Artykuły

Ruch... energia... światło

"Trzy kolory. Chopin w Nohant" w choreogr. Marka Zajączkowskiego w Operze Nova w Bydgoszczy. Pisze Wiesław Kowalski w serwisie Teatr dla Was.

Marek Zajączkowski, który z od września opiekuje się zespołem baletowym Opery Nova w Bydgoszczy, podjął się przygotowania wieczoru baletowego, w którym z powodzeniem wykorzystał swoje dotychczasowe doświadczenia związane między innymi ze współpracą z wybitnym choreografem Johnem Neumeierem. "Trzy kolory. Chopin w Nohant" to udana próba połączenia w choreografii elementów baletu klasycznego z językiem zmodernizowanego tańca. Zderzanie różnych konwencji sztuki baletowej w jednej scenie przynosi wraz z zastosowaniem ekspresyjnego światła (ich niezwykła uroda to zasługa reżysera świateł Bogumiła Palewicza) ciekawe efekty w budowaniu dramaturgii, operującej kontrastem i sprzecznością albo dialogiem i porozumieniem. Zresztą dbałość o kontrasty to bardzo czytelne założenie konstrukcyjne bydgoskiego wieczoru baletowego. Zajączkowski nie stara się naśladować i imitować tego, co jest w muzyce Rossiniego czy Bacha.. Budowane nastroje stara się korelować z rytmem naszego życia. W każdym układzie choreograficznym Zajączkowskiego, niezależnie od tego czy opowiada o losie ludzkim czy o historii, widać wyraźnie jego stylistyczną odrębność, własny charakter pisma. Klasyka, pozwalająca zachować wyrazistość ruchu, jest bazą, która wchodzi w symbiozę z osiągnięciami współczesnej światowej choreografii. Nie trudno w układach Zajączkowskiego doszukać się odniesień i inspiracji kojarzonych z dokonaniami Johna Neumeiera, Matsa Eka czy Nacho Duato. Dlatego jego sztuka choreograficzna bliższa jest teatrowi tańca. To teatr choreograficzny, będący współgraniem ruchu, muzyki oraz dramaturgii, a nie klasyczny balet. Zajączkowski jakby próbował polemizować ze skostniałymi formami baletowymi, wybierając to, co tancerzowi daje precyzję, koordynację ruchów i opanowanie ciała. Taniec potraktowany jest przez niego autonomicznie.

"Chopin w Nohant" jest niewątpliwie próbą zuniwersalizowania jednostkowego losu. W tej sekwencji widoczny jest zarówno rys symboliczny, jak i tragiczny. Nie jest to na pewno opowiadanie tańcem biografii wybitnego kompozytora. Ważniejsze są wizje, odczucia i myśli, niosące treści symboliczno-metaforyczne. To nie tylko epizod z życia Chopina, ale historia wielkiego artysty, dla którego nieokiełznany świat wyobraźni i wrażliwości jest rekompensatą własnych ograniczeń, tęsknot i słabości. To uogólnienie losu wielu utalentowanych twórców, którzy znaleźli się na obczyźnie, przeżywając rozczarowania twórcze i osobiste. To dramat zagubienia, namiętności i samotności, a nie biograficzna ilustracja To dramatyczna opowieść o wewnętrznych zmaganiach i trudnej sztuce wyrażania samego siebie. Najbardziej interesujące rozwiązania choreograficzne to obrazy będące metaforycznym wyrażaniem emocji i napięć pomiędzy postaciami, konstruowane z bardzo różnorodnej materii ruchu, koloru i muzyki. Eklektyzm stosowanych z pełną świadomością środków to jednocześnie przemyślany język figur i gestów powtarzanych i modyfikowanych. Zajączkowski nie chce opowiadać fabuły, ale emocje, które zadecydują o porozumieniu z widzem. Rozmawia z publicznością w sposób uwolniony od obowiązku prostej narracyjności. Odbiorca musi odnaleźć własny sens i scalić dzieło. W sekwencji wykorzystującej Chopinowskie mazurki, walce, preludia i etiudy dotykamy różnych odmian miłości, tej delikatnej i tej, która jest walką, tej czułej i gwałtownej. Dobrze radzą sobie z wyrażaniem tych doznań Piotr Kobierzyński (Fryderyk Chopin), Anna Tłokińska-Dzeravianka (George Sand), Marta Kowalczyk (Solange) i Mariusz Kowalczyk (Maurycy). A gdy przeżyło się miłość, przyjść musi czas i na śmierć. Wtedy pojawią się hieratyczne żałobnice w czerni i procesyjnie odtańczą swój rytuał, by powoli wszystko ucichło i utonęło w mroku.

"Chopin w Nohant" i "Trzy kolory" to nie są linearnie opowiadane historie. To taniec wykorzystujący płynną niedookreśloność figur i ekspresyjną dysharmonię napięcia ciała. To asceza, dyscyplina choreografii i klarowność myśli, sprowadzona do skrótu i plastycznego obrazu. Najważniejsze są skojarzenia. Czasami lepiej powiedzieć jedno zdanie, niż całą historię. Dlatego tancerze Zajączkowskiego nie przedstawiali, ale wyrażali Niekonwencjonalny sposób narracji i traktowanie muzyki daje w konsekwencji obraz świata tworzonego przez choreografa. A nie jest to zadanie proste w sytuacji kiedy ową rzeczywistość buduje się na zupełnie pustej scenie. Kiedy podstawową materią działań jest światło, które potrafi błyskawicznie i całkowicie odmieniać teatralną przestrzeń. Piękne symetrycznie komponowane układy do muzyki Heitora Villi-Lobosa ("Rain Forest") to pełnia, euforycznego, żywiołowego tanecznego pulsu. Tutaj muzyka, jej rytm, tembr i rozwibrowanie oraz soczystość kolorów wpływają bezpośrednio na zespół tańczących, rozbudzając emocje. Pojawiają się figury budujące obrazy jedności i uporządkowania, by za chwilę ulec rozbiciu i dać możliwość pojawienia się nowych struktur, wykorzystujących poruszanie się po prostej, torze ukośnym lub spirali . Oglądamy taniec pulsujący życiem, magiczną siłą, niecodzienną energią, nie będący jedynie rekonstrukcją wzorcowej techniki. Wszystko to razem w koncepcie jest bardzo przejrzyste i swoją geometrycznością finezyjnie rozwija poszczególne motywy.

Choreografia Zajączkowskiego zrealizowana w Bydgoszczy to taniec będący impresją, sekwencją obrazów nie połączonych w konkretną historię. To forma sceniczna, gdzie głównym tworzywem i elementem jest ruch, energia oddziałująca na zmysły widza i światło traktowane jako samoistne tworzywo teatralne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji