Artykuły

Wieczór na pięć aktorek

"Tańce w Ballybeg" w reż. Katarzyny Deszcz w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Aleksandra Czapla w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Zaklęte w tańcu i wyklęte. Pięć sióstr dramatu Briana Friela w poszukiwaniu wiary i końca samotności na scenie Teatru Zagłębia.

W małym irlandzkim miasteczku Ballybeg kolejne dni są do siebie łudząco podobne. Ustalony czas codziennych prac zmącić może jedynie czas święty. Brian Friel akcję swojego dramatu rysuje w przeddzień święta Lughnasa, rytuału związanego z początkiem żniw. Wydarzenia tego niezwykłego wieczoru przesilenia, na styku chrześcijańskiego porządku i pogańskiego chaosu, stają się teatralną partyturą dla pięciu bohaterek.

Siostry Mundy mają w sobie coś z bohaterek Czechowa. To samotność wymalowana na twarzy i tęsknota za czymś, co odległe i nienazwane. Gdzieś między wierszami rozmowy przy kuchennym stole o sprawach prozaicznych, Friel dopowiada właściwą historię. Pięć sióstr Mundy żyje ustawicznie w czasie przeszłym, bowiem jako niemężatki nie mają prawa do przyszłości. Mimo określonej społecznej bezpłodności, święty czas Lughnasy wyzwala w bohaterkach niezwykłą witalność, prowokuje do żywiołowego tańca, daje nadzieję.

"Tańce w Ballybeg" to partytura na pięć kobiecych kreacji. Nie inaczej jest na scenie Teatru Zagłębia, gdzie aktorki pod reżyserskim okiem Katarzyny Deszcz zagrały wybornie. Maria Bieńkowska z delikatnością i pełną ciepła naiwnością gra młodą Rose. Z milczeniem, które ma swoje powody, subtelności postaci Agnes rysuje Beata Ciołkowska. Na co dzień surowa Chris (Joanna Litwin-Widera) topnieje pod spojrzeniem niedoszłego męża. Bez wątpienia jednak wieczór należy do duetu Maggie i Kate. Ryszarda Celińska (Maggie) po męsku znosi samotność. Jej całe życiowe przyjemności kończą się na namiętnym paleniu papierosów Żeglarskich. Ewa Leśniak (Kate), nauczycielka dewotka, odgrywa triumf od początku świadoma swego upadku i starości.

Szkoda tylko, że z równą subtelnością Deszcz nie potraktowała mężczyzn. Gerry'ego (Grzegorz Kwas), wolnego mężczyznę o duszy wędrowca, zredukowała do nienaturalnie komicznego uwodziciela. Natomiast Jack (Andrzej Śleziak), wieloletni misjonarz, który odmieniony powraca do rodzinnego miasteczka, na scenie jawi się jako zdziecinniały staruszek, który nieudolnie bawi się w plemiennego wodza. Tymczasem Friel skumulował w tej postaci całe napięcie ścierających się wartości. Spór między narzuconą wiarą a odwiecznym rytuałem. Zawarł pytanie o różnicę między jednym Bogiem a wielością prastarych bóstw.

Z małym żalem o bohaterów, ale z największą przyjemnością polecam wieczór w towarzystwie sióstr Mundy. Zapraszam na ciepłe, leniwe, sierpniowe popołudnie roku 1936. Tęskne, smutne, a jednak ożywione żywiołową nutą irlandzkich piosenek dochodzących z kuchennego radia Marconi. Teatralny wieczór kobiet społecznie wyklętych, czarująco zaklętych na kilka minut w żywiołowym tańcu w Ballybeg.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji