Artykuły

ABBA była dla nas wolnością

Teatr Piwnica przy Krypcie w Szczecinie, prezentuje premierowe przedstawienie "Moja ABBA". Z tej okazji zapytaliśmy wybrane osoby o wspomnienia muzyczne z czasów szarego PRL-u - pisze Małgorzata Klimczak w Głosie Szczecińskim.

PRL to był okres, kiedy muzyka była dla wielu największym powiewem wolności i oknem na zachód, w którym królował kolor, fantazja, i do którego wielu z nas potajemnie wzdychało.

W Polsce, kraju leżącego w strefie wpływów ZSRR, jeszcze nie było najgorzej. Władze, mimo niechęci, pozwalały jednak na słuchanie zachodniej muzyki, wychodząc z założenia, że jak się młodzież zajmie muzyką, to nie będzie zajmować się polityką.

Muzyka była różna. Dla jednych ważny był kolorowy świat disco, dla innych rock, a jeszcze dla innych jazz. Jazz ze "zgniłego zachodu" propagował Leopold Tyrmand. Lata 50. i 60. to w Polsce złoty okres, bo wtedy zaczęli grać najlepsi jazzmani. A potem w latach 70. pojawiło się disco. Słuchaliśmy ABBY, Boney M czy Bee Gees. Dla wielu osób sentyment do tych zespołów pozostał, jak dla głównej bohaterki spektaklu "Moja Abba".

Akcja sztuki opiera się na tym, że ABBA przyjeżdża do Polski i występuje w publicznej telewizji. To pierwszy taki zespół, który można zobaczyć. Okazuje się, że to inny świat. Wydarzenia z tamtych lat posłużyły za kanwę sztuki, która była wystawiana już w kilku teatrach i cieszy się powodzeniem. Przed jedną z premier autor, Tomasz Man, mówił tak:

"Tak to się zaczęło - mówi Tomasz Man, autor sztuki i reżyser spektaklu. - Jest 1978 rok. Jest blok. W bloku, w swoim pokoju, siedzi chłopak. Wchodzi mama. Ma płytę ABBY. Spod lady. Na okładce ABBA w Rolls Roysie. Chłopak pyta mamy, czy to raj. Włącza adapter na balkonie. Kładzie delikatnie płytę, żeby nie zarysować! Śpiewa i tańczy razem z ABBĄ. Sąsiadka, co miała za męża boksera, wychodzi na balkon. Wieczorem chłopak - zamiast ze swoim szarym misiem - kładzie się spać z płytą ABBY. Ja, ośmiolatek, zapytałem wtedy mamę, gdzie jest taki świat i czy to jest prawdziwy raj?".

Szczecińscy realizatorzy też mają swoje wspomnienia z tamtego czasu.

- Pamiętam ten przyjazd ABBY do Polski. Miałem wtedy 9 lat i przykleiłem się do telewizora - mówi Paweł Niczewski, reżyser przedstawienia. - Wcześniej już tańczyłem na szkolnych dyskotekach do muzyki ABBY. Pamiętam wielki obciach, bo wychowawczyni kazała nam się ubrać na dyskotekę w mundurki harcerskie i tak się bawić na imprezie. Można się zastanawiać na ile oni się przyczynili do obalenia u nas komunizmu i żelaznej kurtyny, a na ile ich przyjazd do Polski był próbą odciągnięcia społeczeństwa przez władze od polityki. Tak czy inaczej, wspominam to jako wydarzenie dzieciństwa. Przylecieli ludzie z innego świata, stąd zaczęliśmy tęsknić za tym ich światem - za tym, by się nie bać i nie chodzić szaro ubranym.

Wielu ówczesnych młodych ludzi szukało wolności w estetyce rocka.

- W liceum byłem basistą pewnego zespołu i nie były to klimaty w stylu ABBY - mówi Konrad Pawicki, aktor. - Graliśmy w szkolnej bibliotece i było to dosyć głośne, bo doprowadziliśmy do rozpaczy panią bibliotekarkę i nas stamtąd pogoniła. Zespół się rozpadł, a ja mam teraz zagrać na basie utwory ABBY. Można ich lubić lub nie, ale byli w PRL-u powiewem wolności i świeżości.

Jeśli chodzi o obalanie systemu od środka, rock się do tego nadawał znakomicie. Nieco starsi pamiętają pierwsze płyty Rolling Stones i The Beatles. Histeria była ogromna i trudna do opanowania.

- Rolling Stones też przyjechał do Polski, ale zobaczyli ten zespół tylko nieliczni na koncercie w Warszawie - mówi Andrzej Borkowski, mieszkaniec Szczecina. - Teraz można to oglądać tylko w archiwalnych materiałach. ABBA to był prawdziwy show dla wszystkich.

W latach 80. pojawili się nowi idole, których można było oglądać w MTV, a w polskiej telewizji w Przebojach Dwójki.

- Kobiety się naśladowało, a mężczyznach się kochało -mówi Iwona Tokarska, mieszkanka Szczecina. - W mojej klasie każda dziewczyna miała swojego idola - Michael Jackson, George Michael, Limahl.

Wspomnieniami z tego czasu dzieli się z nami też marszałek. - Dla dorastającego w PRL-u nastolatka dopiero lata 80. były okresem, w którym zacząłem świadomie słuchać i mogę mówić o własnych wyborach muzycznych - wspomina Olgierd Geblewicz, marszałek województwa zachodniopomorskiego. - Od ABBY wolałem... punk rocka. Namiętnie słuchałem Sex Pistols, The Clash, Dead Kennedys, ale i mocniejszych brzmień. Fascynowała mnie scena alternatywna, głównie punk rockowa, ale lubiłem też hard rocka i heavy metal, jak choćby Led Zeppelin, ACDC, kultowy w Polsce Iron Maiden. Właściwie w tamtych latach słuchało się wszystkiego, co interesujące, nie stroniłem więc od klasyki typu The Beatles, The Doors, Deep Purple, Simon & Garfunkel, Talking Heads, generalnie od muzyki spod znaku 4AD - moje pokolenie będzie wiedziało, o czym mowa. Słuchało się wszystkiego, co wpadło do rąk. Gdy mój tata wyjeżdżał do Stanów, zawsze prosiłem go o przywiezienie muzyki, która później była kopiowana z magnetofonu na magnetofon. Jakikolwiek winyl był wówczas rarytasem, choć wychodziły polskie edycje płyt, na przykład The Smiths, których do tej pory bardzo lubię słuchać, czy Joy Division - obowiązkowego repertuaru dla każdego szanującego się młodego człowieka tamtej epoki.

- Natomiast ABBA, podobnie jak Bee Gees - to była muzyka młodzieńczych potańcówek, gdzie puszczało się klasyczny pop i disco odróżniający nas od fanów obciachowego w naszym przekonaniu Modern Talking, Limahla czy italo disco - dodaje Geblewicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji