Artykuły

List z Krakowa

PANIE REDAKTORZE!

Czy przyjeżdżał Pan kiedyś do Krakowa we wrześniu? Jeśli tak, to donoszę, że nic się od tego czasu nie zmieniło. Po widoku rozległych pól, łanów, lasów itp., brud krakowskich kamieniczek i ulic wydaje się jeszcze intensywniejszy. Sygnaturki rozlicznych kościołów niepokoją ucho, przywykłe do szumu... np. morza, ciasne zaułki tamują śmiałe myśli (hel hel), przywykłe do hasania po niezmierzonych przestrzeniach. Jedynie ludzie przypominają coś znajomego - wczasowiczów, tacy nieruchawi i leniwi...

Ale to wszystko, Drogi Redaktorze, to tylko pozory marazmu, bo Kraków, Urbs Celeberrima Cracoviensis, aż drży, trzęsie się, zatacza, od szybkiego rytmu życia. Warszawianin naturalnie nie jest tego w stanie dostrzec, ponieważ zapobiegliwi i przezorni "ojcowie" miasta, pragnąc powstrzymać inwazję "czynników" ze stolicy, rozkopali wszystkie drogi, prowadzące do serca Krakowa. Zasieki, okopy, transze itp. bronią wjazdu od strony Warszawy, tak, że przyjezdny, chcąc nie chcąc, musi miasto omijać bokiem.

A tymczasem, po mieście przewalają się wycieczki, wpuszczane dyskretnie bocznymi bramami. Wkraczają do miasta zasobni w siły, zapał i gotówkę, by po paru dniach, uciekać chwiejnym krokiem, znękani, wychudli i z pustką w trzosach. Tak, tak... Wycieczki kształcą. Szczególnie te na Wawel, w czasie których, galopem przelatuje się przez zamkowe komnaty, po których tylko królowie mieli prawo kroczyć powoli i dostojnie. Trudno, Panie Redaktorze, każdy chce ujrzeć arrasy i pomacać tron, na którym siedział Władysław Jagiełło (król).

Do woli za to można stać na starym krakowskim rynku i podziwiać pomnik Wieszcza i Sukiennice. Powiedziałem "do woli", to znaczy, do woli gołębi, dla których nie ma nic świętego i nie szanują nawet wielkiego talentu Wieszcza. A propos zaś Sukiennic, pewien Krakowiaczek, nadesłał do MRN pismo, w którym, na odpowiednich rysunkach, proponuje wykorzystanie tego pięknego zabytku architektonicznego, na ważną arterię przelotową... Otóż, wzdłuż Sukiennic, radzi on przeprowadzić arterię Zakopane - Warszawa, a wszerz, Katowice - Przemyśl...

Mieliśmy ostatnio w Krakowie (w całej Polsce też), "FFP", czyli Festiwal Filmów Polskich, co dyrektorom z PP Film Polski, dało okazję do ściskania sobie dłoni i wymiany wzajemnych gratulacji. Publiczność zaś, bez żalu omijała sale kinowe i kierowała się na nadwiślańskie plaże (jako że wrzesień był wyjątkowo upalny). Nie pomógł ani "Samson" nawołujący po polsku a poruszający ustami po francusku (Serge Merlin), ani "Pętla", zręcznie zarzucana na szyję, ani kokietowanie "Skarbem"...

Zresztą, pustką świecą nie tylko sale kinowe. Teatralne też.

Teatry "Kameralny" i "Modrzejewskiej", nie wykorzystują swych zdolnych aktorów, teatr "Słowackiego", nie wykorzystuje możliwości repertuarowych, a teatr "Ludowy" w Nowej Hucie, kokietuje widza strzępkiem kolorowej szmaty, która zastępuje wszystkie wartości sztuki... - oto jakie grzechu zarzuca Greń, krakowskim teatrom.

Jedno jest niewątpliwe, że felietonem tym, poszedł autor "na rękę" dyrektorom PP Film Polski. Nie na wiele się to jednak zdało, tyle tylko, że oszczędny krakowianin, odłoży parę centów (przeznaczonych na konsumpcję kulturalną) do domowej "świnki". Będzie je można zużytkować z okazji jakiegoś "zjazdu gwiazd", z udziałem rodzimych lub obcych "chałturowiczów". Ostatnio właśnie, po Sopockim Festiwalu Piosenki i sromotnym laniu, jakie mu zgotowali krytycy pism centralnych, zawitały do Krakowa "gwiazdy" zagranicznych estrad. Słowików wśród nich nie było, jednak prasa krakowska anonsowała ich co najmniej jak Edith Piaff i Franka Sinatrę. Z tej okazji zastanawiałem się, czy miejscowe gazety nie są organem krakowskiej "Estrady", która imprezie patronowała? W każdym razie, bractwo waliło tłumnie, niczym do Kościoła Mariackiego w Boże Narodzenie. I oszczędności diabli dzieli... A szkoda, bo przecież sezon teatralny dopiero się zaczyna.

Po przerwie teatralnej jeszcze stare "dogrywki": w "Słowackiego" po raz któryś tam setny, wodewil "Królowa Przedmieścia", a na małej scenie do dwóch setek dociągają "Łowcy Głów". W teatrze im. Modrzejewskiej, "Zamek w Szwecji" Saganki, lepszy ponoć znacznie niż przedstawienie warszawskie. Z tym "niewykorzystaniem talentów aktorskich" trochę Greń przesadził, bo właśnie w "Zamku w Szwecji" zabłysnął reflektorem talent Romy Próchnickiej" awizowany zresztą wcześniej w programie Kabaretu literackiego "Centuś". W "Ludowym"

już nowa premiera: "Wieczór Trzech Króli" Szekspira, w reżyserii samej dyr. Skuszanki. Z zapowiedzi reżysera wynika, że jest to spektakl supernowoczesny i zgoła odmienny od dotychczasowych inscenizacji... Zobaczymy, napiszemy.

No i wreszcie umiłowane przez krakowiaków, jubileusze... Dwudziestolecie teatru "Rapsodycznego", na którą to uroczystość, dyr. Kotlarczyk zgotował "Dziadów" Mickiewicza, nie granych w Krakowie od 20 lat! A w teatrze "Słowackiego" jubileusz obchodzi dyr. B. Dąbrowski i w związku z tym, zapowiedź, poruszająca już obecnie wszystkich teatromanów - "Kochany Kłamca", pióra J. Kilty'ego (w oparciu o prywatną korespondencję pani Campbell do genialnego Shawa) w reżyserii zasłużonego Dąbrowskiego, z udziałem tegoż oraz Z. Jaroszewskiej, która od nowego sezonu, zamieniła dyrektora Krzemińskiego (teatr im. Modrzejewskiej), na "Słowackiego"...

Ale to wszystko melodia najbliższej przyszłości, o której postaram się Panu, Redaktorze, poufnie (za małe pieniądze) donieść, o ile naturalnie, nie przejdzie Panu do tej chwili, miłość do uroczego Krakowa.

Pański (nie mylić z telewizją)

LUDOMIR LEGUT

Kraków, we wrześniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji