Artykuły

Bo pomysł to podstawa

"Nine" Maury'ego Yestona w reż. Jacka Mikołajczyka w w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Pisze Dorota Kuźniarska w Teatrze dla Was.

Poznański teatr kolejny raz postawił na klasykę musicalu. W tym roku premierą otwierającą nowy sezon artystyczny w Teatrze Muzycznym w Poznaniu jest dobrze znany tytuł "Nine" (chociażby z filmowej adaptacji z 2009 roku w reż. Roba Marshalla). Po wcześniejszych produkcjach tego teatru, takich jak "Jesus Christ Superstar" czy "Evita", tegoroczny "Nine" wydaje się być zdecydowanym krokiem do skompletowania popkulturowego zestawu na miarę musicalowego "must know". Jak stwierdził sam dyrektor Przemysław Kieliszewski, "Premiera to wielkie święto teatru, najważniejszy dzień dla całego sezonu artystycznego", od niej zależy jego dobry początek. Czy w takim razie, oglądając "Nine" możemy spodziewać się dobrego sezonu dla Teatru Muzycznego w Poznaniu?

Jest 30 września godzina 19.00. Sala teatru pełna gości z zaproszeniami. Rozpoczyna się kinowe odliczanie od dziewięciu. Trzy dwa jeden go! Kurtyna na boki, zaczynamy show! Już na otwarciu widzowie zostają zapoznani z bohaterkami, które towarzyszyć będą Guido Continiemu (Radosław Elis) w jego historii przez resztę przedstawienia. Widzimy chór kobiet w charakterystycznych dla ich postaci ubraniach, po których rozpoznamy kolejno Claudię, Carlę, Saraginę. Jawią się one niczym grupa niebezpiecznych syren, których śpiew nęci i przyciąga. Wodne skojarzenie może nam dodatkowo nasuwać scenografia (Mariusz Napierała) - dwie wanny ustawione symetrycznie względem siebie oraz kafelkowe ściany, które są ciekawym rozwiązaniem przestrzeni i na pewno niemałą pomocą w szybkim przejściu do następujących po sobie wydarzeń.

Kolejna scena przenosi nas do salonu SPA, tutaj toczyć się będzie znaczna część przedstawienia. Dostajemy próbkę możliwości wokalnych Radosława Elisa. Głos delikatny, subtelny, młodzieńczy, nie do końca wpisuje się w rolę czterdziestoletniego reżysera filmowego, oddającego się uciechom życia. Widzimy to szczególnie wtedy, gdy na scenie jednocześnie pojawia się mały Guido (Ryszard Przychodzeń) i napięcie, kontrast czy jakakolwiek inna zależność pomiędzy nimi się nie pojawia. Za to mały Guido zaskakuje odwagą i poziomem skupienia na scenie, koncentruje się na partiach wokalnych jak profesjonalista. To nie pierwszy raz kiedy Teatr Muzyczny w Poznaniu angażuje dzieci do swoich spektakli, a widowni się to podoba. I słusznie.

W całym spektaklu niebagatelną rolę odgrywają kostiumy Agaty Uchman - szczególnie te, które mieliśmy okazję zobaczyć zaraz po przerwie, na pewno zasługują na uwagę. Fabularnie jesteśmy w miejscu, w którym zdeterminowany Guido próbuje nakręcić kolejne sceny swojego nowego filmu. Oprócz głównego bohatera widzimy grupę postaci wyraźnie inspirowanych XVI-wieczną Wenecją podczas karnawału. Jedni noszą maski bezpośrednio zapożyczone z komedii dell'arte, inni peruki farbowane w popularne współcześnie różowo-czarne ombre. Są krynoliny i cukierkowe legginsy, welony zakonne i dopasowane body. Całość utrzymana w różowej tonacji robi dobre wrażenie. Pikanterii dodają nadruki na tkaninach, z których wykonane są co poniektóre kostiumy, a w jakich możemy doszukać się ukrytych obrazów (tej zabawy na pewno nie powinny sobie odmówić osoby siedzące w pierwszych rzędach widowni): nagie piersi ustawione w szeregach jakby na baczność oraz wszelkiego typu kompozycje z kobiecych nóg i "nie tylko". Bez wulgaryzmów, lecz zaprojektowane z wyraźną śmiałością.

Sceny erotyczne w całym spektaklu nie są jednak na tyle kontrowersyjne, aby wykraczały poza mieszczańskie poczucie przyzwoitości. Gdy reżyser zaczyna rozmawiać przez telefon z jedną ze swoich kochanek, na widowni słychać lekkie poruszenie. Dagmara Rybak, grająca rolę Carli, ma wspaniały głos i słychać, że wie, co z nim robić, za co otrzymuje zasłużone brawa.

Wyrazy uznania należą się przede wszystkim Barbarze Melzer za brawurową kreację producentki Liliane La Fleur, której maniera początkowo może nieznacznie drażnić, ale w ostatecznym rozrachunku postać ta okazuje się mocnym punktem całego spektaklu. Jest charyzmatyczna, wyrazista i świetnie zagrana, to za nią podąża oko widza z jednej strony sceny na drugą. Gdy (za jej sprawą) spektakl na chwilę zmienia się w kabaret, ona bawi się tą konwencją i wciąga do gry wybranych z widowni panów. Atmosfera na widowni znacznie się rozluźnia, a ja zostaję z nieodpartym poczuciem, że kogoś mi ta pani przypomina (fantastyczną Glenn Close z "101 dalmatyńczyków" z 1992 roku?).

Premierowy spektakl poznańskiego Teatru Muzycznego to widowisko intensywne, wizualne i nieprzesadnie erotyczne, dzięki czemu bez strachu o demoralizację może go zobaczyć również nastoletnia widownia. Pomimo iż choreograficznie wydaje się bardziej zachowawcze, niż znamy to z ekranizacji filmowej, to jednak nie rozczarowuje. Dużą zasługą jest przekład (Jacek Mikołajczyk), który nie banalizuje poszczególnych scen, a wyraźnie kontroluje dramaturgię i dodaje tym samym wiarygodności. Mowa tu szczególnie o partiach z żoną Luisą Contini w roli głównej (Anita Steciuk). Mikołajczyk miał pomysł na spektakl i konsekwentnie go zrealizował. A to dało mu wyraźną przewagę nad Guidem, którego historia w przedstawieniu poznańskiego teatru zapętla się i nasuwa skojarzenia z powracającą sceną w filmie "12 małp" z 1995 roku. Idąc za powyższą myślą, nowy sezon Teatru Muzycznego w Poznaniu zapowiada się całkiem ciekawie.

---

Dorota Kuźniarska - artystka wizualna, kostiumografka i projektantka mody

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji