Artykuły

Grudniowe premiery

W 1923 roku powołano w Poznaniu nową scenę Teatru Rozmaitości, która spośród rozmaitych efemerycznych organizmów teatralnych przedwojennego Poznania, nie licząc oczywiście stałych scen Teatru Polskiego i Teatru Wielkiego, okazała się najtrwalsza. Siłą zabiegów organizatorskich Mieczysława Rudkowskiego dyrektorującego 11 lat tej placówce, jej istnienie utrwaliło się w teatralnym pejzażu miasta i trwało w nim chwalebnie ze zmiennym jednak szczęściem do artystycznego oblicza. Trzy wszakże sprawy w dziejach tego teatru nie dają się zlekceważyć - że przez scenę tę przewinęła się gościnnie cała plejada gwiazd przedwojennego teatru, że wprowadzano na scenę sporą ilość sztuk polskich autorów współczesnych, i że w codzienności tego teatru zaistniał w roku 1927 Edmund Wierciński ze sporym gronem Redutowców. Występowali wówczas w zespole tego teatru m. in. Jacek Woszczerowicz, Jerzy Zawieyski, Feliks Krassowski. Wówczas to wystawiono "Sen" Felicji Kruszewskiej, po który sięgnął teraz Stanisław Hebanowski w Gdańsku, "Maski" Crommelyncka, "Śnieg" Przybyszew-skiego, "Papierowego kochanka" Szaniawskiego, "Łyżki i Księżyc" Zegadłowicza, "Chłopów" Reymonta, "Metafizykę dwugłowego cielęcia" Witkacego, "Grę" Pirandella.

Do tych tradycji sięgała ta scena w okresie Okopińskiego i Hebanowskiego, do tych tradycji chce także nawiązać Cywińska ze swoim zespołem. 20 grudnia oddano widzom (teatrowi oddano go 28 listopada i wtedy wieczorem odbyła się pierwsza próba) odnowiony i przebudowany Teatr Nowy przy ul. Dąbrowskiego i fakt ten zdominował życie teatralne Poznania w grudniu 73 r. Szum wokół "Nowego" zdominował zresztą cały kulturalny Poznań, i nie ma się czemu dziwić, bo nie co dzień obchodzi się 50-lecie sceny. Wobec zbliżającego się stulecia poznańskiej sceny narodowej w Teatrze Polskim, nie powinno umknąć naszej uwadze 50-lecie drugiej sceny, oddanej na tę rocznicę po prawie dwuletniej przerwie w odnowionej szacie. Cywińska zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności za Teatr Nowy, a wyraz temu dała zapraszając na patronów sceny Kucównę i Hanuszkiewicza, który we współczesnym naszym teatrze zajmuje miejsce znaczące - jest w nim wciąż jeszcze synonimem nowego. Ha-nuszkiewicz zagrał swoją rolę satysfakcjonująco, grał ją zresztą także w kuluarach, jakby nie chcąc rozczarować zachwyconej nim (może trochę zanadto) naszej premierowej publiczności. Czekamy teraz na głębsze satysfakcje z jego strony - na "Dzieje Wacława" Garczyńskiego w jego reżyserii - będzie to piąta premiera w nowym Teatrze Nowym.

Tymczasem inauguracji dokonały trzy premiery - Tadeusza Nowaka "A jak królem, a jak katem będziesz", w reżyserii Janusza Nyczaka - studenta II roku warszawskiej PWST, znanego poznaniakom z działalności w studenckim teatrze "Nurt" (m. in. "Operetka" Gombrowicza), "Giganci z gór" Pirandella i "Śmierć Tariełkina" Suchowo Kobylina w reżyserii I. Cywińskiej. Najważniejszą i najistotniejszą dla tego teatru miała być premiera "Gigantów z gór" - mitu Luigi Pirandella. Każda epoka formułuje własne mity, dokonuje w nich syntezy czasów, syntezy problemów najistotniejszych dla autora. Ostatnia, niedokończona sztuka Pirandella stała się prekursorska wobec niepokojów naszych czasów, obaw o dehumanizację cywilizacji, paupe-ryzację sztuki. Filozofia sztuki to dziedzina otwierająca bogactwo problemów niezwykle skomplikowanych, i jej synteza dokonana w micie Pirandella jest siłą rzeczy artystycznym uproszczeniem.

Sztuka jest starciem trzech postaw wobec sztuki i świata - artystowskiej sztuki dla sztuki, wiary w społeczne posłannictwo artysty, i technokratycznego zapotrzebowania wyłącznie na rozrywkę. Cywińska usiłowała przekazać nam swoją wiarę, czy raczej świadomość konieczności tworzenia dla ludzi i wśród ludzi, świadomość, że te wszystkie trzy racje muszą zespolić się, że posłannictwo Ilzy będzie dotąd niszczące i bezsilne, dopóki Gigantom prawda jej sztuki nie będzie potrzebna. Ta polemika z artystowską Arkadią, i ta przestroga przed technokratyzacją jest ideą sprawczą wystawienia sztuki. Scenografia Kazimierza Wiśniaka w bawarskim stylu baśni Grimma, wydaje się nie tak wieloznaczna jak jego znakomite propozycje teatralne (np. w poznańskim spektaklu "Śmierci Marata" De Sada), urokliwa, ale zbyt powolna stereotypom. Inaczej zupełnie funkcjonuje piękny plakat jego autorstwa wykonany do tej sztuki. Sielankowa baśń o Cebulastych i katastroficzna wizja Gigantów jest równoważona postacią jakby spoza mitu - racjonalisty, sceptyka i proroka w jednej osobie: Kotrona, Janusza Michałowskiego. Dojrzałe, intelektualne aktorstwo Michałowskiego, którego szczytowy popis oglądaliśmy w doskonałym spektaklu "Śmierć Tariełkina" zdominowało trzydniowy maraton w Nowym.

Powieść i adaptacja Tadeusza Nowaka podporządkowuje porządek czasu historycznego ponadczasowemu obrzędowi. Prawami obrzędu rządzi się świat tej sztuki - zgodnością z wierzeniami ludowymi wyjaśnia Nowak postać Józka-Śmierci, ujmuje też całą rzecz w ramy obrzędu inicjacji syna. Jest to rzeczywistość rytualna także w swej teatralnej warstwie, sięgająca do symbolicznych motywów naszego dramatu narodowego.

Skłonność do symbolicznej syntezy ważkich problemów współczesności łączy obie te sztuki. Przy tendencji do czystej ewokacji teatralnej jest to teatr o ambicjach podejmowania węzłowych spraw współczesności, ukazania człowieka w jego rzeczywistości historycznej, społecznej a przede wszystkim moralnej. I dlatego "Giganci z gór" i "A jak królem, a jak katem będziesz", to premiery ważne. Zaprezentowano nam teatr wyolbrzymionej emocji, żywiołowego rysowania postaci, kontrolowanego jednak warsztatem, zadziwiająco dojrzałym zwłaszcza u Haliny Łabonarskiej - młodej aktorki kaliskiego zespołu kreującej rolę Ilzy. Piotr Drobny, Stróż Pachomow i "Odejście Kaina" Wiesława Komasy ukazały go jako aktora o bardzo żarliwym, impulsywnym sposobie budowania roli, a Joanna Orzeszkowska w roli Heli przypomniała możliwości znane z kaliskiego "Eryka XIV" Strindberga. W "Śmierci Tariełkina" oklaskiwaliśmy świetną rolę Rasplujewa Tadeusza Drzewieckiego. W ten wyrównany dobry ensemble młodych indywidualności z sukcesem weszli poznańscy aktorzy: Lech Łotocki (odtwórca roli Józka-Śmierci) i Michał Grudziński (Hrabia, Mojżesz).

W teatrze Cywińskiej liczy się siła emocjonalnego zaangażowania, która dziwnym prawem teatralnej przekory bywa często u widza odwrotnie proporcjonalna. Oby tak się nie stało.

W grudniu mieliśmy także premierę "Opowieści lasku wiedeńskiego" Horvatha w Teatrze Polskim, wyreżyserowaną przez Andrzeja Witkowskiego w efektownej widowiskowo scenografii Henryka Regimowicza. Sztuka cieszy się ogromnym powodzeniem, nie może jednak w pełni satysfakcjonować krytyka. Wymierzona przeciw mieszczaństwu nie potrafiła wyjść w gruncie rzeczy poza mieszczańskie fascynacje, chociaż z pewnością chciała być zwierciadłem, w którym zwielokrotniłyby się one i nabrały akromegalicznych rozmiarów. To panoptikum mieszczaństwa bawi dziś mieszczan doskonale. "Opowieści lasku wiedeńskiego" to sztuka wyreżyserowana i zagrana mistrzowsko, ze znawstwem praw teatru i praw publiczności - melodramat ze stripteasem, operetkową muzyką i happy endem.

Dużym problemem naszych teatrów wojewódzkich jest ich sytuacja kadrowa, która w sposób bezwzględny limituje dokonania artystyczne. Bez kilku przynajmniej indywidualności aktorskich, bez zespołu o dostatecznie zróżnicowanych i bogatych możliwościach nie sposób realizować ambitną politykę repertuarową.

Wojciech Boratyński wystąpił w Gnieźnie z dwoma premierami: Stanisława Tyma "Poczta się nie myli" i "Don Juanem" Moliera, z których to drugie przedstawienie zasługuje na uwagę. Sztuka traktowana często jako dobra zabawa w romansowe perypetie przedstawiona została konsekwentnie jako starcie bezkompromisowej, kontestatorskiej wówczas filozofii racjo-nalistycznej z całym balastem zastanych wartości. Niezależność intelektualna, cynizm i bezduszność w imię prawdy przeciw naiwności i głupocie, przeciw sielankowej egzystencji przyzwolonej konwencjami, których fałsz obnaża Don Juan kolejnymi łatwymi podbojami. Spektakl załamał się na styku Don Juana i Sganarella, który zbyt bardzo był rodzajową postacią sceniczną, zbyt mało partnerem w starciach z Don Juanem.

Ożywienie kulturalnej atmosfery miasta liczy się nie tylko spektaklami teatralnymi ale ogólniejszą funkcją kulturową, nie notowaną w ostatnich latach w wielkopolskich instytucjach teatralnych. Przypomina się tu aktywność teatralna poetyckiej grupy "Wierzbak", która w sezonie 56/57 organizowała popremierowe wystawy plastyki połączone z katalogami będącymi jednocześnie tomikiem poezji. Ówczesne ogólnopolskie festiwale poetyckie skupiały w progach Teatru Polskiego wielu miłośników żywego słowa na recitalach aktorsko - autorskich. Z równie bogatym programem tej działalności wystąpił Teatr Nowy inaugurując Galerię Nową i "Poniedziałki poetyckie", ale także Gniezno dało ostatnio bardzo ciekawą wystawę grafiki Witkacego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji