Artykuły

Tragedia ze szczęśliwym finałem

Poruszająca historia miłości zaklętej w łabędzia Odetty i księcia Zygfryda, piękne kostiumy oraz przejmująca (choć z płyty) muzyka Piotra Czajkowskiego to największe atuty "Jeziora łabędziego", zaprezentowanego w niedzielny wieczór w Gdynia Arenie przez Royal Moscow Ballet. Choć atmosfera na widowni przypominała bardziej rodzinny piknik niż wydarzenie kulturalne, publiczność bawiła się znakomicie, nagradzając wykonawców gromkimi brawami nie tylko po zakończeniu, ale i w trakcie trwania spektaklu - pisze Ewa Palińska w portalu Trójmiasto.pl.

Royal Moscow Ballet (nie mylmy go z Moscow City Ballet, który również odwiedza nas regularnie i ma podobny profil działalności) od dwudziestu lat prezentuję na całym świecie najsłynniejsze ze spektakli baletowych. W niedzielny wieczór w Gdynia Arenie zespół zaprezentował "Jezioro łabędzie" - arcydzieło Piotra Czajkowskiego, z choreografią stworzoną przez Mariusa Petipę, Lwa Iwanowa oraz Anatolija Emelianowa.

Rosyjscy baletmistrze z różnych formacji odwiedzają Trójmiasto od lat, prezentując swoje spektakularne, przygotowane dla licznej publiczności widowiska. Z reguły takie imprezy są jedynie krótkim przystankiem podczas długiej i wyczerpującej trasy, dlatego ich realizacja rządzi się szczególnymi prawami - widowisko przygotowuje się w taki sposób, aby można wystawić je nawet na prowizorycznej scenie, w każdych warunkach, a po spektaklu szybko spakować i przemieścić się w kolejne miejsce.

Największym zarzutem, jaki organizatorom niedzielnego widowiska stawiali widzowie, był fakt, że balet tańczył do muzyki z płyty. Miejmy jednak na uwadze, że to częsta praktyka stosowana również (na szczęście nie nagminnie) przez zespoły baletowe występujące stacjonarnie, na własnych scenach (do płyty tańczył zarówno Bałtycki Teatr Tańca Izadory Weiss jak i obecny balet Opery Bałtyckiej).

Warto również podkreślić, że są to wydarzenia kulturalne pełniące funkcję rozrywkową, dlatego stawia się w nich przede wszystkim na brawurę, wyrazistość i atrakcyjność wizualną, a nie stylowość, choć baletmistrzom z Royal Moscow Ballet w niedzielny wieczór udało się to znakomicie wypośrodkować.

Scenografia była skromna, jednak zdawało się to nie mieć większego znaczenia, ponieważ uwaga widzów skupiała się na ruchach tancerzy. Duże wrażenie robiły też piękne, stylowe kostiumy. Poziom widowiska, w porównaniu z podobnymi, "wędrownymi" projektami baletowymi, był wysoki. Szczególnie dobrze wypadli odtwórcy głównych ról - Odetty/Odylii i księcia Zygfryda, a także Rotbarta. Numery zbiorowe, zwłaszcza w sali balowej, wydawały się dość chaotyczne i nie najlepiej zsynchronizowane, ale trudno dokonać rzetelnej oceny, siedząc z tyłu sali i bokiem do sceny. O telebimie organizatorzy niestety nie pomyśleli.

Przyznam, że brakowało mi wizualnych akcentów, które zilustrowałyby numery instrumentalne. Kiedy tylko artyści schodzili ze sceny, gasły reflektory i publiczność zmuszona była wysłuchiwać muzyki z płyty w zupełnej ciemności.

Jak zostało wspomniane, objazdowe widowiska baletowe rządzą się swoimi prawami i zdejmują z publiczności obowiązek stosowania się do filharmonicznej czy operowej etykiety. A skoro widzowie mieli więcej luzu, to chętnie z tego przywileju korzystali, nagradzając artystów spontanicznymi oklaskami w trakcie trwania spektaklu, nucąc pod nosem znane motywy, które wyszły spod pióra Czajkowskiego, czy zajadając się goframi. Skoro muzyka odtwarzana była z płyty, to czuli się również zwolnieni z obowiązku zachowania ciszy, czasem pełnym głosem komentując akcję sceniczną.

Wielu osobom taki luz oraz formuła widowiska bardzo odpowiadały:

- Uwielbiam operę i balet, ale podczas typowych spektakli czuję się zbyt spięta - etykieta mocno mi uwiera - zwierzała się jedna ze słuchaczek w przerwie spektaklu. - Takie imprezy jak ta dzisiejsza bardzo mi odpowiadają, ponieważ umożliwiają kontakt ze sztuką nawet takim osobom, jak ja, nie posiadającym fachowej wiedzy. Nie jestem w stanie ocenić, czy to, co oglądamy jest dobre, bo się na tym w ogóle nie znam. Mogę natomiast szczerze wyznać, że bawię się znakomicie.

Koneserzy baletu do takiej "luźnej" konwencji podeszli jednak z dużą rezerwą.

- Balet to sztuka wyrafinowana, wymagająca odpowiedniej oprawy, a tutaj sprowadza się go do roli show dla mas. Nie podoba mi się to i raczej się nie skuszę się na tego rodzaju "imprezę" po raz kolejny, ale rozumiem, że i na takie widowiska istnieje zapotrzebowanie - opowiadał Marian. - To tak jak z sushi. Dla jednych to filozofia i przejaw kulinarnego artyzmu, więc nie tkną nic, co nie jest dziełem wybitnego szefa kuchni. Inni natomiast z nie mniejszym smakiem zajadają się odpowiednikami z marketów, produkowanymi masowo. Na rynku jest miejsce dla obu tych grup.

Widzowie byli również zaskoczeni (niektórzy z nich wręcz zbulwersowani) zmianami wprowadzonymi w fabule, przez co historia tragicznej miłości skończyła się ... szczęśliwie. Choć publiczność sugerowała, że widocznie zabrakło artystom pomysłu na to, jak ów tragiczny finał przedstawić, powód był bardziej prozaiczny. Rosyjskie balety wprowadziły zmiany w fabule już w latach 30 - tych XX -wieku, ponieważ taki wymóg postawiły im władze sowieckie, którym przewodniczył wówczas Józef Stalin. Najwyraźniej wciąż trzymają się tej "tradycji".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji