Artykuły

Tropienie wirusa, podróże z babcią i szukanie klucza

"Bromba w sieci" Macieja Wojtyszki w reż. Rafała Sisickiego w Teatrze Dzieci Zagłębia w Będzinie, "Babcia na jabłoni" Miry Lobe w reż. Arkadiusza Klucznika w Teatrze Ateneum w Katowicach i "Buratino" wg Aleksego Tołstoja w reż. Mariana Pecki w Teatrze Banialuka w Bielsku-Białej. Pisze Marta Odziomek w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Sezon teatralny otworzyły nie tylko teatry dramatyczne, ale i lalkowe. We wszystkich trzech, grających przedstawienia przede wszystkim dla dzieci, na afisz weszły nowe tytuły.

Teatr Dzieci Zagłębia w Będzinie wzbogacił się o "Brombę w sieci" [na zdjęciu] w reżyserii Rafała Sisickiego adresowaną do uczniów pierwszych klas podstawówki. To spektakl na podstawie znanej serii opowiadań autorstwa Macieja Wojtyszki o żądnej wiedzy ciekawskiej Brombie, która jest przekonana, że da się wszystko zważyć, zmierzyć oraz przyporządkować do danej kategorii. Okaże się, że jednak nie wszystko. Przedstawienie podejmuje także tematykę wirtualnego świata oraz niebezpieczeństw w nim czyhających, ale nie ukrywa również, że może przynosić pożytek, jeśli rozsądnie korzystamy z jego dobrodziejstw.

Bromba na tropie Wirusa

Bromba i jej przyjaciele postanawiają znaleźć i pokonać złośliwego Wirusa, niszczącego komputery. Czynią to, przenosząc się do rzeczywistości cyfrowej. Na scenie są więc - oprócz bohaterów - komputery, laptopy, smartfony i oczywiście zawirusowany program, który odzywa się niczym potwór i groźnie łypie oczami. Nie brak animacji wyświetlanych na jasnej ścianie w tle, która pomysłowo symbolizuje portal między dwoma światami. Każdy z kolorowych bohaterów żywego planu natomiast ma w swoim wyglądzie coś niepowtarzalnego - a to wielką kokardkę na czubku głowy, to znów długie uszy czy też dziób. Najbardziej zauważalna jest oczywiście Bromba w żółtej peruce i różowym płaszczu.

Agnieszka Wajs, która gościnnie wciela się w tę postać, nadaje ton całemu spektaklowi - recytuje, tańczy i śpiewa. Pełno jej na scenie, skutecznie skupia na sobie uwagę dzieci. Ale czasem - trzeba przyznać - nie jest łatwo podążać za przygodami tej oryginalnej ekipy. Głównie dlatego, że scenariusz jest mocno narracyjny, co oznacza - w dużym skrócie - zbyt dużo mówienia kosztem tak zbawiennego na scenie działania. W rezultacie akcja nieco się rozłazi, a tempo robi się dość ślamazarne. Tym samym dzieci zaczynają się wiercić. Dobrze, że w kulminacyjnym momencie pojawia się oryginalnie (i nieco strasznie!) przedstawiony wspomniany już Wirus, a na koniec poznajemy jeszcze jednego bohatera tego całego zamieszania, z którym dzieci śmiało mogą się identyfikować, więc przesłanie spektaklu na pewno do nich dotrze.

Babcia na jabłoni w Ateneum

W Teatrze "Ateneum" w Katowicach zupełnie inna propozycja - "Babcia na jabłoni" w reżyserii Arkadiusza Klucznika na postawie książki austriackiej pisarki Miry Lobe, porównywanej do Astrid Lindgren. Jest to historia o potrzebie bliskości między pokoleniami, a także pochwała kreatywności. Spektakl mówi również - w bardzo delikatny sposób - o dojmującym braku bliskich nam osób.

Bohater, mały Jędrek, ma fajną rodzinę, ale nie ma już ani jednej babci. Postanawia wymyślić ją sobie i podróżować z nią po świecie. Do czasu, aż nie pozna nowej sąsiadki - starszej pani, której wnuczki wychowują się za granicą. Prosta w gruncie rzeczy opowiastka i zrealizowana za pomocą prostych środków. Cała akcja, a raczej interakcja małego chłopca z innymi, toczy się na tle białych ścian. Po pierwsze dlatego, aby kolorowe, wielkie lalki mogły się dobrze prezentować. Po drugie - po to, by wyświetlać projekcje.

Rzadkie lalki żyworękie

Jednak to właśnie miękkie, duże lalki, znakomicie animowane przez aktorów, przykuwają przede wszystkim naszą uwagę. Większość z nich posługuje się lalkami żyworękimi, czyli takimi, w których ręka postaci jest jednocześnie ręką animatora. Ciekawa to technika, rzadko wykorzystywana w spektaklach teatru lalek. Tylko aktor odgrywający Jędrka animuje lalkę-figurę, którą czasem traktuje jak zabawkę. W tej roli Dawid Kobiela, który tryska energią na prawo i lewo. I świetnie nawiązuje kontakt z Ewą Reymann, która najpierw wciela się w zwariowaną, wyimaginowaną babcię, a potem w miłą sąsiadkę.

Na pochwałę zasługuje również wpadająca od pierwszej sceny w ucho przyjemna muzyka skomponowana przez Rafała Rozmusa. Szkoda tylko, że podróże, w które chłopiec wyrusza z wymyśloną kompanką, są "nagrane". O ile ciekawiej byłoby oglądać na scenie wyreżyserowane scenki z udziałem aktorów czy też lalek, nawiązujące kostiumem lub muzyką do miejsc, które akurat bohaterowie odwiedzają!

Ciekawy świata Buratino

Ostatnia z trzech nowości w naszych regionalnych teatrach lalkowych - "Buratino" w reżyserii Słowaka Mariana Pecki w Teatrze Banialuka w Bielsku-Białej to przepiękna, bardzo atrakcyjna wizualnie podróż przez świat teatru lalek właśnie. Przygotowana z myślą o 70-leciu bielskiej sceny oraz adresowana dla trochę starszych dzieci - od 9 lat (choć i te mniejsze na pewno będą miały frajdę z oglądania tego spektaklu). Jego kanwą jest utwór "Złoty kluczyk, czyli niezwykłe przygody pajacyka Buratino" Aleksego Tołstoja - mniej znany w Polsce, ale właściwie historia w nim przedstawiona jest nam znana bardzo dobrze! Otóż Tołstoj, pisząc ją, inspirował się "Pinokiem" Carla Collodiego. Tak więc bohaterem jest tu drewniana lalka (animuje ją znakomity Mateusz Barta), wyrzeźbiona przez biednego jak mysz kościelna papę Carla.

Ciekawy świata Buratino długo nie gości w jego chacie. W szkole napotyka sprytnego Karabasza Barabasza, który pożycza mu pieniądze z późniejszym zamiarem zwabienia bohatera do swojego teatrzyku lalkowego, a następnie drewniany chłopiec traci je, będąc okradzionym przez sprytną lisicę. Zanim wróci do swojego stwórcy, zdąży jeszcze złączyć parę zakochanych w sobie lalek oraz odnaleźć tytułowy złoty kluczyk, który wskaże mu drogę, jaką powinien kroczyć, aby w przyszłości być mądrym człowiekiem. "Buratino" jest w warstwie fabularnej opowieścią o dojrzewaniu, pochwałą zdobywania życiowego doświadczenia w drodze i w kontakcie z drugim.

Ten spektakl trzeba zobaczyć

To także wysmakowana opowieść teatralna, pełna zaskakujących pomysłów inscenizacyjnych. Na scenie Banialuki reżyser wybudował właściwie jeszcze jedną, drewnianą scenę, na której i wokół której aktorzy (wszyscy są świetni!) dwoją się i troją, grając swoim ciałem, a także pacynkami oraz różnego rodzaju marionetkami. Tłoczno na tej drugiej scenie i kolorowo. Grać można zarówno spod rozsuwanej podłogi, jak i z wysokości dachu. Krótkie dialogi przerywane są melodyjnymi piosenkami, co sprawia, że całość jest bardzo dynamiczna. Zjawiskowe są kostiumy, w których ubrano aktorów oraz wspomniane lalki - to zasługa scenografki Evy Farkasovej. Widz czuje się, jak gdyby został wrzucony w magiczny świat, który z jednej strony stylistyką nawiązuje do średniowiecznej sztuki jarmarcznej, a z drugiej - do współczesnych, postmodernistycznych praktyk teatralnych. Ten spektakl trzeba zobaczyć, jest przednią zabawą dla całych rodzin!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji