Artykuły

Zespołowa "Czajka"

W kilkunastoosobowej plejadzie bohaterów czechowowskiej "Czajki" jeden jest tylko człowiek w pełni normalny, bez kompleksów, bez żalów nad zmarnowanym czy nieszczęśliwym życiem - zadowolony, syty przeżyć, rezonujący epikurejczyk: dr Dorn. On też w tej najdziwniejszej pod słońcem komedii - tak bardzo smutnej i tak bardzo przejmującej - spełnia niejako rolę antycznego deus ex machina, kończąc sztukę wiadomością o śmierci Trieplewa. Samobójstwie, które całkowicie zmienia "układ sił" głównych bohaterów "Czajki"; może zmienia nawet ich losy. Ale oczywiście nie należy to już do dramatu Czechowa i jego scenicznej prezentacji.

Niezwykły ten dramat, który najbardziej ze wszystkich sztuk tego pisarza wyrósł z jego osobistych przeżyć i wewnętrznych rozterek (ujrzymy niebawem w krakowskich kinach radziecki film pt. "Temat do niewielkiego opowiadania", ukazujący narodziny "Czajki"), otóż dramat ten zawiera w sobie tyle treści, tyle filozoficznego ładunku, takie bogactwo psychologii poszczególnych postaci, że dla teatru stwarza to rozliczne możliwości - odczytania, interpretacji. Samo potraktowanie poszczególnych bohaterów sztuki może stworzyć kilka jej wariantów.

Jeśli główną bohaterką jest - jak sugeruje sam tytuł sztuki - Nina Zarieczna-Czajka, to jest to rzecz przede wszystkim o nieszczęśliwej młodzieńczej miłości do wymarzonego ideału, a także rzecz o zawiedzionych nadziejach artystki. Gdyby na plan pierwszy wysunąć Trieplewa, głównym wątkiem stałyby się niepokoje przedstawiciela młodego pokolenia nie znajdującego satysfakcji ni w pracy twórczej, ni w miłości. A może i wątek drugi, ogólniejszy: konflikt dwu pokoleń i dwu ideologii artystycznych. Gdyby czołową bohaterką przedstawienia uczynić jego matkę, Arkadinę (nie w samej tylko interpretacji roli - jak zrobiła to w warszawskim spektaklu Eichlerówna, "zabijając" współpartnerów), powstać by mogła ciekawa sztuka o rozterkach starzejącej się aktorki, żądnej poklasku i błyszczenia. I tragedia starzejącej się kobiety, zawzięcie walczącej - niekiedy kosztem cierpień i upokorzeń - o bodaj namiastkę uczucia czy przywiązania. Gdyby wydobyła inscenizacja przede wszystkim Trigorina (która to postać, jak wiadomo, zawiera niemało rysów z życia i psychiki samego Czechowa), stałaby się "Czajka" dramatem o rozterkach i trudnościach twórcy, o blichtrze sławy, powodzenia, tzw. szczęścia.

A jest jeszcze w sztuce jakże charakterystyczna dla dramaturgii Czechowa postać nieszczęśliwie kochającej Maszy (jakie będzie jej życie po śmierci Trieplewa?) i równie nieszczęśliwie, beznadziejnie zakochanej jej matki (w pierwszej wersji "Czajki" Masza była córką dr Dorna). I jest jeszcze bardzo czechowowska postać - Sorina, "człowieka, który chce", człowieka, któremu nic się nie udało i którego schyłek życia znaczy pogodna rezygnacja, nie pozbawiona jednak tragicznych odruchów buntu, walki, chęci nadrobienia tego, co bezpowrotnie minęło i przepadło...

Nie "postawiła" inscenizatorka nowohuckiej "Czajki", reżyser Irena Byrska na żadną z tych postaci. Potraktowała je wszystkie równorzędnie, dając w przedstawieniu Teatru Ludowego - szerokie malowidło psychologiczne, choć silnie osadzone w epoce, ukazane na wiernym tle rodzajowo-obyczajowym, bardzo zarazem współczesne i żywe. A tym samym bardzo bliskie dzisiejszemu widzowi - w myśl odwiecznej prawdy, że wewnętrzne konflikty ludzkie i międzyludzkie pozostają niezmienne mimo biegu historii. Powstało tym samym przedstawienie w pełnym tego słowa znaczeniu - zespołowe. Spoiste i jednolite, co jest, jak wiadomo, w teatrze rzeczą niełatwą.

Szczególna to - obok reżysera - zasługa odtwórczyni roli Arkadiny, gościnnie występującej na nowohuckiej scenie Zofii Niwińskiej, która ustrzegła się pokus "błyszczenia", dając kreację stonowaną, a niemniej pełną wyrazu. Jej Irena Nikołajewna Arkadina to trochę rozhisteryzowana aktorka, to mądra, schlebiająca ukochanemu człowiekowi kobieta, to oschła z pozoru (może w wyniku okoliczności?), a momentami czuła matka. Piękna to rola tej ulubionej, a tak rzadko ostatnio występującej aktorki.

Przy wyrównanym poziomie gry druga jeszcze rola zasługuje w nowohuckiej "Czajce" na szczególne wyróżnienie. Rola tytułowa, sceniczny debiut studentki IV roku PWST, Grażyny Barszczewskiej, który stanowi zarazem jej dyplomowy egzamin. W odczuciu widza (chyba i pedagogów?!) egzamin ten wypadł doskonale. Trudną, głęboką rolę Niny Zariecznej gra młodziutka artystka z pełnią uczucia, z urzekającą prostotą, umiejąc zarazem w scenie finalnej wydobyć silne akcenty dramatyczne. Dzięki temu wierzy się, że Czajka nie jest zgubiona, że w swej umiłowanej pracy znajdzie ona zapomnienie w cierpieniu, może zadowolenie i radość. Tym samym nie ginie jedyny optymistyczny akcent tej smętnej komedii.

Bardzo dobrze wydobywa Aleksander Bednarz rozterki i słabości Trigorina, artysty niezbyt wierzącego w swe twórcze posłannictwo i niezbyt szczęśliwego w życiu osobistym. Tylko dlaczego jest taki elegancki? - powtórzmy za Czechowem mówiącym o wyglądzie tego bohatera na premierze MCHAT-u. Czy faktycznie jak z żurnala wyglądają artyści-rybacy na wakacjach? Ale to oczywiście drobiazg. Przekonywająco gra swą bardzo złożoną rolę Trieplewa Zygmunt Malanowicz. Niestety, znać na tym zdolnym artyście manierę filmową. Pewna nonszalancja ruchów i mówienia w sztuce Czechowa - szczególnie potraktowanej tak "po czechowowsku" - nie sprawdza się. Ujmuje, a zarazem wzrusza Sorin Zdzisława Klucznika. Żywą nie papierową postać dr Dorna stworzył Stefan Rydel. Interesująco wypadła postać Maszy w realizacji Barbary Omielskiej - w momentach, gdy dobrze się ją rozumie (dykcja!), smętny i żałosny zarazem - jak chce Czechow - jest jej małżonek nauczyciel Miedwiedienko - Jerzy Schejbal. Także inne mniejsze role - administratora Sorina (Lech Bijałd) i jego żony (Eugenia Horecka) nie odbiegają od wyrównanego poziomu gry. W epizodach - robotnika i pokojówki - występują Jan Krzywdziak i Maria Cichocka.

Plastyczne tło "Czajki" w Teatrze Ludowym opracowała Irena Burke. Jezioro "jak żywe" ze wschodzącym księżycem i tiulowymi szpalerami parkowych drzew można by jeszcze przyjąć w tej wiernej interpretacji scenicznej sztuki Czechowa. Natomiast nieciekawe wnętrze ze skowyczącym wiatrem za oknami miarowo poruszającym werandową lampę przy akompaniamencie szczekania psów i głosu nocnego stróża wydaje się mimo wszystko za bardzo dosłowne we współczesnym teatrze.

A swoją drogą przedstawienie "Czajki" w Nowej Hucie zastanawia: czy pomówić reżysera tej tradycyjnej, a przez to bardzo czechowowskiej (i chyba przypadającej do gustu widzom) inscenizacji o pójście po linii najmniejszego oporu, czy o... odwagę?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji