Artykuły

Przekrój teatralny

Przynajmniej kilka polskich arcydramatów, napisanych pod wielką presją historii, wciąż rozjarza się ostrym płomieniem aktualności. Zwłaszcza w trudnych, lub przełomowych momentach dla narodu. A to, co w nich uniwersalne, jest jakby spychane przez teatr na dalszy plan wobec powikłań dziejowych i bolesnych zajść, w które każdy z nas bywa na swój sposób wplątywany. Służba społeczna np. "Dziadów" czy "Wesela", ich dzieje sceniczne, jakże często dramatyczne i zakłócane przez niespokojny rytm czasu, wykraczają najczęściej swoim zasięgiem daleko poza scenę. Dotykając miejsc boleśnie zaognionych, utwory te w sprzyjających okolicznościach oddziałują na widzów niczym terapeutyczny seans, po którym odczuwa się ulgę.

Bywają takie spektakle? Zdarzają się. Prawda, że nieczęsto. Któryż z reżyserów nie marzy jednak o tym, by swoją inscenizacją niczym skalpelem chirurga móc ciąć wzdłuż i wszerz polskie wady, schorzenia i ułomności? Z tym, że w obydwu profesjach liczy się przede wszystkim mistrzostwo. Sztuka teatru, jak i sztuka chirurgii, nie zaistnieje bez wspaniałego rzemiosła, wiedzy i talentu. Niech mi Czytelnicy wybaczą łączenie tych dwóch umiejętności. Ale, gdy ktoś zawodowo ogląda dziesiątki przedstawień, ten wiele z nich może kojarzyć sobie właśnie z dziwnie i na opak pojmowaną sztuką chirurgicznych zabiegów. Jakże mało jest spektakli -wyreżyserowanych, nazwijmy to, zachowawczo, z szacunkiem wobec pisarza i jego myśli, co nie znaczy w sposób pozbawiony ambicji artystycznych. Pojawia się natomiast zbyt wiele rewii inscenizacyjnych, gdzie teksty są dosłownie preparowane i krojone na nowo. Polski teatr ma niewątpliwie nadmiar reżyserów-chirurgów, a brakuje w nim mądrych, doświadczonych, z ogromną kulturą reżyserów-internistów. A więc takich, którzy najpierw potrafią umiejętnie przeczytać dzieło pisarza, nim położą je na teatralny stół operacyjny, by ciąć to i owo.

Nie tak dawno obserwowaliśmy wyczyny młodych reżyserów pastwiących się nad "Dziadami". Omijali oni, na szczęście, "Wesele". Nie stanowiło już dla nich ani pokusy, ani tabu. Tradycyjny kanon inscenizacyjny "Wesela" został już dawno naruszony - z różnymi skutkami artystycznymi - więc awangardzie reżyserskiej "pacjent" ten najpewniej nie odpowiadał jako obiekt eksperymentów. Dzieło Wyspiańskiego kusi natomiast każdego, kto ma ambicje publicystyczne. A jeszcze bardziej tych, którzy pragną zastąpić własną inscenizacją te wpisaną przez dramaturga w tekst "Wesela". Utarło się bowiem przekonanie, że nie można twórczo odczytać tego utworu bez zaproponowania nowej funkcji zjaw.

Dyrektorka i reżyserka kaliskiego Teatru im. Bogusławskiego, Romana Próchnicka, wspomagana krytyczną egzegezą Henryka Voglera, zmierzyła się nie tylko z dramaturgią "Wesela", ale i z paroma problemami roku 1982. Vogler swoją wypowiedź umieścił najpierw w "Życiu Literackim", potem przedrukował zwyczajem krakowskim w programie teatralnym. Cechą szczególną tej wypowiedzi jest to, że autor stare oceny na temat "Wesela" (o pamfletowym charakterze utworu i jego antyinteligenckiej wymowie) powtarza i spożytkowuje, aby wyrazić swój dość jednoznaczny pogląd na współczesne sprawy Polaków.

"Demonstracyjne, niemal pokazowe bratanie się inteligencji twórczej z ludem nabrało ostatnio rysów szczególnej, wręcz prześmiewczej złośliwości (<>). Piękne słowa, słowa, słowa. Patetyczne gesty. Galeria bohaterów narodowej tradycji. <>, noszony z emfazą na sztandarach i feretronach. Zaś w gruncie rzeczy tylko to <>, w duszy zresztą nierzadko pijanej. (...) Dramat narodowy okazuje się współcześnie - w znacznym stopniu niż to było odczuwane dotąd - również narodową komedią".

Każdy reżyser ma prawo do wyboru określonych treści z dzieła pisarza. Zwłaszcza z tak wielowymiarowego i złożonego jak utwór Wyspiańskiego. Nikt nie może mu również nakazać, by np. powielał niezmiennie Matejkowski wzorzec "osób dramatu", czyli zjaw. Ale każdy wybór jest równocześnie interpretacją, z którą nie zawsze łatwo jest się pogodzić. Romana Próchnicka, w trzecim roku swojego dyrektorowania w teatrze nad Prosną, wymyśliła kilka chwytów-sposobów na "Wesele 82". Główny pogruchotał dramaturgię i historiozofię utworu. "Wesele" w jej edycji zostało sprowadzone do płaskiego paszkwilu na społeczeństwo, czym nie jest, a co łatwo udowodnić. Pijany Nos, postać przecież epizodyczna, udający "osoby dramatu", a więc Stańczyka, Rycerza, Hetmana, Widmo, Wernyhorę... to pomysł zgoła karkołomny. By to stwierdzić, wystarczy przywołać w pamięci problematykę "Wesela" i jakże złożone relacje pomiędzy postaciami i zjawami (polecam na świeżo lekturę sceny Stańczyka z Dziennikarzem - "Żyję w Piekle!"; warto również przypomnieć sobie jej kształt w spektaklu Lidii Zamków z 1969 roku).

Ideologię przedstawienia Próchnickiej, budowanego nie poprzez odkrywanie nowych znaczeń tekstu, lecz drogą zwykłego manipulowania postaciami i scenami - Vogler komentuje z zaskakującą szczerością: "W pijaństwie Nosa tkwi bolesna gorycz prawdy, w niej przegląda się stan duszy. To on, od kulis niejako, obnaża ukryte mechanizmy, inscenizuje kabaret narodowy, zręcznie operuje rekwizytami, kostiumami, maskami, właśnie aby demaskować generalne kabotyństwo i w konsekwencji powszechną niemożność".

Komentarzem scenicznym o podobnej wymowie jest miejsce akcji kaliskiego "Wesela 82" - wśród opłotków. Nie przypadkiem na sztachecie tkwi garnek i obraz Częstochowskiej. A w finale ludzki tłum, kłębiący się bezradnie w grzmotach muzyki, otumaniony chocholim tańcem, pogrąża się w mroku obok i mimo ostro nastawionych kos. Nie recenzuję szczegółowo tego przedstawienia, więc nie wyliczam piętrzących się uproszczeń i strat teatralnych, jakie spowodował tego typu zamysł interpretacyjny. Nęka mnie tylko jedno pytanie. Czy warto zabierać się do "Wesela" z przeświadczeniem, że jest to stosowny paszkwil, by podsunąć go społeczeństwu w 1982 roku, przed ową duszę "nierzadko pijaną", jak to finezyjnie określił Vogler. W "Weselu 82", jakie mnie się jawi, znalazłoby się więcej materiału nie na uproszczony atak, ale na dramat o inteligencji. Ale wtedy reżyserka kaliskiego spektaklu byłaby w niezgodzie z kilkoma innymi publicystami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji