Artykuły

"Nine", czyli mężczyzna z przejściami

"Nine" Maury'ego Yestona w reż. Jacka Mikołajczyka w w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Pisze Błażej Kusztelski.

Arthur Kopit, autor libretta, i Maury Yeston, kompozytor i autor tekstów piosenek, stworzyli coś w rodzaju musicalowej wersji "Osiem i pół", sporo ryzykując, zwłaszcza że film Felliniego - po upływie ponad pół wieku - nic a nic się nie zestarzał i wciąż stanowić może źródło porównań. Jasne, że "Nine" nie dorównuje arcydziełu włoskiemu, ale w swoim gatunku scenicznym jest utworem bardzo wartościowym, podejmującym nietuzinkowy temat - kryzysu twórczego i kryzysu wieku średniego mężczyzny. W dodatku w sukurs mającemu już 35 lat musicalowi przyszła osiem lat temu wersja kinowa i tak wysoko ustawiła poprzeczkę, że teatrom dość trudno z nią rywalizować, bo i gwiazdy tam w obsadzie, i znakomita orkiestracja, momentami oszałamiająca także wizualizacja i interpretacja aktorska piosenek, a także świetna rola Daniela Daya Lewisa jako Guida, który udźwignął w tonacji serio główną, kluczową postać.

Wiadomo od dawien dawna, jak skromnymi warunkami scenicznymi dysponuje poznański Teatr Muzyczny. W porównaniu na przykład z wrocławskim Capitolem, gdzie odbyła się polska prapremiera musicalu "Nine", jest pod tym względem Kopciuszkiem. Trudno się więc dziwić, iż poznańska realizacja jest skromniejsza inscenizacyjnie, w dużym stopniu kameralna, w jednej dekoracji, pozbawiona oszałamiających efektów wizualnych i możliwości posłużenia się maszynerią teatralną. Wykorzystywany jest jedynie ruchomy most oświetleniowy, który opuszczany kilka razy pełni rolę weneckiego mostu, podobnego do tych, jakie spotkać można na wyspie Burano.

SPECIALITE DE LA MAISON

Kameralność przedstawień musicalowych stanowi z konieczności specialite de la maison poznańskiej sceny. W przypadku "Nine" ograniczenie takie ma jednak wpływ na urodę spektaklu; zmusza do redukowania ilości wykonawców, nie pozwala rozwinąć skrzydeł scenografowi, a reżyserowi skutecznie ogranicza wyobraźnię. O ile w przypadku "Zakonnicy w przebraniu" warunki sceniczne nie przeszkodziły Jackowi Mikołajczykowi w stworzeniu dynamicznego, efektownego muzycznie i wokalnie przedstawienia, o tyle przy realizacji "Nine" stanowiły dla niego istotną przeszkodę. W dodatku "Zakonnica" jest tylko bezpretensjonalną zabawą, podczas gdy "Nine" z uwagi na swój temat i problematykę, a także odniesienia do Felliniego, wymaga między innymi bogactwa inscenizacyjnego i pewnego - rzekłbym - wizjonerstwa scenicznego. W dodatku reżyser zredukował otoczenie głównego bohatera do samych kobiet, co wprawdzie w ironiczno-symboliczny sposób określa naturę Guida i stanowi ciekawy pomysł, ale czy na scenie także? Mam pewne wątpliwości.

Scenografia Mariusza Napierały - dość umowna - przedstawia fragment nieco monumentalnego w swym wyglądzie weneckiego SPA, o zgoła antycznym charakterze. Swą przyciemnioną, szarą barwą bliższe jest ono klimatowi "Miasta kobiet" niż "Osiem i pół" i raczej przytłacza niż odpręża. Nie ułatwia też zmiany nastroju, klimatu scen czy miejsca akcji, choć udało się uzyskać także zgrabne efekty np. w scenie, w której niemieckie kuracjuszki plotkują pod natryskami zabawnie imitowanymi grą świateł, albo w piosence "Telefon z Watykanu" (tu pomaga użycie rekwizytów w postaci wanien).

Bez wątpienia filmowa wersja "Nine" nie gubi poważnego refleksyjnego wątku i jest bliska intencjom Felliniego, natomiast poznańska realizacja zmierza raczej wyraźnie w stronę lżejszej formy scenicznej skrzyżowanej z sentymentalno-lirycznym melodramatem. Odnoszę zresztą wrażenie, że reżyserowi większą frajdę sprawia komediowy sposób podejścia do musicalowej "wersji" Felliniego i dlatego woli bawić się postaciami i sytuacjami niż odnajdywać w nich głębię i powagę. Widać to szczególnie w sposobie budowania głównej roli.

GUIDO - NARCYZ I SYMPATYCZNY DRAŃ

Guido, którego gra Radosław Elis, wydaje się być narcyzem (czy to nie zabawne, że terminu "narcyzm" użył po raz pierwszy psychiatra o nazwisku Eliis?). Jest więc egoistyczny, nieco nonszalancki, ale i niedojrzały uczuciowo, nieodpowiedzialny i niezdecydowany, z pozorną beztroską pokrywając niemoc twórczą i kryzys wieku średniego. Otacza się kobietami, bo bez nich nie potrafi się obejść, choć traktuje je dość instrumentalnie, co nie odbiera mu sympatii widowni, która dostrzega w nim typ "sympatycznego drania". W interpretacji Elisa ma on coś z Piotrusia Pana, dotkniętego w dodatku syndromem Casanowy: jedna kobieta mu nie wystarcza, a że jest trochę dużym dzieckiem, więc potrzebna mu nie tylko żona, kochanka i muza, ale i matka.

Niemniej docenić trzeba ogromną pracę, jaką w tę trudną rolę wkłada aktor. Jest prawie cały czas na scenie i musi jeszcze zaśpiewać bodaj dziewięć niełatwych wokalnie piosenek. Na dodatek libretto wymaga, aby pokazał dwie różne osobowości: poniekąd z lekka kabotyńską w partiach dialogowych i refleksyjną, poważną - w partiach śpiewanych. Aktor poznański ma doskonałe predyspozycje do tworzenia tego pierwszego wizerunku i czyni to z lekkością i wdziękiem. Lecz choć wokalnie Elis radzi sobie całkiem dobrze, nie jest w stanie pokazać tej drugiej twarzy. Tworzy tak sugestywny portret owego "sympatycznego drania", że nie sposób uwierzyć w jego ton serio. Przeszkadza mu typ urody (więcej w nim miłego lekkoducha niż faceta z charyzmą, z lekka cynicznego i refleksyjnego), a jednocześnie aktorowi nie pomaga w owej transformacji ani scenografia, ani reżyseria.

SĄ HITY

Pomimo takich czy innych zastrzeżeń, trzeba przyznać, że przedstawienie podoba się widzom. Do jego największych atutów należą bez wątpienia dwie hitowe partie wokalne: "Masz być Włochem" i "Telefon z Watykanu", ale z przyjemnością ogląda się i słucha kilku innych, na przykład: "Folies Bergeres" czy "Cinema Italiano" lub "Take It All". Zręczną perełeczką jest scenka, w której Guido parodiuje wyimaginowaną rozmowę z eminencją w SPA, a salwy śmiechu wywołuje monolog producentki adresowany do publiczności (w wykonaniu Barbary Melzer).

"Masz być Włochem" ("Be Italien") to dynamiczna ruchowo, nasycona energią piosenka Saraghiny, prostytutki, do której w przeszłości biegał Guido jako chłopiec - brawurowo wykonywana przez Małgorzatę Chruściel i towarzyszący jej zespół. Scena zbliżona jest charakterem do filmowej wersji (przy czym fontanny piasku zastąpiono fontannami parowymi, wszak jesteśmy w SPA), budząc także skojarzenia z "Mein Herr" czy "Willkomen" z "Kabaretu" Fosse'a albo z songami Kurta Weilla. Trzeba przyznać, że poznańskie wykonanie tego hitu nie odbiega od najlepszych wzorców, choć szkoda że nie użyto tamburynów z membraną, które w wielu wykonaniach pozwalały uzyskiwać świetny efekt wizualno-akustyczny. Nader zabawna jest z kolei piosenka "Telefon z Watykanu". W rzeczywistości dzwoni do Guida jego kochanka Carla (Dagmara Rybak), przebywając w wannie, przy czym traktuje ją jak miłosne łoże i namiastkę partnera, a szczyt rozkoszy uzyskuje w wysokiej wokalnej kodzie. To bardziej frywolne wykonanie niż w filmie i nie mniej zabawne niż w przedstawieniu amerykańskim, w którym Jane Krakowski uwodzi Banderasa.

Guido, jako się rzekło, przeżywa jako reżyser filmowy zanik weny twórczej. W żartobliwej konwencji teatru cieni jawią mu się więc na scenie zarysy scen z różnych gatunków filmowych, spośród których mógłby wybrać, gdyby tylko miał pomysł. Natomiast sekwencja będąca parodią opery komicznej w konwencji komedii dell'arte wydaje się być stanowczo za długa i niezbyt zabawna. Przerysowana jest też postać producentki filmowej, która wraz ze swym komandem (kobieta ochroniarz) jawi się w zbyt jednoznacznie groteskowym ujęciu jako parodia dyktatora filmowego.

Poznańskie przedstawienie w sprawnej reżyserii Jacka Mikołajczyka trzyma na ogół poziom, do jakiego przyzwyczaił nas teatr kierowany przez Przemysława Kieliszewskiego. Jest muzycznie, wokalnie i ruchowo bez zarzutu, świetnie zorkiestrowane (w czym zasługa Piotra Deptucha), ma dwie hitowe, wspomniane już partie i parę innych nader energetycznych piosenek. Będzie się więc podobało i znajdzie uznanie u wielu widzów, choć być może nie takie jak "Zakonnica".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji