Artykuły

To nie jest lekki i łatwy spektakl, ale bardzo mocny w wymowie

"Rasputin" Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Maciej Wadowski w Gazecie Wyborczej - Kielce.

Uczmy się na błędach i spróbujmy zrozumieć przodków - taki morał płynie z najnowszej sztuki "Rasputin" Jolanty Janiczak w reżyserii Wiktora Rubina w kieleckim Teatrze Żeromskiego.

To nie jest lekki i łatwy, ale bardzo mocny w wymowie spektakl.

W trakcie długiego ponad dwugodzinnego "Rasputina" na scenie bardzo dużo się dzieje. Przenosimy się na dwór ostatniego cara Rosji Mikołaja II. Ten świat chyli się ku upadkowi. Władza nie może porozumieć się z tłumem. Rewolucja czai się za oknami i murami carskiego pałacu w Petersburgu. Wszyscy mają tego świadomość, poza robiącym dobrą minę do złej gry carem. Katalizatorem do zmian jest człowiek wprost i dosłownie z ulicy, czyli tytułowy i znany również dobrze z kart podręczników historycznych Rasputin.

Jednak kolejna sztuka duetu Janiczak-Rubin w kieleckim teatrze nie opowiada wprost i nie jest biografią rosyjskiego chłopa z Syberii.

Sprzątają stary świat

Został on tutaj przedstawiony jako zwiastujący nowe, "lepsze" czasy. Rozmowy o nich stają się przyczyną konfliktu pokoleń również w rodzinie Mikołaja. Książę Aleksy czyta dzieła Lenina, a księżniczka Olga jest zafascynowana jego postacią. Car nie chce zrezygnować ze starego porządku. I jedynie on wspólnie z córką księżną Marią pozostaje wierny skostniałym zasadom. Pozostała część rodziny wybiera nowe. W ostatniej scenie Romanowowie wspólnie z widzami dosłownie sprzątają stary świat.

Twórcy spektaklu stawiają na interakcję z publicznością, a nawet z osobami, które nie zdecydowały się odwiedzić teatru. O co chodzi? Nie zdradzę. Mogę jedynie powiedzieć, że możemy się na przykład wyżyć na polityku, którego nie lubimy albo pośpiewać wspólnie "Międzynarodówkę".

Scenografia jest oszczędna Ciekawie wypadła gra świateł i muzyka. Miejscami robi się bardzo melancholijnie. Nie obywa się bez scen nagości.

Historia magistra vitae est

Ciężko wyróżnić jakiegoś aktora. Mnie osobiście podobali się Wojciech Niemczyk i Joanna Kasperek w rolach carskiej pary Mikołaja i Aleksandry. Interesująco wypada Dawid Żłobiński jako chcący ciągle umrzeć Aleksy.

Oglądając spektakl otwierający nowy sezon w kieleckim teatrze nasuwa się refleksja o otaczającej nas rzeczywistości. W końcu żyjemy w czasach, gdzie stawiamy sobie coraz więcej pytań o przyszłość. Elity intelektualne i społeczeństwo żyją jak gdyby w separacji, a w debacie publicznej pojawiają się tak groźne głosy populistyczne i reakcje ulicy. Nasz stary porządek powinien się powoli reformować. Nie musimy być ponownie świadkami wydarzeń z początków XX wieku. Jednego z nich niedługo przypada setna rocznica. Wszak powtarzając za Cyceronem - Historia magistra vitae est.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji