Artykuły

Rewia o tym, za co odpowiada aktor, z "Klątwą" w tle

"Mefisto" inspirowany powieścią Klausa Manna i filmem Istvána Szabó w reż. Agnieszki Błońskiej w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Warszawski spektakl "Mefisto" w reżyserii Agnieszki Błońskiej jest zadłużony u Olivera Frljicia, który zimą wystawił w Warszawie "Klątwę". Dramaturżka Joanna Wichowska strzela śmiało w przedstawicieli własnego środowiska lewicowych artystów. Na czym więc polega problem?

"Mefisto" Agnieszki Błońskiej to spektakl wpisujący się w tak zwanego ducha czasów - trafiający w emocje tych Polek i Polaków, którzy sfrustrowani są zarówno PiS-em, jak i bezradnością oraz zakłamaniem liberalnej inteligencji. Bezlitosny obraz środowiska artystycznego to jednocześnie spektakl po uszy zadłużony u reżysera "Klątwy" Olivera Frljicia. I nie do końca konsekwentny.

Błońska z dramaturżką Joanną Wichowską sięgnęły po powieść Klausa Manna (syna Tomasza) - historię aktora konformisty, gwiazdy III Rzeszy, który sukcesy odnosił przed Hitlerem, za Hitlera i po Hitlerze. Pierwowzorem bohatera książki Hendrika Höfgena był Gustaf Gründgens, popularny i kierujący teatrami w Düsseldorfie i Hamburgu także po wojnie. Faustowski tytuł jasno wskazuje zaś na pakt z diabłem, jaki zawiera artysta, idąc na współpracę z reżimem. Mann nie dożył publikacji swojej powieści w ojczyźnie - popełnił samobójstwo w 1949 r. Długie lata po jego śmierci trwały w Niemczech spory sądowe o "Mefista", którego publikację próbowali zablokować spadkobiercy Gründgensa.

Błońska poza powieścią odnosi się do filmu Istvána Szabó z 1981 r. To jedno z kilku den, kolejnych filtrów, przez które przepuszcza koncept Manna jej inscenizacja. Rewelacyjnie odnajdują się w niej aktorzy - Arkadiusz Brykalski z pazurem gra Klausa Marię Brandauera, który 36 lat temu grał Höfgena. Z kolei Karolina Adamczyk-Oleszczuk błyskotliwie parodiuje Krystynę Jandę grającą u Szabó opozycjonistkę - Barbarę Bruckner. Zespół Powszechnego kolejny raz pokazuje, że jest w świetnej formie, dosadny, charyzmatyczny, ostry.

Słodki faszyzm

"Mefisto" to spektakl w cieniu "Klątwy" Olivera Frljicia - z którą dzieli większość obsady i dramaturżkę. Już na początku otrzymamy streszczenie powieści Manna. "Mefisto" tak jak "Klątwa" ma rewiową konstrukcję - kolejne numery są połączone ze sobą pytaniem z powieści Manna: czy aktor bierze odpowiedzialność za to, co mówi na scenie i w czym bierze udział? Mamy więc monologi o tym, że aktorzy tkwią w społecznej bańce, że życie teatru toczy się odwiecznym cyklem trochę poza głównym nurtem zdarzeń: próby, premiera, bankiet, spektakl, próby, próby, próby, premiera...

Refrenem spektaklu jest kankan - obecny u Manna symbol sztuki głupiej i bezrefleksyjnej. Będzie też o historii "Mefista" w samym Teatrze Powszechnym. W świetnej scenie rekonstrukcji Maria Robaszkiewicz wspomina swój występ w wystawieniu Manna z 1983 r., tuż przed zniesieniem stanu wojennego i dwa miesiące przed końcem aktorskiego bojkotu telewizji nim spowodowanego. Na ile tamten gest miał sens, na ile jest powtarzalny dziś? To pytanie wisi gdzieś w tle przedstawienia Błońskiej.

Kolejny temat tego "Mefista" to atrakcyjność faszyzmu i to, jak łatwo szowinistyczna ideologia znajduje w nowoczesnym społeczeństwie coraz to nowe niewinne maski. Wiatraczek ze swastyczką - tak wygląda plakat "Mefista". Aktor Oskar Stoczyński, poczciwy chłopak z sąsiedztwa, nagle wyjeżdża ze skrajnie prawicowym rapem - atrakcyjnymi, młodzieńczymi strofami o nienawistnej treści. Jest też Klara Bielawka w komunijnej sukience, słodkim głosikiem nucąca: "Śmierć wrogom Ojczyzny!" i "Koniec 'Wesela', wracajcie do Izraela!" - hasła znane ze wspólnych manifestacji ONR i skrajnych organizacji katolickich, także pod Powszechnym.

Proces za "Klątwę" Frljicia

"Mefisto" to właściwie remiks Frljicia, przypisy do "Klątwy". Przedstawienie zaczyna się modlitwą przebłagalną i polecającą cały Teatr Powszechny najsłodszej krwi Chrystusa, kończy - samokrytyką aktorów za udział w spektaklu reżysera z Bałkanów. Mowa jednak nie tyle o "Klątwie", ile o miejskiej legendzie "Klątwy". Za spektakl przepraszają również ci aktorzy, którzy w rzeczywistości nie brali w nim udziału. Z kolei ci, którzy u Frljicia faktycznie wystąpili, opisują sceny, których w inscenizacji nie ma.

Aktorzy siadają na skraju sceny niczym w scenie wyznań ofiar księży pedofilów w "Klątwie". Jak się tłumaczą? "Ja tylko wykonywałem polecenia", "Porwał mnie proces prób...". Wymowa jest dość jasna: aktor, niczym żołnierz, odżegnuje się od odpowiedzialności, nawet gdy pokazywany jest jako uczestnik "walki o wolność".

W swoim tekście Wichowska nie bierze jeńców, strzela śmiało w przedstawicieli własnego środowiska lewicowych artystów. Kpi choćby z progresywnych festiwali, które nie zapraszały "Klątwy", najgłośniejszego przedstawienia sezonu, zastraszone działaniami ministra Glińskiego. Prześmiewczo cytuje oświadczenie Weroniki Szczawińskiej i Grzegorza Reske, kuratorów festiwalu w Kaliszu, którzy tłumaczą, dlaczego nie mogli zaprosić "Klątwy". Sporo miejsca poświęca reżyserce Monice Strzępce, w monologu Grzegorza Artmana kpiąc z jej opowieści o nocnych telefonach do Jacka Kurskiego, by zmienić godzinę emisji zamówionego przez poprzednią dyrekcję TVP serialu "Artyści" na bardziej korzystną.

Artman wyrzuci zresztą w swej przemowie sfrustrowanego artysty kabotyna żal, że może być najwyżej jak Strzępka i Demirski - działający w granicach systemu - a nie jak Piotr Pawlenski, rosyjski performer opozycjonista, który posuwał się do samookaleczeń, był aresztowany i skazany, aż wreszcie dostał azyl polityczny we Francji. Czy jednak naprawdę chcielibyśmy, by artyści w Polsce zmuszeni byli niebawem aż do takich gestów?

Widmo krąży nad teatrem

Wichowska prezentuje aktorów jako dystansujących się od polityki, tymczasem w Polsce aktorzy wcale nierzadko i wcale chętnie komentują życie polityczne. Pytanie tylko, jaki jest poziom tych refleksji. Dziennikarski format: "bierzemy aktora celebrytę i pytamy, co myśli o PiS", cieszy się niesłabnącą popularnością. Do tego zjawiska Wichowska w ogóle się nie odnosi, skupiona na bliższych sobie, "awangardowych" kręgach teatralnych.

Rządzącej prawicy też się tu nie oszczędza. Wysłuchamy nagrań wystąpień uczestników konferencji o teatrze w Belwederze: filozofa Wawrzyńca Rymkiewicza, wiceminister kultury Wandy Zwinogrodzkiej czy pisarza i reżysera Antoniego Libery plotących kuriozalne teorie spiskowe o polskim teatrze. Z kolejnym kankanem powraca zmiksowane nagranie hymnu w wykonaniu Jarosława Kaczyńskiego - "z ziemi polskiej do Wolski".

Najsłabsze są te momenty "Mefista", które wprost korzystają z rozwiązań Frljicia, ale tego faktu nie problematyzują. Np. scena, w której aktorzy kłócą się o znaczenie dojścia PiS do władzy: czy Polska to już Berlin w 1936, a może dopiero w 1933, czy po prostu mamy demokrację i jedna z partii wygrała wybory. Czy to już "faszyzm", czy jeszcze zwykły "nacjonalizm". Czy wspólnota jest fajna, czy groźna. Czy rządy PiS to zrozumiała reakcja na frustrację ludzi pozbawionych dotąd godności i perspektyw, czy może jednak nie.

Bardzo to przypomina burzliwą kłótnię o jugosłowiańską historię i uwikłanie teatru w dawny reżim z przedstawienia Frljicia "Przeklęty niech będzie zdrajca swej ojczyzny". Tyle że w bałkańskim spektaklu łatwo uwierzyć, że toczy się tam prawdziwy spór i ludzie na scenie mówią od siebie, odnosząc się do swoich życiowych doświadczeń. Tymczasem w tej akurat scenie "Mefista" aktorzy sprawiają wrażenie, jakby powtarzali zadany tekst.

Wojna o teatr w Polsce

Gdy Frljić idzie w autotematyzm, widz może poczuć się współodpowiedzialny za problemy poruszane na scenie. Jako uczestnik wydarzenia artystycznego dla uprzywilejowanych albo jako obywatel kraju UE, który od 72 lat nie widział wojny, patrzący na odważną i radykalną sztukę "dzikich" z Bałkanów - jak mówi Frljić o sobie i swoich aktorach w "Wasza przemoc, nasza przemoc".

Podobny efekt udało się zresztą osiągnąć Błońskiej i Wichowskiej w świetnym "Praskim Si-Fi" w tym samym teatrze. Nabijały się wtedy z wkładu Powszechnego w miejski aktywizm i uliczne "sąsiedzkie" festiwale, demaskując to jako wkład w gentryfikację warszawskiej Pragi; wyśmiewały wiarę w teatralną moc zmieniania świata.

W "Praskim Si-Fi" byliśmy częścią tego wyalienowanego światka, ponosiliśmy moralną współodpowiedzialność za jego działania. Siedząc na widowni "Mefista", można odnieść wrażenie, że sprawy się dzieją niejako poza nami. Że nawet jeśli Wichowska z Błońską mają rację, to krytykując z pasją "ludzi teatru", nie umieją znaleźć dla nich i dla swoich widzów - też przecież nieprzypadkowych - wspólnego oskarżycielskiego mianownika.

"Klątwą" Teatr Powszechny na długo nadał ton polskim dyskusjom o teatrze i wolności kultury w ogóle. Połączył artystyczny sukces z politycznym znaczeniem. Szybko wywarł wpływ na język innych twórców. A okładka październikowego "Theater der Zeit", jednego z najważniejszych pism teatralnych w Europie, to zdjęcie ze sceny ścinania krzyża z "Klątwy" z nagłówkiem: "Zmierzch bogów. Wojna o teatr w Polsce".

Teatr Powszechny musi jednak uważać nie tylko na represje władzy, ale i na to, by nie paść ofiarą własnego sukcesu. Nie, Powszechny nie odcina wprost kuponów od "Klątwy", nie o to chodzi - po rewelacyjnej premierze Frljicia były tam udane premiery Garbaczewskiego, Schillinga czy Błońskiej. Powszechny stał się symbolem oporu, a jednocześnie miejscem, w którym wypada bywać. To grozi artystom ofiarniczym narcyzmem, a z drugiej strony - w skrajnych przypadkach, jak "Mefisto" - fatalnym zauroczeniem nowym mistrzem z Bałkanów, utratą własnej formy.

Niby Błońska i Wichowska to wszystko wiedzą - zdania w rodzaju: "Dość tej martyrologii!" albo "Mówienie aktorów pod nazwiskami nie jest kliszą z teatru Olivera Frljicia", padają ze sceny parokrotnie. Jednak ten autoironiczny bezpiecznik okazuje się za słaby. "Klątwa" zaczynała się telefonem po instrukcje do Berlina, do Bertolta Brechta - ojca teatru politycznego. Być może "Mefisto" powinien się zacząć od telefonu do Olivera Frljicia?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji