oznacza to konieczność zmierzenia się z problemami od wielu lat najchętniej załatwianymi przez skróty, z rzeczami uchodzącymi za anachronizmy, których we współczesnym teatrze nie da się obronić.
U Wajdy współistnienie ludzi i bogów jest czymś oczywistym, choć ludzie mówią, a bogowie śpiewają. Wyobcowanie postaci mitologicznych przez konwencję operową okazało się w perspektywie współczesnego teatru rozwiązaniem najprostszym. Raz przyjąwszy tę zasadę kompozycyjną przedstawienia widz toleruje Hermesa w gabinecie Lelewela i Aresa na ramionach żołnierzy, nie mówiąc już o Korze i Demeter w Łazienkach, czy Charonie uwożącym poległych. Swinarski rozbudowuje rolę Harfiarki, czarującej ogłupiałych protagonistów widowiska "Polski współczesnej", eksponuje Hestię przekazującą Konradowi pochodnię z wysokości cokołu, zachowuje - o tym później - cały finał z Eryniami. Pozostają nietknięte postaci-symbole i symboliczne działania.
Obaj reżyserzy kładą nacisk w realizacji na konsekwencję dramaturgiczną. Wprawdzie Wajda nieco Wyspiańskiego poprawia, zderzając na zasadzie przyspieszonego montażu fragmenty sceny w Belwederze z fragmentami sceny pod pomnikiem Sobieskiego, ale osiąga w sumie kompozycyjną jednolitość. Swinarski idzie dokładnie za tekstem, odsłaniając konstrukcję dramatyczną Wyspiańskiego jako układ dwóch płaszczyzn rzeczywistości: istniejącego teatru i odbywającej się w nim próby spektaklu.
Oba przedstawienia znakomicie dają sobie radę z tym, co się nazywa u Wyspiańskiego złą literaturą. Intensywności gry aktorskiej, uporowi w rozszyfrowaniu znaczeń tekstu zawdzięczają one przewagę treści nad słowem. W "Nocy listopadowej" dotyczy to głównie pary Konstanty - Joanna (Jan Nowicki i Teresa Budzisz-Krzyżanowska), bo wysoka poezja ginie w śpiewie, co znacznie ułatwia sytuację. "Wyzwolenie" nie stosuje żadnych ulg - cały tekst jest dokładnie punktowany. Mordercze zadanie dla Jerzego Treli, dość trudne dla Anny Polony i Izabelli Olszewskiej, wykonane nad wszelkie pochwały.
2.
W biografiach artystycznych Swinarskiego i Wajdy Wyspiański liczył się już wcześniej, ale inaczej. Tragedie galicyjskie, "Klątwa" i "Sędziowie", wystawione przez Swinarskiego w Starym, i "Wesele", sfilmowane przez Wajdę, obiektywizowały w pewien sposób zawarty w tych utworach obraz rzeczywistości społecznej. Ostatnie premiery stały się natomiast formą, niezmiernie istotnej z punktu widzenia dorobku obu reżyserów, wypowiedzi osobistej. I oto paradoksy: "Noc listopadowa" okazała się podsumowaniem głównego nurtu filmowej twórczości Wajdy, podsumowaniem w sensie myślowym, interpretacyjnym; "Wyzwolenie" okazało się kontynuacją tematu "społeczna ocena indywidualizmu" i dało Swinarskiemu bohatera, z którym, mógł związać nurtującą go problematykę wyraziściej niż kiedykolwiek przedtem; bohatera, którego szukał w "Dziadach" i którym w pełni nie stał się Konrad z dramatu Mickiewicza.
Paradoks często kryje prawidłowość. Motyw daremnego bohaterstwa, przewijający się w filmach Wajdy w związku z nieodległymi wydarzeniami historycznymi, u Wyspiańskiego oddalony w przeszłość, zyskał dziś dla reżysera przez to oddalenie wymiar wielkiego symbolu. Tego symbolu Wajda szukał w "Kanale" i "Lotnej", ale dotykając wydarzeń zbyt jeszcze żywych nie mógł go tam znaleźć w postaci tak czystej, jakim go znalazł w "Nocy listopadowej". Nie o samo oddalenie zresztą chodziło, czego dowodem "Popioły". Reżyser trafił u Wyspiańskiego na idealne sprzężenie mitu i historii, apoteozy i rozrachunku, tragizmu i goryczy.
Wajda jako inscenizator "Nocy listopadowej" wystąpił później, niż jego kontynuatorzy i okazał się od nich znacznie głębszy. Byłoby niesłuszne uważać przedstawienie w Starym Teatrze za proste przedłużenie "Kanału", "Lotnej" czy "Popiołów". Jest bardziej od nich skomplikowane, bardziej wieloznaczne, każe nie tylko rozumować, ale i rozumieć. Wajda zaproponował wizję teatralną, która odpowiada poetyckiemu, krypto-malarskiemu oryginałowi w planie estetycznym i która uwzględnia czynnik emocjonalny na równi z refleksją. To ostatnie wydaje się szczególnie charakterystyczne. Kiedy przed siedemnastu laty w "Kanale" reżyser tłumił wszystko, co mogło wyzwalać reakcję czysto emocjonalną, kiedy patosowi wspomnień przeciwstawiał cielesność umierania, miało to znaczenie społeczne i wręcz pedagogiczne, choć nigdy szydercze. Dziś na czynnik emocjonalny patrzy jak na nieodłączny element obrazu. Jest w "Nocy listopadowej" to, czego nie było w "Kanale" - euforia powstańczego zrywu.
Pamięta się ten fragment, o sile ekspresji bardzo dziś odważnej na scenie dramatycznej: nagle otwierające się w tylnej ścianie drzwi, w głębi, jak w kadrze filmowym, młodzi podchorążowie na wykładzie; na wezwanie zrywają się z krzeseł, nakładają płaszcze i czaka, wybiegają po karabiny, ustawione w lewo od drzwi, wracają, grupują się w sali. Z głębi wyprowadza ich Wysocki w szyku bojowym. Mając u boku zmonumentalizowaną Pallas Atenę, idą do przodu, ku widowni, z gwałtownym okrzykiem "do broni", śpiewanym jak patetyczna pobudka. Ten moment wyraża całą słabość i cały urok młodzieńczej akcji niepodległościowej, upojenie poczuciem swobody i wiarę w powodzenie. Pieśń nadziei poprzedza koszmar umierania. Czy zresztą koszmar? W "Nocy listopadowej" umieranie też jest patetyczne, poetyckie, i teatralne: ekspresyjne ruchy padających ciał, wydobywane błyskiem światła, melancholijne odejście z Charonem, kiedy most zwodzony unosi się za poległymi i odcina przestrzeń, w której się znaleźli. Oto historia nocy powstańczej zamknięta między obrazem wyjścia na scenę i zejścia ze sceny w tym samym punkcie. Jaskrawo teatralne jest u Wajdy to, co zachowane w wymiarach mitu i emocjonalne w podtekście. Sprawa czynnika emocjonalnego ma i musi mieć inny charakter w "Wyzwoleniu". To, co emocjonalne i tragiczne, jest u Swinarskiego najbardziej skupione, najmniej widowiskowe, rozgrywa się na pustej scenie. W kontekście poprzednich inscenizacji romantycznych tego reżysera uderza jednak co innego: dopuszczenie możliwości przyjęcia punktu widzenia bohatera dramatu, wyraźna akceptacja jego postawy. Po raz pierwszy bohater romantyczny został pokazany w teatrze Swinarskiego bez ironicznego cudzysłowu, po raz pierwszy wysłuchany tak serio, by nie powiedzieć: ze współczuciem. Hestia z pochodnią nie narzuciła ironicznego dystansu, który dawały nawet anioły w "Dziadach".
3.
Konrad w przedstawieniu Swinarskiego nie wchodzi na scenę jak wszystkie inne osoby zza bocznych kulis, ale to bynajmniej nie znaczy, że reżyser traktuje go jako postać z innego świata, postać czysto literacką, znak polemiki neoromantyka Wyspiańskiego z romantykiem Mickiewiczem. Przeciwnie, chce go mieć ludzkim, w tym najbardziej zobowiązującym znaczeniu, chce w nim prześledzić proces kształtowania się śwadomości jego jednostkowego losu w społeczeństwie. Dąży do rozpoznania wewnętrznych i zewnętrznych konsekwencji postawy czynnej, atakującej, ale i głęboko refleksyjnej. Szuka pisarskich i ludzkich wątpliwości samego Wyspiańskiego.
Swinarski sprawdza Konrada w trzech wyraźnych sytuacjach - na próbie-improwizacji spektaklu o Polsce współczesnej; w starciu z Maskami; w teatrze po spektaklu. Próba ujawnia na początku nadzieję Konrada na powiedzenie prawdy i wiarę w pozytywne działanie sztuki. Przebieg wydarzeń jednak tę nadzieję mu odbiera. Obserwując widowisko Konrad identyfikuje słowa jego protagonistów ze znanymi sobie fałszywymi sloganami ideowo-patriotycznymi. Z okrzykiem "warchoły, to wy", przeniesionym z innej sceny Wyzwolenia, rozpędza aktorów narodowej dramy. Samo widowisko jest dwuwartościowe - przedstawia społeczeństwo takie, jakie ono jest (to znaczy godne pamfletu), i równocześnie wyraża fałsz sztuki teatru. Jej konwencjonalne serio ośmiesza zresztą najbardziej pustą retorykę Prezesów, Kaznodziejów, Prymasów i Mówców, niezależnie od pijackiej aury ich zgromadzenia.
Scena z Maskami w przedstawieniu Swinarskiego ma charakter ciągu reminiscencji z autentycznych przeżyć Konrada. Najpierw są to spory z wyimaginowanymi lub rzeczywistymi przeciwnikami ideowymi rekonstruowane w wyobraźni jak na czarno-białej kliszy; później cień choroby i dręcząca obecność przy szpitalnym łóżku coraz to nowych antagonistów, odgrywających role lekarzy; w końcu śmiertelnie wyczerpujący atak, zastrzyk, rozpłynięcie się Masek we mgle i uspokojenie - żarliwa modlitwa, wizja opiekuńczej Hestii. Wszystko to funkcjonuje jako przeciwstawienie poprzedniej części, jaka - rozumiane inaczej niż u Wyspiańskiego - przeciwstawienie sztuka-życie. Że o doświadczeniach życia mowa, podkreśla motyw drugiego planu, towarzyszący polemikom z Maskami: scenę przechodzi młoda para, później kobieta brzemienna, później para z wózkiem. Prawa czasu i prawa biologii nie wydają się tu jednak sprzyjać Konradowi.
W obu tych sytuacjach - próba w teatrze, konfrontacja z Maskami - widać wspomnianą możliwość spojrzenia z perspektywy Konrada (choć nie koniecznie jego poglądów) i na widowisko narodowe, i na sprawy społeczno-egzystencjalne. Ani frazeologia bohaterów pamfletu, ani oportunistyczne wywody Masek nie podważają przekonania o słuszności jego punktu widzenia, a intymność scen "choroby" świadczy tylko o jego szczerości.
Sytuacja trzecia - w teatrze, po spektaklu - demaskuje pozorność sukcesu odniesionego w walce o uzdrowienie społeczeństwa na próbie "Polski współczesnej". W przedstawieniu Swinarskiego Konrad zaczyna jednak przegrywać już w scenie z Maskami. Nie dlatego, że jest od nich słabszy w argumentacji - dlatego, że jest pokonany fizycznie. Toteż jego atak na poezję w imię czynu nabiera wcześniej charakteru desperackiego, zwłaszcza jako atak na cień śmierci. Ten podtekst "osobisty" bierze górę u jednostki, uznanej za chorą i odrzuconej przez społeczeństwo, i prowadzi do finału, w którym szaleństwo protestu czy klątwa świadomości zamykają drogę dochodzenia do prawdy.
Konradowi Wyspiańskiego oszczędzone zostało w Starym Teatrze to, co spotkało na tej scenie Konrada Mickiewicza - demonstracja obojętności wobec jego zmagań wewnętrznych. Robotnicy teatralni w "Wyzwoleniu" przyjmują wprawdzie z rezerwą przybysza zakutego w kajdany, ale są raczej życzliwi i swoim zachowaniem nie poddają w wątpliwość jego myśli. Zanim przejmą tekst Erynii, usiłują powstrzymać szalejącego; na Edypowe samooślepienie już jako Erynie reagują przerażeniem. Finał można uznać za przyziemny - Erynie i Edyp są konsekwencją choroby Konrada, lub metaforyczny - człowiek, który nie chce iść na kompromis, zamyka oczy i bije na oślep. Jest to w końcu także wybór powstańców z "Nocy listopadowej". Koło się zamknęło. Taki wybór ma charakter tragiczny, może romantyczny, choć niekoniecznie wypływa z romantycznych pobudek.
4.
W "Wyzwoleniu" Swinarskiego zwraca uwagę przewaga motywów społecznych nad niepodległościowymi; przedmiotem zainteresowania są głównie te pierwsze, w sensie tradycji, mentalności, hierarchii, w temacie naród-jednostka. Potwierdza to, że "Wyzwolenie" stało się w polskiej klasyce sztuką dla Swinarskiego najbardziej współczesną, choć na scenie wyraźnie sytuowaną historycznie, zaludnioną postaciami z krakowsko-wyspiańskim rodowodem, co dotyczy i pamfletu, i aktu z Maskami. Analogiczne zainteresowanie tym, co społeczne, wykazuje także Wajda. W "Nocy listopadowej" nie występują żołnierze wrogich oddziałów, nie ma powstańczych sztandarów i barw narodowych, ani w muzyce - motywów znanych pieśni. Chodzi bowiem o sprawy wewnętrzne, sposób działania i mentalność.
Prowokująco podkreśla to rola, przypisana w przedstawieniu Wielkiemu Księciu Konstantemu. Konstanty występuje w widowisku "Nocy listopadowej" na
prawach postaci literackiej, bohatera dramatu historycznego, a nie historii samej. Jest to człowiek rozdarty między własne ambicje i emocje, a interesy państwa, które reprezentuje. Z tekstu Wyspiańskiego Jan Nowicki buduje postać przenikliwą, agresywną, niepokojącą. Wyrasta nowa osobowość - świadek, a zarazem uczestnik wydarzeń, któremu los dał i odebrał szansę zagrania bohatera tragicznego. W sytuacjach intymnych u progu sypialni, w sytuacji sędziego polskich zdrajców - Konstanty ukazuje się na przemian w uwzniośleniu i w poniżeniu. Uwznioślenie pozostaje jednak marzeniem, a histeria i strach rzeczywistością, co widać dość jasno, gdy po wtargnięciu powstańców do Belwederu daje się lokajowi wynieść z prześcieradłem. Bo też Wajdzie nie jest potrzebny Konstanty wyidealizowany, ale Konstanty myślący. Taki właśnie może być przeciwwagą narodowego mitu, mitu, który reżyser chciał pokazać w całej jego piękności - tak przecież utrwalonego w świadomości społecznej - i z całą jego niebezpieczną siłą.
Posługując się Konstantym, jako katalizatorem, ale unikając publicystycznego obiektywizmu teatr rysuje dość wyraźnie mechanizm niepowodzeń. Po entuzjastycznym wyjściu podchorążych na miasto widzimy chaotyczne przemarsze przez ulice, widzimy ludzi desygnowanych na przywódców, zaskoczonych, zajętych tylko własnymi sprawami i kolaboracjonistów, prześcigających się w wyrazach lojalności wobec zaborcy. Spontaniczny zryw i brak programu - tylko tyle od Wyspiańskiego do Wajdy, ale również poczucie tragizmu, powstrzymujące od arbitralnych twierdzeń.
"Noc listopadowa" Wajdy ma inny niż u Wyspiańskiego finał. Na scenie zasypanej liśćmi Konstanty wygłasza parę zdań zawartych w tekście wcześniej. "Zaczęło się to wczoraj - tak wczoraj z wieczora. /Od czego się zaczęło - i co to się stało?/ Liście spadły..." Te słowa spełniają podobną funkcję, jak w filmowym "Weselu" obraz chaty bronowickiej, panoramowanej z oddali w listopadowych mgłach. Oddalenie nie łagodzi goryczy refleksji.
5.
I "Noc listopadowa", i "Wyzwolenie" w Starym Teatrze pozostawiają wrażenie obcowania z dziełem tragicznym; wykazują zrozumienie tragizmu w ujęciu Wy-
spiańskiego i na swój sposób je sprawdzają. Ani Wajda, ani Swinarski nie odżegnują się od antyku. Nałożenie na sprawy polskie motywów z mitów greckich, pełne dobrej wiary w "Nocy listopadowej" (Kora i obietnica odrodzenia przez śmierć), a podnoszące bohatera w "Wyzwoleniu" (przywołanie w tekście Prometeusza, Orestesa i Edypa) - wykorzystują w swoim własnym komentarzu do sprawy. W "Nocy listopadowej" symbolika mitologiczna jest z jednej strony znakiem mitu narodowego, z drugiej - elementem obrazu, kompozycji teatralnej. W "Wyzwoleniu" ta symbolika jest przede wszystkim elementem świadomości, ucieleśnia się na końcu jako sposób kreowania mitu Konrada. Zarówno tak pojmowany tragizm zbiorowości, jak tragizm jednostki wymagają jednak wspólnej, silnej podstawy - jest nią przekonanie o istnieniu trwałych wartości moralnych.
Z tego punktu widzenia można by uważać przedstawienia krakowskie za kontrę na stwierdzenie niemożliwości tragedii w świecie współczesnym. Niezależnie bowiem od wieloznaczności języka teatralnego, którym posługują się dziś reżyserzy, od jaskrawości środków - pozwalających teoretycznie zrelatywizować wszystko, co wyrażają (układ mit-szaleństwo) - stosunek tych przedstawień do Wyspiańskiego, jego ludzkiej prawdy i prawdy o społeczeństwie, określa powaga. "Noc listopadowa" i "Wyzwolenie" są także odbiciem procesu twórczego teatru - widz idzie śladem realizatorów, odkrywając sens ich przemyśleń w trakcie trwania dramatu. Widać, że nie były robione dla potwierdzenia z góry przyjętych założeń. Stąd ich konkretność, jasność, autentyczność. Zadziwiające, jak dużo w nich treści i jak mało publicystyki.