Artykuły

Biedna, wredna Dulska

Nieoczekiwanie dla siebie samego z niejakim rozczuleniem wszedłem do mieszczańskiego salonu pani Dulskiej i wsłuchiwałem się w znane od dzieciństwa dialogi. Toż właśnie od tej sztuki rozpoczynałem przed laty swą teatralną edukację. Myślałem, że się znudzę, a tymczasem sentymentalnie się rozkleiłem. Mało tego - coś mnie poruszyło. Nastąpiło to za przyczyną Geny Wydrych.

Odtwórczyni tytułowej roli zadziwiła mnie z dwu powodów. Najpierw mnie zaszokowała. Postać, którą wykreowała, tak dokładnie - i w sylwetce, i w neurastenicznych reakcjach, a także gestem i głosem - przypominała mi pewną realną osobę, że musiałem się uszczypnąć, by się upewnić, iż nie śnię, tylko naprawdę jestem w teatrze. Po drugie zaś, aktorka, wcale nie oszczędzając tej okropnej baby, niczego nie usprawiedliwiając ani łagodząc, a pewnie tylko dlatego, że ujawnia po prostu jakąś prawdę o człowieku, osiąga taki rezultat, że chociaż Dulskiej się nie akceptuje, to w jakimś stopniu człek gotów jej współczuć. Jest to przecież kobieta, której nagle świat wali się na głowę. Pewnie, że takiego świata nie ma co żałować, ale człowiek to człowiek; każdego jakoś szkoda.

Nie myślcie tylko, żem się nawrócił na dulszczyznę. Mnie się tylko wydało, że być może pani Dulska w tym świecie wcale nie jest najstraszniejsza. Ona po swojemu się do niego dostosowała, broni porządku, który jej odpowiada. Jest jaka jest, ale jest prawdziwa, także w swej obłudzie. Inni są załgani, także w swoich prawościach, buntach, szlachetnych porywach. Ot co.

"Moralność pani Dulskiej" została w Teatrze Współczesnym zrealizowana przez Annę Augustynowicz "po bożemu". I dobrze. Bo jest to sztuka - w swoim gatunku - niemal doskonała, a wszelkimi manipulacjami na tym materiale łatwiej jej zaszkodzić niż pomóc. Tuszę, iż jej zasadnicza problematyka wcale się nie zestarzała. Dulszczyzna (czyli podwójna moralność) w naszych czasach trzyma się całkiem mocno i nie popuszcza, choć przejawia się trochę inaczej, aniżeli w utworze Zapolskiej.

Przedstawienie wrocławskie dźwiga na swych wątłych barkach Gena Wydrych. Inne role nie przynoszą zaskoczeń - odznaczają się standardową poprawnością. Chciałbym, jednak wyróżnić Beatę Rakowską (Hesia) za postępy, które czyni oraz Ewelinę Paszke-Lowitzsch (Mela) za rzetelny warsztat i dbałość o najdrobniejsze szczegóły. Podstawowa pretensja, którą zgłaszam do premierowego spektaklu, dotyczy niedostatecznego pointowania kwestii; zbyt często rozmywają się w drodze do publiczności, która nie odreagowuje. Przedstawienie wymaga więc dostrojenia, które jest możliwe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji