Artykuły

Skonfrontowany - część 1 relacji

Od "Gorsetu" do "Natten". Tegoroczne Konfrontacje Teatralne dobiegły końca. Szkoda, bo chciałoby się jeszcze pochodzić po trójkącie lubelskim między punktami Centrum Kultury - Żaczek - Labirynt i uczestniczyć w tym jednym z najważniejszych wydarzeń teatralnych w kraju. Oprócz znakomitych spektakli, na klimat festiwalu składają się koncerty, spotkania towarzyszące i osoby, które tę atmosferę tworzą. W tym roku miałem okazje zobaczyć większość przedstawień i opisać te, które wyjątkowo zapadły mi w pamięć - o XXII Konfrontacjach Teatralnych w Lublinie pisze Piotr Raganowicz-Macina z Nowej Siły Krytycznej.

Sennie

Ale nie nudno. Z ciemności sceny wyłania się niemal niewidoczna ściana, lekkie światło rysuje na niej pareidoliczne kształty. Z pęknięcia wysuwa się nakryta całunem platforma. Płótno stopniowo się zsuwa, ukazując zdeformowane i stłoczone nagie ciała zastygłe w ciasnym uścisku i stopione w jedną bryłę. Wszystko dzieje się w spowolnionym tempie. Postacie ponownie znikają za zasłoną, a z jej otworów wylatują mechaniczne ptaki. Odgłosy miarowego uderzenia skrzydeł o dekoracje roznoszą się po sali.

Gdy ściana rozpływa się w ciemności, w tle rozświetlają się trzy gabloty, w których stoją w bezruchu aktorzy. Ich twarze pozbawione są wyrazu. To realistyczne maski. Ciężkie czarne szaty zakrywają wszystko oprócz głów i dłoni. Nieme postacie obracają się w witrynach niczym manekiny z koszmarnej wizji. Próbują uwolnić się z klaustrofobicznej przestrzeni. Kolejno pozbywają się strojów a odsłonięta nagość kontrastuje z ciemnością. Delikatne światło rzuca cień na każdy napięty mięsień i zagłębienie ciała.

Postacie leżą teraz w ciasnych kapsułach, zakrytych kirem. Tkanina powoli odsłania ciała, które następnie spadają w przepaść, pustkę, nie słychać nawet uderzenia o ziemię.

Na koniec scenę rozświetlają na pomarańczowo trzy ogniska ze wstęg, które splatając się ze sobą przywodzą na myśl uniesione nad ziemią dłonie.

"Gorset jest czymś, co ochrania, ale i zniewala. Często ubieramy się w jego kostium, by stworzyć iluzję kogoś, kim pragniemy być. Ta dziwna maska z czasem uwiera, a nawet boli. Prowadzi do pozbycia się tej iluzyjnej zasłony. Bezsłowny pokaz, zintegrowany z muzyką, jest próbą wejścia do tych warstw naszej natury, które konfrontują presję z wolnością" - mówi o spektaklu Leszek Mądzik.

Reżyser maluje ten niezwykły obraz posługując się ciemnością, cieniem i czasem. Aktorzy są tu jak żywe lalki, odsłaniają swoją cielesność, ale w ciągłym zniewoleniu i podporządkowaniu nie mogą dać upustu emocjom. Oniryczny nastrój obrazu to w dużej mierze zasługa znakomitej muzyki Pawła Odorowicza. "Gorset" to spektakl-obraz, klaustrofobiczny i niekonwencjonalny. Piękny wizualnie i muzycznie. Jest jak zły sen, który wspólnie śnimy.

Kim jesteśmy?

Kim jesteście? Młodymi mężczyznami bez dochodu? Samotnymi matkami? Pamiętacie rok 1989? Wynajmujecie mieszkanie czy jesteście właścicielami? Kim jesteście i co macie? She She Pop przydziela publiczności rolę chóru. Widownia dzieli między sobą monolog. Zabawa we wspólne czytanie rozpoczyna przedstawienie. Gdy zapala się światło, niemieckie artystki w towarzystwie tłumaczek odśpiewują pieśń. W spektakl oprócz niemieckiego kolektywu zaangażowani zostali również rodzimi twórcy i widzowie. W zapowiedzi czytamy, że dotyczy on przede wszystkim własności: "by sprawdzić co o niej myślimy, o jej dystrybucji i związanych z nią problemach".

Przeniesienie przedstawienia na nasz grunt zaowocowało poruszeniem aktualnych i historycznych polsko-niemieckich problemów. Pojawia się temat zatrudniania Polaków przez Niemców za niskie stawki. Kim jesteście? - Jesteśmy waszymi pracodawcami. Pada pytanie o wypłacenie wojennych reparacji i o to, ile Niemcy zarabiają na przyjmowaniu uchodźców. "Za to nie jesteśmy odpowiedzialne" - odpowiadają artystki. "Jesteśmy biedni" - mówią Polacy. "Tak biedni, że nie stać nas na najnowszego iPhona". Twórcy zmieniają miejsca i perspektywę, mieszają się między sobą i wymieniają się pytaniami. Ta część jest improwizowana, przynajmniej po części. Na niektóre z pytań nie ma odpowiedzi. "Czego się boicie?" - w tym miejscu zazwyczaj następuje muzyka i zsynchronizowany ruch. Wskazywanie palcami.

She She Pop stara się zdemokratyzować idee przedstawienia. Każdy może przemówić, każdy może milczeć, każdy może się utożsamić lub wyprzeć się przekonań. Lubelska prezentacja stanowi część projektu kolektywu z Giessen. W czasie trasy po Europie, twórcy zbierają lokalne doświadczenia, które chcą wykorzystać do budowy finalnej premiery.

3 x Benjamin

Benjamin Verdonck. Belgijski artysta performer przedstawił trzy miniaturowe spektakle. "One More Thing" - jedna skrzynka z zasłonami, zastawkami, zapadkami i wiszącymi po bokach sznurkami, które Beniamin pociąga, tworząc wyjątkowy spektakl. "Wciągasz powietrze i słuchasz śpiewu ptaków i zdajesz sobie sprawę, że zwierzęta i drzewa kompletnie nie przejmują się tobą." To zdanie z powieści "Diabeł w górach" Cesarego Pavese stanowi motyw przedstawienia, w którym artysta ukazuje problem degradacji środowiska i niszczycielskiego dotyku człowieka.

W "Gille Learns to Read" Benjamin opowiada o swojej córce, o szkole, w której miał szansę uczyć. Dzięki dzieciom odkrył nową perspektywę patrzenia na rzeczywistość. Podejmując próbę wytłumaczenia dzieciom zasad działania wolnego rynku, Verdonck demontuje ołówek i objaśnia, jak trudno wykonać samodzielnie każdą z części. Na makiecie powstaje miniaturowe miasteczko, które staje w płomieniach - między innymi wycięte figury chłopca i matki. Brzmi zdanie: "Zapytany, co zabrałby ze sobą, gdyby jego dom stanął w ogniu, Cocteau odpowiedział, ogień".

W ostatniej, najdłuższej formie, "Song for Gigi", artysta opowiada o dorastaniu, pierwszych seksualnych doświadczeniach. Siada przy stoliku i bierze do ręki magazyn "Vogue". Dzięki umieszczonej nad głową kamerze, możemy zobaczyć wyświetloną na ekranie gazetę. Verdonck przekłada strony: na jednej opis głodu na świecie, na odwrocie, klisza z wystawnego życia najbogatszych. Artysta zmienia obrazki, dodaje wycięte wcześniej elementy, modyfikuje i bawi się treścią. Na stronach dochodzi do pomieszania ludzi i kultur. Gorzki obraz współczesnej cywilizacji.

Przedstawienia Verdoncka są zwyczajnie mądre. Krótkie i treściwe. Poetyckie i bezpośrednie. Artysta na naszych oczach kreuje świat, który choć nie mimetyczny, odbija wiele treści (nawet te najmniej wygodne) z naszej rzeczywistości.

Słowo o miłości

O miłości powiedziano, napisano i zaśpiewano już chyba wszystko, ale ciągle nie wiadomo o co w niej do końca chodzi. Martin Boross, Julia Jakubowska i Paweł Korbus, wraz z lubelskimi wykonawcami stworzyli performans, w który starają się wciągnąć widza i przedstawić różne aspekty miłości. Siadam przy stoliku, którego obrus to zbiór haseł, gromadzonych przez kilka lat trwania projektu, uporządkowanych alfabetycznie. Na wejściu dostaję płatek róży, wyrwany do słów "Kocha lubi szanuje". Muszę zapamiętać słowo, bo potem jeszcze się przyda. Między stolikami przesuwa się platforma z szybą, za którą siedzi dziewczyna i pustym wzrokiem szuka kontaktu. Twórcy opowiadają o tym, czym jest dla nich miłość -może być dziełem literackim, może być w wierszu, może kryć się w szarej codzienności, w piance do golenia wyciskanej do szklanki, albo w plastikowym wieszaku, naciąganym do granic możliwości. Autorzy projektu przygotowali ponadto kolaż muzyczny z piosenek dotyczących miłości. Co ważne, za okazaniem biletu każdemu widzowi przysługiwała lampka wina, piwo, bądź wybrany trunek.

Posiadacze hasła "Kocham lubię szanuję" byli kolejno zapraszani do stolika, przy którym mogli wybrać historię miłosną z życia artystki. Opowiadała ona o pierwszej, niespełnionej lub najbardziej intensywnej miłości. Pan Prawdziwek (Emrah Gokdemir) zajęty był spisywaniem kolektywnego miłosnego listu, który odczytał łamaną polszczyzną: "Kochanie moje". Był taniec i karaoke do tureckiego hitu, rozciąganie przez salę sznurka, który miał połączyć obce osoby, recytacja i zwierzenia. Wszystkoo miłości.

Czterdziestolatki

Mam obawy pisząc o tańcu. Nie znam się na tym. Nie łatwe to zadanie. "Fragmenty (z) 7 dialogów" zrobiły na mnie spore wrażenie i choć nie napiszę o muzyce ani o krokach, powiem o problemie, który poruszyli twórcy. To manifest artystów wykluczonych przez wiek - czterdziestoletnich - uznanych za zbyt starych, by profesjonalnie tańczyć. Tego też dotyczy spektakl. Po wyjściu z sali na widzów czeka ankieta do wypełnienia: czy uważamy, że czterdzieści lat to czas by zejść ze sceny?

Co widzieliśmy? Widownia zgromadzona wokół sceny, trzy popisy solowe, którym towarzyszą czytane historie z życia tancerzy: "Jone (San Martin) po raz pierwszy tańczyła publicznie w kinie w La Sarte w Kraju Basków Brit (Rodemund) wykonywała demi solo w roli Willidy w balecie "Giselle" mając na sobie długie wełniane ocieplacze Nadchodzi Ty Boomershine. Pierwszym miejscem, w której tańczył była sala prób w Margaret School of Dance w Brookville w stanie Ohio". Wykonawcy to znakomici tancerze i choreografowie, którzy zupełnie w niczym nie przypominają artystów-emerytów. Ich zapał, warsztat i świadomość ciała pozostawiają wyjątkowe doświadczenie obcowania z czymś pięknym i surowym.

Integrejszyn

Znakomity spektakl Teatru 21 nie stara się ani przez chwilę wywoływać współczucia. Cyrk - miejsce, w którym przed wiekiem prezentowało się "odmieńców" - stanowi fasadę do pokazania współczesnego statusu osób z zespołem Downa lub autyzmem. Jak traktowani są przez społeczeństwo? Czy mogą być samodzielni? Założyć rodzinę? "Jak podejmować dorosłe decyzje i walczyć o prawo do nich, kiedy inni wciąż biorą Cię za dziecko, a Twoje potrzeby traktują jak cyrkową klaunadę? Dziecko i klaun to dwie figury, które zamykają osoby z zespołem Downa w bezpiecznej ramie. Jeśli nie wychodzisz z roli, pozostajesz niewidoczny i nieszkodliwy, wywołujesz pobłażliwy uśmiech" - mówi reżyserka, Justyna Sobczyk.

Spektakl otwiera występ znanego z telewizyjnego programu Mam Talent aktora-lalkarza Piotra Boruty z lalką Czocherem. "Klauni" biorą udział w rządowym projekcie mieszkaniowym, nad którym piecze stanowi sama Pani Prezydent, zakładają rodziny, wprowadzają się do mieszkań, pod okiem trenera uczą się codziennych czynności, prasowania, czy picia kawy. Aktorzy są pełni energii, a ta przenosi się na publiczność. "Klauni, czyli o rodzinie" to spektakl o wykluczeniu, defaworyzacji, społecznych konstruktach. Niesie za sobą jednak pozytywne przesłaniu: nie chcemy, żebyście nam współczuli, chcemy być traktowani fair.

O miłości. Znowu

Metalowe ludzkie kształty porozstawiane po kątach sali, jeden z manekinów zwisa z sufitu powieszony za szyję. Na schodach wraz z postępem spektaklu pojawia się coraz więcej czerwonych rzeczy. "Ponowne zjednoczenie Korei" (na zdjęciu).

W opisie spektaklu czytamy: "Miłość niecierpliwa jest, niełaskawa jest. Miłość zazdrości, wciąż szuka poklasku, unosi się pychą. Jest bezwstydna, szuka swego, unosi się gniewem, pamięta złe; cieszy z niesprawiedliwości, współweseli z nieprawdą. Nie wszystko znosi, nie wszystkiemu wierzy, nie we wszystkim pokłada nadzieję, nie wszystko przetrzyma".

Co jest równie niecierpliwe jak miłość? Chyba ja, czekający na koniec spektaklu. Co jest równie niełaskawe? Oko. Nie zazdroszczę. Przedstawienie wyraźnie szuka poklasku, sięgając po wszelkie środki, żeby wywołać w widzu - sam nie wiem - efekt wow? Chcąc dotknąć najgłębszych miejsc ludzkiej duszy, rozbija się na grubej skórze poczucia żenady. Za dużo patosu się stąd wylewa, za dużo Wielkiego Teatru, za dużo pychy. Jest bezwstydnie, szukają swego, unoszą się gniewem aż do przesady. Pamiętam złe. Czy jestem w osądzie niesprawiedliwy? Czy współwesele się z nieprawdą? Może niektórych spektakl dotknie, może nawet przeszyje. Nie wszystko zniosłem: szept, krzyk, quasi-erotyzm, jeszcze raz krzyk. Wypalenie małżeńskie, mobbing, nauczyciel kochający ucznia, bo rodzice nie okazują dziecku wystarczającego wsparcia (zalatuje afirmacją pedofilii). Do tego temacik aborcyjny - usunąć, nie usunąć - nie usunąć - "bo to jest miłość". Całe spektrum miłosnych rozczarowań.

Jeszcze na koniec reżyser - Łukasz Witt-Michałowski śpiewa "Waiting For The Miracle" Leonarda Cohena: "Baby, I've been waiting,/ I've been waiting night and day". Nie wszystko znosi, nie wszystkiemu wierzy, nie we wszystkim pokłada nadzieję, nie wszystko przetrzyma.

Nie inaczej

Nie mogę inaczej - "Ich kann nicht anders". Zaczyna się ciekawie. Sterta śmieci i rupieci. Między nimi trio słoweńskich artystów. Historia dotyczy traumy wojny w Jugosławii, tego jak ich rodacy musieli się ukrywać. Teraz aktorzy tkwią w ukryciu i paranoicznie boją się każdego dźwięku dobiegającego z zewnątrz. Konflikt na Bałkanach staje się luźną metaforą sytuacji politycznej w Polsce i Europie. "Żyjemy na tykającej bombie" - mówią - "Katastrofy są dobre dla sztuki".

Wyszła mała katastrofa, może nie dobra dla sztuki, albo nawet "sztuka dla sztuki". Beton Ltd. to kolejna grupa, która stara się by w umyśle widowni wyrosły gruszki na wierzbie i pokazać czysty artyzm. Ale coś, co może w ich mniemaniu jest odważne, w naszym zostało już zobaczone, przetrawione i wyplute sto razy. Wykrzyczane "głębokie" dialogi, rozbieranie do naga, sikanie do zbiornika na scenie, polewanie się sztuczną krwią i rozmowy o seksie na poziomie nastolatka odkrywającego serwisy z pornografią, miast szoku wywołują raczej uśmiech politowania. Żeby było jasne - nie mam nic przeciwko stosowaniu tych środków w teatrze, proszę bardzo, można nawet odważniej, ale niech ma to chociaż ręce i nogi, niech będzie po coś. Szkoda że dobrze zapowiadający się spektakl zamienił się w jedno z największych rozczarowań.

Polska właśnie

Oglądając spektakl Marty Górnickiej czułem się, jak gdybym czytał burzę w komentarzach na portalach społecznościowych pod tematami o uchodźcach, sytuacji w Europie i poczucia narodowej wyższości. Niewątpliwie autorka z nich skorzystała, tworząc niesamowity, muzyczny spektakl, z którego wylewają się pisane w patriotycznym duchu odezwy.

Chór osób różnej płci, wieku, być może orientacji, rytmicznie recytuje i śpiewa pełne narodowej dumy przyśpiewki, hymn, cytaty o nas - Polsce i Polakach. Wszystkie te środki nienachalnie ukazują, czym stajemy się jako społeczeństwo, coraz bardziej zamykając się na inność. Nie ma tu jednoznacznej aprobaty polityki Zachodu - "idziesz na lotnisko, BUM, idziesz do klubu BUM" - nie ma też zachwytu nad naszym patriotyzmem, obierającym coraz częściej skrajne formy. Jako Polacy znowu wierzymy, że jesteśmy Chrystusem narodów, a rycerzem na białym koniu jawi się norweski morderca Anders Breivik.

"więc walczymy, walczymy, żeby to był NASZ kraj, nasza POLSKA, wyłącznie NASZA, NASZA WŁASNA." Oprócz ważnych tematów, jakie "Hymn do miłości" porusza, to po prostu dobry spektakl, rytmiczny i zgrany, aktorzy bardzo dobrze się spisują, pluszaki, którymi animują, pasują, a wszystko współtworzy muzyka Teoniki Różynek. "Hymn" jest o nas i jest potrzebny. W awanturze stron chór stanowi głos, w który wszyscy powinniśmy się wsłuchać.

Umarła Pole Dancer, niech żyje Macho Dancer

Eisa Jocson rozkłada rurę do tańca, prosi kogoś z widowni o przytrzymanie, następnie wykonuje przy niej kilka ruchów i opada na ziemię. Przerwa. Tak można streścić pierwsze przedstawienie, "Death of the Pole Dancer". Artystka z Filipin w "Macho Dancer" prezentuje zaś "najbardziej męski z męskich" tańców, kwestionując społeczny konstrukt płci. Wypchane majtki i nagie piersi. Ciężkie kowbojki i dobrze zbudowana, lecz ciągle delikatna, kobieca postura. W dymie i przy głośnej muzyce. Na koniec jeszcze schodzi ze sceny, przechadza się między rzędami, każdemu patrzy w oczy. A w jej oczach? Umarła Pole Dancer, temperament Macho.

22. Festiwal Konfrontacje Teatralne, 6-15 października 2017, Centrum Kultury w Lublinie, kuratorzy Marta Keil i Grzegorz Reske

"Gorset"

Scena Plastyczna Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Akademia Sztuk Pięknych Warszawa, premiera 9 grudnia 2016

reżyseria: Leszek Mądzik

wykonawcy: Ewelina Grzechnik, Katarzyna Ośko, Paulina Staniaszek, Bartłomiej Ostapczuk, Krzysztof Petkowicz, Jędrzej Skajster, Sławomir Szondelmajer

"Oratorio. A Collective Mediation on a Well-Kept Secret"

She She Pop, premiera: 6.pażdziernika 2017 w Giessen

realizacja: Sebastian Bark, Johanna Freiburg, Fanni Halmburger, Lisa Lucassen, Mieke Matzke, Ilia Papatheodorou, Berit Stumpf oraz chór delegatów lokalnych

"One More Thing. Evan I understand It", "Gille Learns to Read", "Song for Gigi"

pomysł i wykonanie: Benjamin Verdonck

Toneelhuis, KVS Brussels, premiery kolejno: 2014, 2016, 2017

"O miłości"

Paweł Korbus & Stereo Akt, premiera: 6 października 2017

współpraca i wykonanie: Marina Dashuk, Julia Jakubowska, Márk Bartha, Martin Boross, Paweł Korbus, Emrah Gokdemir

"Fragmenty (z) 7 dialogów"

kompozycja: Matteo Fargion

Dance On, premiera 28 stycznia 2016

występują: Ty Boomershine, Brit Rodemund, Jone San Martin

"Klauni, czyli o rodzinie"

Teatr 21 z Warszawy, premiera: 17 grudnia 2015

reżyseria: Justyna Sobczyk

dramaturgia i scenariusz: Justyna Lipko-Konieczna

występują: Anna Drózd, Teresa Foks, Maja Kowalczyk, Katarzyna Lalik, Barbara Lityńska, Anna Łuczak, Emilia Rajca, Cecylia Sobolewska, Marta Stańczyk, Aleksandra Skotarek, Magda Świątkowska, Piotr Boruta, Grzegorz Brandt, Daniel Krajewski, Aleksander Orliński, Michał Pęszyński, Piotr Sakowski, Piotr Swend

Joël Pommerat

"Ponowne zjednoczenie Korei"

przekład: Jan Nowak

Scena In Vitro z Lublina, premiera: 26 marca 2017

reżyseria: Łukasz Witt-Michałowski

występują: Matylda Damięcka, Ewa Pająk, Ilona Zgiet, Wojciech Rusin, Jarosław Tomica, Robert Zawadzki

"Ich kann nicht anders"

koncepcja i realizacja: Beton Ltd.

wykonawcy: Primož Bezjak, Branko Jordan, Katarina Stegnar

premiera: 26 sierpnia 2016, Lublana

"Hymn do miłości"

koncept, reżyseria, libretto: Marta Górnicka

Teatr Polski w Poznaniu, premiera: 21 stycznia 2017

wykonawcy: Sylwia Achu, Pamela Adamik, Anna Andrzejewska, Maria Chlebos, Anna Gierczynska, Paula Głowacka, Maria Haile, Katarzyna Jaznicka, Ewa Konstanciak, Irena Lipczynska, Kamila Michalska, Izabela Ostolska, Ewa Sołtysiak, Ewa Szumska, Krystyna Lama Szydłowska, Kornelia Trawkowska, Anastazja Zak, Konrad Cichon, Piotr B. Dabrowski, Tymon Dabrowski, Maciej Duzynski, Wojciech Jaworski, Borys Jaznicki, Filip P. Rutkowski, Michał Sierosławski

"Death of the Pole Dancer", "Macho Dancer"

pomysł, choreografia, wykonanie: Eisa Jocson

premiera: 24 kwietnia 2013 w Manilii

***

Piotr Raganowicz-Macina - student I roku performatyki przedstawień Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji