Artykuły

Ponad 3 tys. stron w cztery godziny

"Moja walka" wg Karla Ovego Knausgarda w reż. Michała Borczucha w TR Warszawa. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

To nie mogło się udać, ale się udało. W TR Warszawa Michał Borczuch wyreżyserował świetny spektakl na podstawie głośnej na całym świecie powieści. Premiera odbyła się 6 października.

Karl Ove Knausgard w sześciu opasłych tomach światowego bestsellera "Moja walka" opisał ni mniej, ni więcej tylko całe swoje życie. Dojrzewanie i zmagania z ojcem tyranem, który później zapił się na śmierć, małżeństwo, ojcostwo. Bycie Norwegiem w jeszcze bardziej od Norwegii lewicowej Szwecji. Zmagania z pisaniem. Konserwatywne, patriarchalne fantazje, liberalny wstyd za nie oraz tęsknoty za "złotymi czasami" sztuki.

Powieść głośna i modna

Wystawienie głośnej i modnej dziś powieści Knausgarda to nie tylko bardzo zręczny chwyt marketingowy, ale przede wszystkim olbrzymie wyzwanie dla teatru. Jak przenieść na scenę potoki wspomnień i drobiazgowych opisów, tyrady męskiego ego wojującego na tysiącach stron z poczuciem zażenowania, kryzysem twórczym i własnym ciężarem?

Bohaterem spektaklu Michała Borczucha w TR Warszawa jest nie tylko Karl Ove, ale i sama książka, tekst. Aktorzy mówią go, jak Pan Bóg przykazał, z pamięci. A także z kartek, laptopów i zawieszonych nad głowami wielkich ekranów - jakby byli przytłoczeni rozmachem tej prozy. Borczuch z dramaturgiem Tomaszem Śpiewakiem nie tylko - co oczywiste - kondensuje setki stron do dziesiątek minut, ale też komplikuje montaż i tak pełnego dygresji i przeskoków chronologicznych wieloksięgu Knausgarda. Multiplikując postaci, pozwala widzom przebywać w kilku momentach historii jednocześnie. W czasie podróżują za wciągającą i pełną cytatów z ikonicznych XX-wiecznych kawałków muzyką Bartosza Dziadosza.

Karl Ove: młody, starszy, najstarszy

A więc Karl Ove i jego żona Linda dopiero się poznają. A jednocześnie tuż obok, na tej samej scenie, już rodzą się im kolejne dzieci, małżonkowie kłócą się i godzą. Wzajemna fascynacja, nieśmiałość i egzaltowana artystowska poza pary neurotyków, którzy poznali się na warsztatach pisarskich, skonfrontowane są ze zmęczeniem, frustracją i próbami ratowania miłości po przejściach.

Młodszą parę grają Justyna Wasilewska i Jan Dravnel. Tę koło czterdziestki - Agnieszka Podsiadlik i Sebastian Pawlak. Niby banał - czas mija, ludzie się zmieniają. Może nawet nasze wcielenia z różnych okresów życia powinny nosić różne imiona, sugeruje najstarszy sceniczny Karl Ove - Lech Łotocki. Z tego prostego reżyserskiego pomysłu Borczuch potrafi wyciągnąć więcej, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Zaś aktorstwo zespołu TR - niby nonszalanckie i zdystansowane, a jednak czujne i oddane - wynosi wielowarstwowy spektakl Borczucha o kolejny poziom wyżej.

Rewelacyjna scenografia

Sceniczna "Moja walka" mówi o tym, że tęsknimy za doświadczeniem "zwykłości", "prawdziwego życia" - szukając go w mniej lub bardziej zamaskowanej fikcji. Borczuch piętrzy paradoksy, pokazuje, że "realizm" i "realność" to efekt, coś, co wypracowuje się sztucznie, ze skrzętnie ukrywanym wysiłkiem.

Wskazuje na to też rewelacyjna scenografia Doroty Nawrot. Rozległa, surowa przestrzeń, modelowana coraz to inaczej światłem przez Jacqueline Sobiszewski - w końcu wiadomo, po co TR Warszawa wozi coraz częściej widzów z Marszałkowskiej na peryferia, do obszernej hali ATM Studio na Wale Miedzeszyńskim. Podstawowym elementem scenografii jest fototapeta - niby realistycznie oddaje wnętrze współczesnego mieszkania, a trudno przecież o coś bardziej sztucznego i tandetnego.

"Moja walka" to właśnie spektakl o zawieszeniu między kiczem a wzruszeniem, między sztucznością a wrażeniem prawdy, między bombastycznie pretensjonalnym i narcystycznym pomysłem na książkę - a porywającym strumieniem myśli i słów, w który ten pomysł nieraz się u Knausgarda zmienia.

Borczuch: ekspert od seksu

Wreszcie, nikt w polskim teatrze nie umie tak mówić o seksie jak Borczuch. Potrafi ustawiać aktorów w sytuacjach przedstawionych subtelnie, z humorem, ale też oddających nastrój intymności i napięcia. Nie stroni od opisu, pozostając jednocześnie na antypodach pornografii. Aktorzy bardziej opowiadają niż odgrywają, a tym bardziej jest w tym intensywny erotyzm.

Wspaniała jest scena, w której nastoletni Karl Ove opowiada o swoim pierwszym razie. W tym jednym momencie spektaklu pisarza gra Wasilewska, ubrana, neurotyczna, występuje razem z nagim Dravnelem - tu w epizodycznej roli poznanej na festiwalu dziewczyny z namiotu.

Zamiana płci wprowadza do opowieści dystans, ale też rozbraja narracyjne klisze - pozwala uniknąć zarówno chłopackiego maczyzmu, jak i sentymentalizmu wspomnienia.

Cztery godziny mijają raz-dwa

Borczuch potrafi po mistrzowsku operować czasem, gęstością atmosfery, subtelnymi szczegółami. Sprawić, że choć na scenie zbyt wiele się nie dzieje, wpadamy w jakiś półtrans, skupieni i zarazem niesieni nastrojem. Reżyser pokazał to już w osobistym "Wszystko o mojej matce" z krakowskiej Łaźni Nowej.

Spektaklowi z TR Warszawa czasem przydałyby się tu nożyczki - np. w niepotrzebnie wydłużonej sekwencji o wątpliwościach pisarza przed wydaniem. Jednak długości trwającego cztery godziny przedstawienia nie trzeba się bać - mija szybciej, niż byście się spodziewali.

Odbiór teatralnej "Mojej walki" zależeć będzie oczywiście od tego, czy czytaliśmy autobiograficzną sagę Norwega. Osobiście jestem jej krytycznym fanem i wiem, że wcześniejsza lektura może dać widzowi dodatkową satysfakcję.

Ale spektakl w TR równie dobrze może być okazją, by zacząć znajomość z Knausgardem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji