Artykuły

[brak tytułu]

Proszę wybaczyć, ale z pewnych oczywistych względów, zamiast oceniać pracę innych, powiem może o kilku sprawach wiążących się z moją - scenografa - działalnością w Teatrze Współczesnym.

Obiektywnie patrząc, warunki robienia teatru zawsze były tu wręcz skromne i do tej pory pozostały takie same. Nic się nie zmieniło. Dekoracje robi się w palarni, na dole, pod widownią, kostiumy - na mieście, w różnych pracowniach. Od razu ustawia to apetyty teatru w odpowiednim kierunku: winno być to stałe prowizorium artystyczne. A stało się inaczej(mimo wszystkich trudności, obiektywnie potwornych).

Co tu można było zrobić? Wykonanie dekoracji zależało od tego, kiedy, gdzie i jak dało się nasze projekty upchnąć w pracowniach zaprzyjaźnionych teatrów. Ponadto: zupełny brak przyzwoitej rekwizytorni, która jest skarbcem normalnego teatru, brak magazynów na stare dekoracje, co stwarza poważne ograniczenia finansowe (rzutujące na ilość premier), bo stale wszystko trzeba było robić od nowa. Jednym słowem: materialny stan Teatru Współczesnego można porównać tylko z sytuacją przedwojennego teatru amatorskiego na dalekiej prowincji.

Wiadomo, że w kurniku, który nie ma żadnej głębokości i wysokości, gdzie brak wyciągów i bocznych kulis - wystawienie tej a nie innej sztuki wyjątkowo zależało od technicznych możliwości. To nie jest przecież prawdziwa scena. Dlatego trudno mi ze spokojem opowiadać o swych konkretnych pracach w tym teatrze. Pisano już zresztą o tym nie raz. Same dekoracje dawno porąbano na kawałki i nie ma po nich śladu. Co - oprócz wspomnień - zostało?

Przy "Ifigenii w Taurydzie" zainstalowano wreszcie oświetlenie z prawdziwego zdarzenia, które działa do dziś, przy "Biedermannie i podpalaczach" - w miarę nowoczesną aparaturę nagłaśniającą. Podczas przygotowań do jakiejś innej inscenizacji skorygowano wreszcie nachylenie widowni w stosunku do sceny, wysunięto proscenium. Korzysta się z tego do dziś.

Teraz, po latach, zastanawiam się: czy gdyby te przedstawienia robiono w lepszych warunkach, czy rzeczywiście byłyby lepsze, ciekawsze? Wcale nie jestem tego pewien. Ubóstwo środków jest czasem podnietą do myślenia. Ale oczywiście nie poniżej pewnej granicy i nie przez cały czas. Robienie teatru polega przecież na pewnej swobodzie.

Dlaczego aktor może być swobodny na dobrym tekście, a scenograf - nie, nie mając metrów kwadratowych i przestrzeni?

Czemu w tych warunkach udawało się coś zrobić, choć wszyscy bardzo się męczyliśmy? Po pierwsze - Erwin Axer. Po drugie - znakomity zespół aktorski, który skupił wokół siebie i ukształtował dyrektor. I wreszcie - atmosfera wiary w sens każdego przedsięwzięcia, każdego przedstawienia, które się robiło. Wiary, że to się uda.

Ja, jako scenograf, w tym teatrze patrzyłem nie tylko na swoje genialne dekoracje i kostiumy. Premiery - tak jak wszyscy, tak jak u Schillera - przeżywaliśmy nie na widowni, lecz za kulisami, z uchem na scenę. Tekst i aktor, literatura i dialog - to było w Teatrze Współczesnym najważniejsze. Przede wszystkim uchem można było rozstrzygnąć, czy rzecz się udała.

Teatr Współczesny to fabryczka, która nigdzie indziej na świecie nie potrafiłaby wyprodukować pary porządnych butów. Tu się to udawało. Jakim kosztem, niech to pozostanie tajemnicą tej firmy i jej szefa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji