Artykuły

Bądźcie odważni i walczcie

"Pamięć Rutki" Michała Kmiecika w reż. Justyny Łagowskiej w Teatrze Dzieci Zagłębia w Będzinie. Pisze Marta Odziomek w Gazecie Wyborczej - Katowice.

"Pamięć Rutki" w reżyserii Justyny Łagowskiej to spektakl o młodych i dla młodych. Wojenna rzeczywistość przeplata się w nim ze scenami z przyszłości, tworząc postmodernistyczny obraz o życiu, jego celu i naszych wyborach.

Znudzona młodzież siedzi na wiadukcie i pluje na przejeżdżające pod nim samochody. Nastolatka z grymasem znosi zaloty zakochanego w niej chłopaka. Młoda buntowniczka krzyczy, że jest wkurzona na Polskę. Maszerują narodowcy, dziewczyny plotkują o chłopcach, aktorzy nakłaniają koleżankę do zagrania ważnej roli. Takie właśnie, pozornie nieprzystające do siebie obrazy składają się na spektakl "Pamięć Rutki", którego premiera odbyła się w Teatrze Dzieci Zagłębia w Będzinie.

Niewiele Rutki w spektaklu

Nie ma tu linearnie opowiedzianej historii. Jest ciąg scen, które łączy postać czarnowłosej dziewczyny. To Rutka Laskier, Żydówka z Będzina, która zginęła w obozie koncentracyjnym w 1943 roku w wieku 14 lat. Jej historię i odnaleziony po 63 latach pamiętnik, który pisała na kilka miesięcy przed śmiercią, znają ci, którzy mieszkają w Zagłębiu i na Śląsku, czytają gazety, interesują się przeszłością i żydowską kulturą. Choć pewnie wielu jej jeszcze nie zna, więc spektakl ma być zachętą, by po pamiętnik Rutki sięgnąć i zapoznać się z jego treścią. Nie poznamy jej bowiem z przedstawienia, bo ze sceny pada zaledwie kilka zdań napisanych przez Rutkę - o własnym wyglądzie, pierwszych zauroczeniach, okrucieństwie wojny i narastającej w niej nienawiści. Reszta spektaklu to kolaż tekstów inspirowanych popkulturą: filmami, książkami, internetem.

Ile zatem jest pamiętnika i samej Rutki w "Pamięci Rutki"? Niewiele. Trudno jednak uczynić z tego zarzut, ponieważ twórcy podkreślali na każdym kroku, że ta historia jest jedynie pretekstem do opowiedzenia o tym, co jest tu i teraz i pokazania młodym widzom, że warto walczyć o lepsze jutro.

Taki był zamysł reżyserki Justyny Łagowskiej i dramaturga Michała Kmiecika. Pewnie niewielu spodziewało się takiego efektu końcowego, ale trzeba przyznać, że jest on spójny z koncepcją realizatorów.

Dostaje się ministrowi kultury i narodowcom

Twórcy postanowili zabrać nas w podróż po różnych epokach. Najpierw lądujemy na współczesnym będzińskim podwórku, potem w jakiejś nierealnej, kosmicznej cyberprzestrzeni, następnie w środku bydlęcego wagonu. Poznajemy Rutkę z przeszłości, w warkoczach i sukience w kwiaty. Naiwną, adorowaną przez chłopaków, plotkującą z koleżanką Stasią. Później dziewczyna staje się coraz bardziej zbuntowaną nastolatką, złą na cały świat, który na jej oczach ulega rozpadowi. Następuje ciekawa wolta i nagle słowa zapisane przed laty przez Rutkę stają się aktualne i można odnieść je do obecnej sytuacji w Polsce.

Dostaje się m.in. ministrowi kultury i narodowcom. Ale też i samej bohaterce. Wartość jej dzieła zostaje zakwestionowana (przecież to tylko pamiętnik nastolatki!), a Rutka stanie się na chwilę kimś w rodzaju celebrytki, o której w przyszłości będą mówić wszyscy. Nie brak tu również nawiązań do idei tworzenia samego spektaklu, z którym "być może pojeździmy" (na różne festiwale) i rozmów między aktorami. Na naszych oczach następuje zatem osobliwy demontaż scenicznej umowności.

Zalałam browarkiem maszynę do pisania

Ten spektakl zatem to taki patchwork lub też worek z nawrzucanymi do niego wieloma tekstami. Niektóre pomysły jednak kompletnie tu nie pasują. Nie do końca trafiony jest język, jakim posługują się aktorzy. Po co używają tylu przekleństw? Pewnie można było je zastąpić innym słownictwem, które lepiej pasowałoby do całości.

Mam też wrażenie, że czasem traktuje się spuściznę Rutki z pewną dezynwolturą - dyskusja o tym, czy i jaką ma ona wartość, jest chyba niepotrzebna. Wiadomo, że dziewczyńskie pamiętniki nie są szczytem literatury. Kontekst wojenny natomiast zmienia punkt widzenia i zdaje się, że odbiorcy spektaklu dobrze o tym wiedzą. Nie jestem też przekonana do zabiegów polegających na uwspółcześnianiu Rutki i wkładaniu w jej usta tekstów typu: "Zalałam browarkiem maszynę do pisania". Jest współczesna i bez takich, zgoła nic niewnoszących do przesłania, wtrętów.

Mimo tych potknięć "Pamięć Rutki" dobrze się ogląda. Przede wszystkim ze względu na młodych aktorów. Widać, że mocno zaangażowali się w jego powstanie. Są bardzo wyrazistym tłem dla Karoliny Gorzkowskiej, która gra Rutkę Laskier. Raz stanowią zgraną paczkę przyjaciół, innym razem są oprawcami Rutki, narodowcami czy przybyszami z przyszłości. Skandują hasła, śpiewają piosenki, czasem ich ciała zamieniają się w instrumenty wydające różne dźwięki.

Karolina Gorzkowska to petarda, która w trakcie spektaklu stopniowo się rozpala, by na koniec wybuchnąć złością. Na uwagę zasługuje także ciekawa scenografia Justyny Łagowskiej. Prosta, ale funkcjonalna. Symboliczna, ale przecież silnie kojarząca się z Holocaustem. W jej aranżacji pomagają niezłe projekcje i animacje.

"Rutka" dla młodzieży myślącej

Podsumowując - "Pamięć Rutki" to spektakl, który traktuje o sprawach trudnych. Wykorzystuje przeszłość, by mówić o teraźniejszości. Nie przyswaja się go łatwo, czasem zgrzyta, na pewno nie będzie się wszystkim podobał. Przeznaczony jest dla młodzieży myślącej, która troszczy się o swoją przyszłość i swój kraj. Apeluje, by żyć przyzwoicie, być odważnym. Jednocześnie skłania do refleksji nad życiem i jego nietrwałością. Rutka nie miała wyjścia, my możemy (wciąż jeszcze) o swoją godność zawalczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji