Artykuły

Anna Haracz: Jak masz świadomość, to masz wybór

- Nie robię tego w kontekście religijnym, kościelnym czy społecznym. Robię to osobiście. Chcę odwołać to, co jest szkodliwe, niekorzystne, co nam nie służy, a przejmujemy to rodząc się w takich, a nie innych rodzinach, czy w takiej, a nie innej klasie społecznej - mówi Anna Haracz, tancerka i choreografka, przed premierą spektaklu "Revoco" gdańskiego teatru Kino Variatino.

W niedzielę i poniedziałek w gdańskim Klubie Żak obejrzeć będzie można spektakl teatru Kino Variatino "Revoco". Spektakl jest o tym, w jaki sposób i dlaczego warto uzdrowić własne przyzwyczajenia.

Jakub Wejkszner: Skąd wzięło się "Revoco"?

Anna Haracz [na zdjęciu]: Revoco w języku łacińskim znaczy "odwołuję", we włoskim "uzdrawiam". Tytuł wziął się z filmu o Marcinie Lutrze, który powiedział właśnie "revoco" na spotkaniu z władzami papieskimi. To samo słowo - revoco - odwołuję wszystko to, co zostało dotychczas powiedziane, zrobione, jest bardzo silne znaczeniowo.

Luter stworzył odłam Kościoła katolickiego. Chcesz stworzyć nowy odłam społeczeństwa?

- Nie, nie robię tego w kontekście religijnym, kościelnym czy społecznym. Robię to osobiście. Chcę odwołać to, co jest szkodliwe, niekorzystne, co nam nie służy, a przejmujemy to rodząc się w takich, a nie innych rodzinach, czy w takiej, a nie innej klasie społecznej. Na przykład, jeżeli rodzina jest bardzo dobrze wykształcona, to każdy członek rodziny ma za zadanie być wykształcony, jeśli jest ktoś rolnikiem, to dobrze by było, żeby syn przejął rolę. Ja to oczywiście upraszczam, ale chodzi mi o takie rzeczy, które narzucają nam pewną rolę. Niektóre mogą być bardzo subtelne, czyli w mojej rodzinie kobiety zachowują się tak i tak, a mężczyźni tak i tak. Niektóre wzorce czy zachowania są dla nas cały czas korzystne i rozwijające, ale jest cała masa takich rzeczy, które bierzemy, bo tak jest wokół nas bez żadnej weryfikacji.

Chcesz wyizolować wolną wolę?

- Tak, jeśli spojrzę sobie na pewne zachowania, wzorce z zewnątrz to mam prawo zdecydować czy to kontynuuję, bo to jest dla mnie korzystne, bo chcę być pracowity, chcę być wykształcona, czy już mnie uwiera. Może wolę być mniej wykształcona i więcej podróżować, czy zająć się rozwojem duchowym. To nie ma znaczenia. Kwestia jest taka, żeby wyjść z tego i zapytać się - co ja chcę z tym zrobić. Czy chcę to odrzucić, czy chcę to transformować jako wartość, która mnie buduje.

A czy to nie jest trochę tak, że możliwe jest tylko przejście z jednej gęby w drugą?

- Tak, to prawda. Można to nazwać gębami, a można to nazwać warstwami. Obieramy się z kolejnych warstw i okazuje się, że ta kolejna warstwa jest jeszcze do obrania.

Ktoś był kopią swojej matki, a po Twoim spektaklu stanie się Anną Haracz.

- Nie do końca. Trzeba odróżnić moment, kiedy coś kopiujemy, a kiedy się inspirujemy. Możemy się kimś zainspirować, bardzo często tak robiłam, ale nie stawałam się tą osobą. Brałam od niej to, co jest dla mnie na dany moment rozwojowe.

Jak determinować, które bodźce są zdrowe, a które szkodliwe?

- To jest na zasadzie odczucia, z czym się czuję komfortowo, a co mnie uwiera, czy czuję się osaczona, czy może już coś tak we mnie wrosło, że już nawet nie widzę innej drogi. I teraz pytanie czy ja chcę w tym zostać, czy to jest tylko moje odczucie. Nie ma jakiegoś obiektywnego podziału. Dla niektórych pracowitość może być zaletą, a dla niektórych wadą. Bo akurat wychował się w takim systemie, że ta pracowitość urosła do rangi świętości i jest się tylko pracoholikiem. Dla kogoś, kto wychował się w innym systemie, może być wartością. Trzeba wyczuć ten moment, kiedy coś zaczyna uwierać. Kiedy już się w tym kisimy to jest ten moment, że decydujesz, czy zostajesz z tym, czy coś chcesz z tym zrobić, zmienić.

Uwiera mnie coś, ergo muszę to zmienić?

- Ja myślę, że to jest kwestia proporcji. Proporcje, ile tego robimy. Jak potrafimy w ciągu życia zarządzać tym. W mojej rodzinie jestem jedyną artystką. I mogę to potraktować jako uwieranie mnie, że jestem poza systemem i ja muszę tańczyć. Dla mnie jest to szukanie balansu. To decyduje czy mnie to uwiera.

Czy, w takim razie, gdy ktoś jest naukowcem i poświęca wszystko badanej dziedzinie to trzeba go uzdrawiać?

- Nie, bo po co? Dla mnie jest ważne to, czy to, kim jestem w tej chwili jest korzystne, rozwojowe i czy mi jest w tym dobrze. Jeśli jest mi z czymś źle to widzę, że to nie jest moje. Miałam takie refleksje, że zachowywałam się w jakiś sposób albo robiłam coś w jakiś sposób to w pewnym momencie orientowałam się, że to nie jest moje.

Dużo w tym psychoanalizy.

- Jak zaczęłam pracować nad spektaklem świadomie to zaczęłam pewne rzeczy wprowadzać do swoich zajęć, czy warsztatów. Jestem czujna na to, jakie przekonania nosimy ze sobą i gdzieś tam zadaję pytanie uczniom, czy to jest przekonanie, czy to prawda oraz czy chcą to zostawić. Samo zwrócenie uwagi na ten fakt daje dużo. Jak masz świadomość, to masz wybór.

Masz taką uczennicę, która przeszła taką drogę?

- Jedna z moich uczennic zaufała mi od początku. To jest osoba, która bardzo dużo zrobiła przez te półtora roku jak się znamy. Jej świadomość tego kim jest, z jakiej rodziny pochodzi, co chce zostawić, to wszystko to niesamowita praca, którą wykonała. Mogłam jej w tym towarzyszyć, zaproponować jakieś narzędzia, czy to medytacyjne, czy to ruchowe, czy fizyczne.

Jaki był jej "stan początkowy" i gdzie, w takim razie, jest teraz?

- W stanie początkowym wiedziała, że potrzebuje zmiany i potrzebowała wsparcia. Chciała wyjść ze swojego systemu, ale nie wiedziała jak i czy jest to w ogóle możliwe. Jest z toksycznej rodziny, pełnej silnej przemocy emocjonalnej. Musiała wyjść z tego i zobaczyć, że to nie jest miłość tylko przemoc oraz zaakceptować, że jest jak jest, żeby sobie pomóc, wzmocnić się, wyjść z tych stanów i zbudować zdrowe relacje ze światem zewnętrznym. Myślę, że jest na dobrej drodze.

Coś oprócz rodziny?

- Tak, studiowała kierunek, który zapewniłbym jej prestiżową i stabilną pracę. Zdecydowała się jednak na pracę artystyczną. To jest jej revoco, bo poszła za sobą zawodowo, a nie za czymś co zewnętrznie jest traktowane jako prestiż czy stabilność. Bardzo często narzuca nam to rodzina lub środowisko. Ta uczennica jest, po prostu, artystką.

Twoje poprzednie spektakle, czyli "Biały rezonans" oraz "Przenikanie" były bardzo osobiste i raczej dla ciebie niż dla widza. Tym razem przenosisz ten model na pracę w grupie i proponujesz widzowi "terapię na scenie". Jak wyglądała twoja ewolucja artystyczna w tej kwestii?

- Ostatnio myślałam o "Białym rezonansie" i tak sobie pomyślałam, że to, co zrobiłam w nim sama ze sobą, teraz przekładam na pracę z innymi. Wszystko co tam zrobiłam ze sobą stosuję do osób, z którymi teraz pracuję. Ja też wielu rzeczy nie wiem, więc sprawdzam, czy to, co zadziałało dla mnie zadziała też dla osób, z którymi pracuję i dla spektaklu. Na pewno jest to rodzaj pracy, który najbardziej lubię.

Stworzyłaś od podstaw nowy zespół.

- Dwie osoby to są takie, z którymi pracuję już dłużej, ponad rok, czyli Sylwia Nosarzewska i Justyna Szczepanik. Cała reszta to osoby, na które zdecydowałam się na początku maja, końcu czerwca. Przyglądałam się jak pracują warsztatowo, z kim bym chciałabym pracować, ale także, kto potrzebowałby takiej pracy. To zajęło mi jakieś 3 tygodnie.

Jedna z tancerek jest w ciąży, jak to wpłynęło na spektakl?

- Justyna jest w ciąży, w szóstym miesiącu. Na początku nas to zaskoczyło, bo już byliśmy w trakcie robienia. Mogliśmy podjąć taką decyzję, że rezygnujemy z pracy na jakiś czas albo wykorzystamy to, że jest w ciąży, szanując jej stan. Ten spektakl nie jest o kobiecości, jest o żeńskości, jest eksplorowaniem tego, co jest żeńskie. Bycie matką jest częścią żeńskości. Dla mnie osobiście jest to wyjątkowy moment, bo sama nie mam dzieci i gdy ktoś pyta mnie, czy chciałabym mieć, odpowiadam, że mam poczucie rodzenia co roku spektaklu. I to się tak dobrze złożyło, że ja tworzę sztukę, a tu pojawia się życie. Też prawdą jest, że mamy jeszcze trochę taki podział, że jak kobieta jest w ciąży, to jest wyizolowana z życia, a już na pewno nie jest aktywna fizycznie. Bardzo się ucieszyłam, gdy się zgodziła jednak tańczyć, bo to teraz jest już w ogóle Revoco, odwoływanie pewnych wzorców, co może, czego nie może robić kobieta w ciąży.

Mówiłaś o eksplorowaniu żeńskości. Czy można nazwać "Revoco" spektaklem feministycznym?

- Bardzo bym chciała wspierać kobiety, żeby zaistniała równowaga w świecie między tym co żeńskie, a tym co męskie, żebyśmy nie musieli już walczyć o swoje prawa i było to oparte na wzajemnym szacunku. Żeby było partnerstwo, wymiana. Jeśli mówimy o feminizmie, który dąży do równowagi i szacunku to tak, mój spektakl jest feministyczny, gdyż wspierając ten pierwiastek żeński dołączam do tego.

Jaki jest zły feminizm?

- Taki, który dzieli, który atakuje, zaostrza antagonizmy. Także między kobietami, że ktoś jest bardziej feministką niż inna kobieta. Chodzi o to, żeby się nie oceniać. Bardzo uproszczę teraz, ale jeśli jakaś kobieta jest w ciąży i chce usunąć to dziecko, to jest jej wybór. Jeśli ja nie chcę usunąć dziecka, to jest mój wybór i nie mogę oceniać tej kobiety. To już dzieli, jeśli ustanawiam ocennie prawa, co jest niewartościowe, a co jest. To jest feminizm, który dzieli.

***

Dwa premierowe spektakle odbędą się w Klubie Żak 8 i 9 października o godz. 19.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji