Artykuły

Arystofanes w beczułce

NADER rzadko pojawiają się na naszych scenach komedie Arystofanesa, których żywotność jest zdumiewająca. Ten poeta ateński sprzed dwudziestu paru wieków mógłby patronować dzisiejszym dążeniom pokojowym, przypominając, jak mało zmienili się ludzie od tysięcy lat. Satyra polityczna Arystofanesa zachowała świeżość, jego argumenty antywojenne mają nadal pełny walor. Dwa "millenia" nie przyćmiły też jaskrawych barw tych rubasznych burlesek, które uchodzą za prawzory komedii i farsy.

Zabawna jest ta farsa o kobietach ateńskich, które zdecydowały się pozbawić swych mężów praw małżeńskich, by zmusić ich do zaniechania wojny. Chytrze i perfidnie zwodzą mężczyzn, wyrzekając się miłości - nie bez hipokryzji i przymusu.

Napisana z humorem, fantazją i niebywałą werwą "Gromiwoja" znalazła w wielu krajach chętnych tłumaczy i adaptatorów. Polski przekład Żegoty-Cięglewicza, liczący lat z górą pięćdziesiąt, ma duże zalety sceniczne. Jest żywy, pomysłowy, wyrażający rytmem wiersza żywiołową werwę arystofanesowskiej komedii; a przy tym nawet w miejscach drastycznych nie naruszający granic dobrego smaku. Sprzeciw wywołuje tylko podhalańska gwara, którą tłumacz zastępuje twardy dialekt dorycki w odróżnieniu od mowy Ateńczyków. Te (niewielkie) partie tekstu zostały poddane korekcie w przedstawieniu "Gromiwoi" na scenie Teatru Powszechnego, które budzi zresztą niemało zastrzeżeń, Zofia Wierchowicz poubierała urocze Atenki w tak brzydkie trykoty (w zgniłych kolorach) i niegustowne jedwabne szatki, jakby chciała na dobre odstraszyć ich mężów. Stroje i maski innych postaci wydają mi się przejaskrawione na tak małej scenie. Wierchowicz zastosowała po prostu wzory z teatru antycznego, który w plenerowych amfiteatrach musiał operować silnymi efektami i ostrymi kontrastami. Na niewielkiej scenie praskiego teatru te formy są przytłaczające i nieestetyczne. Tym bardziej, że zamiast dążyć do pogłębienia sceny, zamknięto spektakl w żółtej "beczułce" bez skrawka horyzontu. Żółty kolor ma tu chyba wyrażać blask południowego słońca. Ale tego rodzaju tło wymagałoby raczej stylizacji kostiumów, plastycznych skrótów, aluzyjności.

Nie widać w tym przedstawieniu zdecydowanej linii reżyserskiej. Wyznać muszę, że nie mam zaufania do reżyserii zespołowej, jak nie wyobrażam sobie np. zespołowo dyrygowanego koncertu Beethovena. Spektaklowi brak rytmu wewnętrznego, który powinien wyrazić nastrój bachicznego upojenia zmysłowego, cechujący utwory Arystofanesa. Dopiero wtedy nabrałyby właściwego sensu takie sceny jak igraszki ateńskich starców, odrzucających szaty i koturny, nagle odmłodzonych i tańczących nago. Tylko rytm omalże baletowy pozwoli ukazać jedyny w swoim rodzaju wdzięk tej szalonej farsy, która pod pokrywką swawolnej wesołości kryje głębszą myśl zagubioną niestety w omawianym przedstawieniu. Nastrój dionizyjskiej zabawy najtrafniej bodaj wyrażają ELŻBIETA WIECZORKOWSKA i TEOFILA KORONKIEWICŻ jako straszne baby: Rodippe i Stratyllida.

ZOFIA RYSIÓWNA prowadzi czołową rolę z ożywieniem i dużą dbałością o czystość dykcji. W całości jednak potraktowała Gromiwoję zbyt serio: recytuje tekst, a nie bawi się nim, nie igra; i bez dystansu, który pozwoliłby na ironiczną i dowcipną interpretację tej postaci wymagającej zresztą ognistego temperamentu. Większość aktorów gra po prostu współczesną farsę, wywołując raz po raz salwy śmiechu na widowni. Okazuje się, że Arystofanesa pokonać to sprawa niełatwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji