Artykuły

Wiedźmin i miecz przeznaczenia

"Wiedźmin" Piotra Dziubka wg Andrzej Sapkowskiego w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Opowiedziany niespiesznie, ale olśniewający wizualnie i znakomicie wykonany - taki jest musical "Wiedźmin" w Teatrze Muzycznym w Gdyni. To widowisko z najwyższej półki.

Wojciech Kościelniak, autor adaptacji tekstu i reżyser musicalu "Wiedźmin", poprzednimi realizacjami w Teatrze Muzycznym w Gdyni (m.in. "Lalka", "Chłopi", "Zły") przyzwyczaił nas, że jego inscenizacyjna wyobraźnia nie ma granic, a w każdym kolejnym spektaklu nowymi pomysłami sypie jak z rękawa. Ale to, co zaprezentował w "Wiedźminie", przeszło moje oczekiwania.

Pod względem atrakcyjności wizualnej przygotował widowisko na światowym poziomie, sam sobie podnosząc poprzeczkę o dobrych kilka oczek. Tak atrakcyjnie zaprojektowanej przestrzeni scenicznej, obudowanej projekcjami multimedialnymi i animacjami (przygotowanymi przez ekipę znakomitego scenografia Damiana Styrny) w naszych teatrach jeszcze nie było. Także kostiumy Bożeny Ślagi nie mają sobie równych - artystycznie wysmakowane i z wielką pieczołowitością dopracowane stroje idealnie komponują się ze scenograficzną koncepcją całości. Dzięki temu sceny z dworu królowej Calanthe i Lasu Brokilonu są prawdziwą ucztą dla oka.

Niebagatelna w tym zasługa także choreografki Liwii Bargieł, która mając do dyspozycji zespół utalentowanych tancerzy, dodatkowo wzmocniony grupą akrobatów z teatru Mira-Art, w imponujący i oryginalny sposób wzbogaca ruchem sceniczną całość.

Tu istotne zastrzeżenie: wybierając się na "Wiedźmina" warto zająć miejsce na balkonie, skąd można podziwiać urodę tego spektaklu w całej okazałości.

Tu kobiety noszą spodnie

Ale musical "Wiedźmin", którego piątkowa prapremiera stała się ważnym wydarzeniem artystycznym, to rzecz jasna nie tylko warstwa wizualna. Historia Geralta z Rivii, powołanego do życia na kartach kultowej prozy Andrzeja Sapkowskiego, stała się punktem wyjścia do scenicznej adaptacji. Jednak spektakl Kościelniaka nie jest ani przeniesieniem tej historii jeden do jednego, ani nie aspiruje do wyczerpania materiału literackiego. Z bogatej sagi Sapkowskiego Kościelniak wybrał zdarzenia, wątki i postaci, z których ułożył własną historię i powołał do życia oddzielny byt. Fani Sapkowskiego pewnie będą się krzywić, że czegoś im zabrakło, ale gdyński Wiedźmin to postać, która wyszła z literatury, ale teraz żyje już własnym życiem.

W tytułowej roli zobaczyliśmy w piątek występującego w Gdyni gościnnie Modesta Rucińskiego (w kolejnych spektaklach Wiedźmina grać będzie także Krzysztof Kowalski), który dał tej postaci opanowanie, dystans do świata i wewnętrzny spokój. Jego Geralt nie jest twardzielem skorym do bijatyki. Raczej refleksyjnym samotnikiem, miotanym przez przeznaczenie. Jego historia, opowiedziana niespiesznie i niechronologicznie, zwłaszcza w drugim akcie momentami wytraca impet. W tej części spektaklu widzowie, którzy nie czytali książki, mogą na kilka chwil się pogubić.

Udany debiut w dużej roli zaliczył Jakub Badurka jako krotochwilny bard Jaskier, narrator tej historii.

Siłą sprawczą są w tym spektaklu zdecydowane, pełne werwy i woli walki kobiety. Władcza królowa Calanthe znakomitej Karoliny Trębacz, perwersyjna czarodziejka Yennefer pełnej temperamentu Katarzyny Wojasińskiej, drapieżna Braenn Izabeli Pawletko, wreszcie odkrycie tego spektaklu - mała Ciri, zagrana z cudowną lekkością, humorem i naturalnym wdziękiem przez 9-letnią Marię Błaszkiewicz - to one wiedzą, czego chcą i posuwają akcję do przodu. W świecie Wiedźmina to kobiety noszą spodnie i zmuszają Geralta do działania. Ale cokolwiek on uczyni, i tak ostatecznie za sznurki pociąga przeznaczenie.

Trybunału nie ma, lasy rąbią

Gdyński "Wiedźmin" kilkakrotnie puszcza oko do widowni, odwołując się do wcześniejszych spektakli Kościelniaka. Także w warstwie muzycznej, skomponowanej przez Piotra Dziubka (wydanej już na płycie CD), słychać cytaty z ich wspólnych wcześniejszych realizacji. Tym razem jednak Dziubek postawił na bogato zaaranżowaną ilustracyjną muzykę symfoniczną, dodatkowo wzbogaconą męskim chórem, ale kilkakrotnie przełamaną piosenkami pełnymi subtelności. I choć w "Wiedźminie" nie doczekamy się wpadającego w ucho przeboju, który publiczność będzie nucić po wyjściu z teatru (dla wielu widzów to warunek konieczny musicalu), warto przypomnieć sobie musicale słabe i bardzo słabe, które taki przebój, a nawet kilka, posiadały. Z dwojga złego ja wybieram brak szlagieru w dobrym spektaklu.

Ciekawa jest także zabawa z widzami w aluzje do naszej współczesności. Sasza Reznikow jako Szambelan ubolewa, że w tym świecie nic nie jest pewne: sprawiedliwych sądów nie ma, trybunału nie ma... Potem usłyszymy jeszcze o wyrębie lasu, zobaczymy kapłanów - hipokrytów.

Są w "Wiedźminie" sceny wybitne i słabsze. Kilka rzeczy warto poprawić (np. niedoświetlenie aktorów, którzy wchodzą na widownię), z pewnością też spektakl musi się jeszcze "ograć", by nabrać lepszej płynności. Ale w niczym nie zmienia to faktu, że powstało przedstawienie z najwyższej półki. Teatr Muzyczny, Wojciech Kościelniak - brawo Wy!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji