Artykuły

"Wesele"

"Wesele" Wyspiańskiego, począwszy od prapremiery krakowskiej w roku 1901 było najczęściej chyba w teatrach polskich wystawianym dramatem. Znajdowało się ono bodaj w programach wszystkich Opolskich Konfrontacji Teatralnych. Widzieliśmy w Opolu różnorakie interpretacje tego arcydramatu: od tradycyjnych (jak choćby w inscenizacji katowickiego Teatru im. Wyspiańskiego) po nowatorskie, wydobywające nowe znaczenia tekstu (np. inscenizacja Grzegorzewskiego w Teatrze Starym). Wczoraj "Wesele" pokazał Teatr im. W. Bogusławskiego z Kalisza, w reżyserii Romany Próchnickiej. Wieści o laurach, jakie otrzymało to przedstawienie podczas niedawnych Kaliskich Spotkań Teatralnych sprawiły, że publiczność oczekiwała jakiegoś nowego objawienia.

A jak było? Inscenizacja Próchnickiej jest propozycją co najmniej kontrowersyjną. Reżyserka skorzystała z nienowego w dziejach przedstawienia tego dramatu zamysłu i powierzyła odegranie wszystkich zjaw jednemu aktorowi, pełniącemu zresztą w tzw. scenach realistycznych obowiązki Nosa. Ubierał więc Nos błazeńską czapkę i z kaduceuszem w ręku udawał Stańczyka, skryty za pancerzem na stojaku, był Rycerzem, narzucał kożuch i przemieniał się w Wernyhorę. W tej szybkiej przebierance zabrakło - nie wiedzieć czemu - Szeli wiodącego dialog z Dziadem.

Co z tego miało wyniknąć? W założeniu autorów reklamowej ulotki chodziło o obnażenie ukrytych mechanizmów psychicznych, o uświadomienie bohaterom wesela tragicznego bezsensu egzystencji i w konsekwencji powszechnej niemożności. Co widzimy na scenie? "Słaniający się z nadmiaru alkoholu Nos przemienia się w również pijanego Stańczyka, a i Wernyhorze nogi się plączą. Czyżby psychodrama alkoholików? W rezultacie otrzymujemy pełne zubożenie autora, pozbawienie najciekawszych w dramacie scen ich tajemniczej, poetyckiej atmosfery. Niemal - pamflet na Wyspiańskiego.

Wyspiańskiemu trzeba wierzyć. Inaczej można osiągnąć rezultat przewrotny, przeinaczyć sensy i znaczenia. Nie pomoże wówczas nawet ciekawa scenografia (Jadwiga Czarnocka) i dobra muzyka (Janusz Stokłosa). Bezduszność bywa zabójcza.

W całości wyróżnia się akt III. Tą część chciałoby się oglądać w nieskończoność. Zrobiona bardzo ekspresyjnie, żywo, oddaje wiernie zamiary Wyspiańskiego. Ale to już jego główna zasługa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji