Z czym do widza?
Teatr Dramatyczny w Warszawie popadł w przedziwną monograficzność. Ni z gruszki, ni z pietruszki wystawił na rozpoczęcie nowego sezonu teatralnego dwie sztuki współczesnych autorów angielskich, obie w dodatku historyczne i to dziejące się w tym samym wieku osiemnastym, jedna w pierwszej połowie, a druga pod koniec. Przedziwna zbitka repertuarowa. Odsłania zagubienie naszego teatru, poważne trudności ze znalezieniem nowej, ważnej problematyki w zmienionym po 1989 r. świecie.
Ba, sądzę nawet, że ten charakterystyczny przykład wskazuje, iż teatr nasz w swojej większości zrezygnował z mówienia widzom czegoś istotnego. Stąd niedostatek nowych polskich prapremier. Bezpieczniejszym, choć złudnym sposobem wydaje mu się przyciągnięcie widza przede wszystkim swoim kunsztem. Ten zabieg jest możliwy tylko w rozrywce, a nie w repertuarze poważnym. Poczucie, że to, co teatr, nawet bardzo kunsztownie, pokazuje na scenie, ani widza ziębi, ani grzeje, jest dla odbioru decydujące. W teatrze trzeba jednak mieć coś ważnego widzowi do powiedzenia, bez tego nie warto zabierać się do pracy.
Zarówno Sztuka sukcesu Nicka Deara, jak i Szaleństwo Jerzego III Alana Bennetta są z pewnością dramatami sprawnie napisanymi. Nie na darmo Anglicy popierają materialnie pisanie i wystawianie rodzimej dramaturgii. Obie sztuki nie sięgają jednak prawd uniwersalnych, które były ważne również poza granicami. Stosunkowo bliższy tego jest Dear, biorąc za głównego bohatera jednego z największych angielskich malarzy i grafików Williama Hogatha i kontrastując go z postacią dramaturga i powieściopisarza Henriego Fieldinga. Z tym, że jest to uniwersalność nieco publicystyczna, nawiązująca do naszych dyskusji i przedsięwzięć prawnych. Reżyser Philip Boehm pokazuje Hogartha jako bojownika o prawa autorskie dla twórców operujących powtarzalnym obrazem. Cykle grafik czynią zeń protoplastę dzisiejszych filmowców.
Drugim wątkiem - zależność artysty od polityków - Dear i Boehm nie wstrząsają. Przecież na własnej skórze przecierpieliśmy o wiele większe i bardziej drastyczne ciśnienia.
"Szaleństwo Jerzego III" Alana Bennetta, mimo szybkiego tempa narzuconego przez filmowego reżysera Filipa Bajona trwa 2 godziny i 45 minut. Do tej długości przedstawień nie jesteśmy przyzwyczajeni. W dodatku przejścia nieszczęsnego króla i jego żony nie są w stanie nas wciągnąć. Raz, że gry polityczne z czasów panowania Jerzego III nie są w stanie nam zaimponować - znamy lepsze. Tu trzeba by talentu Szekspira żeby osiągnąć uniwersalność. A do tej skali Bennetowi. mimo sprawnego warsztatu dramaturgicznego, sporo brakuje. Poza tym rzecz została wystawiona w sposób na pół groteskowy, co trochę utrudnia przejęcie problemami scenicznych bohaterów.
Atutem obu przedstawień jest poprawne, a czasem więcej niż poprawne, wykonawstwo. Znać, że po różnych zmianach dyrekcji zespół aktorski Teatru Dramatycznego wreszcie krzepnie. Na "Sztuce sukcesu" byłem kilka dni po premierze. Przedstawienie zatem się dotarło. Rola Hogartha jest z pewnością największym osiągnięciem dorobku Leona Charewicza. Aktor w pełni potrafił wykorzystać bogaty materiał odsłaniający przed widzem w coraz większym stopniu postać malarza jako twórcy i człowieka. Brawurowo Królową zagrała Ewa Isajewicz-Telega, w krótkiej, trudnej roli, nie posuwając się do wulgarności. Bardzo zróżnicowanie świat ulicy pokazały Mirosława Krajewska, Danuta Stenka i Jadwiga Jankowska-Cieślak.
W "Szaleństwie Jerzego III", tytułową rolę zagrał Marek Walczewski, największy obecnie specjalista od wariatów, odmieńców wszelkiej maści i gry groteskowej, udziwnionej w polskim teatrze. Jego stylowi podporządkował się reżyser i prawie cały zespół. Nawet Małgorzata Niemirska grająca Królową. Choć sposób napisania tej roli uprawniałby do innego rozwiązania tej postaci. I w tym przedstawieniu pokazano kawał solidnej roboty aktorskiej w dwu premierach otwierających sezon. Teatr Dramatyczny pokazał większy kunszt, niż myśl. Ale i kunszt jest sprawą nie do pogardzenia. Zwłaszcza że przez kilkanaście lat brakowało go w tym teatrze.
Nick Dear: "Sztuka sukcesu", reż. Philip Boehm, tłum. Elżbieta Skłodowska, Philip Boehm.
Allan Bennett: "Szaleństwo Jerzego III", reż. Philip Bajon, przekl. Elżbieta Wożniak.
Teatr Dramatyczny Warszawa 1994-1995 r.