Artykuły

Wieczory teatralne

Pisząc przed tygodniem o zapowiedziach obecnego sezonu w Teatrze Nowym, powiedzieliśmy: Jeden jest walor pewny i niewątpliwy, na który liczyć można bez obawy zawodu: wszystkie te osoby przychodzą z "Reduty" a już to samo jest dostateczną gwarancja zapału, wiary w sztukę, sumienności, głębi w przeżyciu odtwarzanej roli...

A dalej: pewne są: brak szablonu i żarliwość, które mogą działać i działały nawet w tejże samej "Reducie" istne cuda...

("Dziennik Pozn." nr. 208. 11. IX. 1927 r.)

Oczekiwania nasze spełniła w zupełności grana na otwarcie sezonu, rzecz Felicji Kruszewskiej pod tyt.: "Sen". Co więcej, nie wahamy się powiedzieć, że całość przeszła nasze nadzieje jako ogrom wysiłku i pełnej poświęcenia ofiarnej pracy.

Jest atoli dwie dziedziny życia, w których reguła: "dobre chęci starczą za uczynek" niema zastosowania - polityka i sztuka. Nowy zespół Teatru Nowego w swym obecnym składzie przedstawił się nam jako grupa ludzi, nie tylko opanowana niewątpliwie "najlepszemi chęciami", ale zdolna zmienić je wcielić w czyn artystyczny. Słuchając i patrząc na te "siedem obrazów" sztuki Kruszewskiej każdy widz nieuprzedzony musiał sobie powiedzieć: to są ludzie, którzy wiedzą, czego chcą, mają zmierzające do celu, swoje własne drogi, kroczą niemi śmiało i dochodzą tam, gdzie dojść zamierzali. Jakże bylibyśmy szczęśliwi, gdybyśmy o każdem przedstawieniu, jakie danem nam było widzieć na scenie polskiej, mogli powiedzieć to samo!...

O cel i środki można się sprzeczać, można dyskutować czy ta właśnie ścieżka najprościej, a tem samem najkrócej prowadzi do celu, ale nie można zaprzeczyć kiedy się ma otwarte oczy i uszy, że tutaj idzie naprzeciw nam świadoma, twórcza praca, pełna poświęcenia, zaparcia się siebie i nie pozbawiona bardzo poważnych rezultatów.

O "Śnie" Kruszewskiej mówił nam dawniej zasłużony kierownik i twórca "Reduty" Osterwa, że jest to rzecz ciekawa i napisana z dużym talentem. Trudno nam zgodzić się na ten sąd, jak również trudno z nim polemizować. W realizacji scenicznej "Snu" tak na pierwszy plan wysunęła się reżyserja i zupełnie swoisty rodzaj interpretacji, że o samym utworze wyrobić sobie sąd, możnaby dopiero po jego przeczytaniu. Z tem zastrzeżeniem u podstawy, musimy powiedzieć, że na nas sztuka sama zrobiła raczej wrażenie mocno spóźnionego echa "Wesela" i "Wyzwolenia", stanowiła dowód, jak dopiero teraz ideje wielkiego odnowiciela sceny polskiej wchodzą i wrastają zwolna w duszę narodu. Gdyby czas i miejsce na to pozwalało, podjęlibyśmy się daleko prowadzących zestawień, tu wspomnimy tylko najkrócej o bardzo widocznych, na pierwszy rzut oka uderzających analogjach, wiążących "Zielonego Pajaca" z Chochołem, a tłum otaczający "Dziewczynkę której się śni" z Maskami z "Wyzwolenia" i ich stosunkiem do "Konrada".

Przez cały czas widowiska mieliśmy ciągle wrażenie, że "Dziewczynka, której się śni", przed samem zaśnięciem, przynajmniej dwie godziny czytała "Wyspiańskiego" i dzięki temu "dislecta membra poctao" kołyszą się na falach sennych wizji.

Dziewczynce we "Śnie" zjawia się "Wysłaniec", który jej nakazuje obudzić "Księcia", a nawet nie samego księcia, ale jego konia "który usnął w chmurach". Dziewczynka za otrzymany od "Wysłańca" zloty dukat musi kupić "czerwonych kwiatów", by je rzucić przed książęcego konia. Wtedy koń zbudzi się i posłuszny dłoni "księcia" poniesie go na walkę z "Czarnemi Wojskami", co grożą zalewem całej Polsce. Dziewczynka pragnie spełnić polecenie, ale nie może, gdyż przeszkadzają jej wszyscy, a nie rozumie jej nikt, nawet "Człowiek, którego dziewczynka kocha w życiu". Tylko duch brata, poległego w walce z bolszewikami daje jej swój krzyż za waleczność, by skoro niema "czerwonych kwiatów", jego czerwienią zbudziła książęcego konia. Ale i złoty dukat i krzyż walecznych ukradł dziewczynce "zielony pajac", "mój zielony pajac, który powinien wisieć na lampie?"

Dziewczynka nie potrafiła spełnić zlecenia Wysłańca: czarne wojska zalały całą Polskę, krążą pośród nas, czy w nas samych, jak trujące złe bakterie, których nawet nie widzimy, ale to nic, w końcu "Snu" dziewczynka otrzymuje od "Wysłańca" radosna wieść, że Książę się zbudził i zwyciężył czarne wojska.

Jest to tylko najkrócej opowiedziany sam szkielet sztuki. Na nim, jak na żelaznej konstrukcji budynku wznosi się siedem pięter-obrazów sztuki. Ale znacznie ważniejsza i ciekawsza jest tu forma inscenizacji, wybrana przez p. Wiercińskiego i "Redutę" dla "Snu". Posłużono się wszystkieml dawniejszemi zdobyczami "Reduty", uproszczonemi dekoracjami, mocno formizmem zatracajacemi, stylizacją bardzo daleko posuniętą wnętrz i kostjumów, rytmiką gestów, ruchów i słów, choralnem wypowiadanym lub powtarzaniem pewnych - niekoniecznie najważniejszych treściowo, wyrazów i zdań tekstu.

Podziw ogarniał widza, jaki niesłychany ogrom pracy i wysiłku włożono w to wszystko. Artyści przecharakteryzowali się, nie wiemy nawet po ile razy, rzecz była tak wypracowana, te wszystko odbywało się z precyzją maszyny. Jak w doskonałym mechaniźmie zegarowym, każde kółko zazębiało się nieomylnie w drugie, żaden ton, żaden ruch nie odchylił się ani na włos, nie spóźnił się ani na sekundę.... W całem tem niemal trzy godziny trwającem widowisku, zauważyliśmy jedną tylko niedokładność czy też przeoczenie i mamy wrażenie, że i to należy zapisać na rachunek innych powodów z wykluczeniem atoli zaniedbania...

Przedstawienia tego nie można i nie należy rozczłonkowywać na pojedyńcze role, gdyż tych właściwie niema w "Śnie" Kruszewskiej. Czynników głównych mieliśmy w widowisku trzy: reżyser, zespół i jedna jedyna postać "Dziewczynki, której się śni."

O zespole mówiliśmy niemal bez przerwy w tem sprawozdaniu, toż samo o reżyserji spoczywającej na barkach p. E. Wiercińskiego. Jeżeli wynik przedsięwzięcia był dodatni, jak to zaznaczyliśmy na samym wstępie, to było to możliwe jedynie przy tak sharmonizowanym wysiłku i współpracy takiego reżysera, jakim pokazał się p. Wierciński i takiego zespołu, z jakim nas zaznajomiła premjera.

W roli "Dziewczynki" wystąpiła gościnnie p. H. Gallowa, znana nam już dawniej z przedstawień "Księcia Niezłomnego", w których grała Feniksanę. W innym rodzaju roli, w odmiennych warunkach i otoczeniu, p. Gallowa okazała się doskonałą aktorką, władającą świetnie głosem i mimiką. Poprostu podziwialiśmy fizyczną wytrzymałość artystki, której siły nie odmówiły posłuszeństwa do samego końca tej, niesłychanie ciężkiej i wyczerpującej roli.

Świetnym jej partnerem w roli "Zielonego Pajaca" okazał się p. Wierciński. Mamy wrażenie, że swą grą wysunął role na pierwszy plan, w wyższym stopniu, aniżeli to było istotnie zamierzeniem autorki.

Publiczność śledziła przebieg widowiska w skupieniu i z przejęciem, które doszło do swego zenitu w obrazie trzecim "Brama", szkoda, że napięcia tego, opartego zresztą w znacznej mierze na innych, nie estetycznych uczuciach, nie można było dotrzymać, chociażby w tym samym stopniu do końca widowiska. Wina to autorki, gdyż następny zaraz obraz "Jakiś pokój", jest równocześnie jednym z najryzykowniejszych i najsłabszych w sztuce. Trzeba ogromnej umiejętności, zarówno ze strony zespołu jak i samej "dziewczynki", aby publiczność nie parsknęła śmiechem, kiedy główna bohaterka sztuki, mówi leżącemu na przekrytej czarnym kirem w otoczeniu pogrzebowych lichtarzy, młodzieńcowi odzianemu we frak i lakierki:

"Ja pana bardzo przepraszam, że pan dla mnie umarł, ja tego wcale nie chciałam." A powtarza to kilka razy. i tylko dzięki nastrojowi, jaki potrafiono uzyskać poprzednim obrazem, moment ten nie sprowadził katastrofy!...

Na zakończenie wrócić nam trzeba raz jeszcze do cytowanych już dziś, rozważań naszych przedsezonowych.Pisaliśmy w nich:

"Upadek tej placówki (Teatru Nowego) uważalibyśmy za poważną szkodę zarówno dla życia artystycznego miasta, jak przedewszystkiem sceny miejskiej." ("Dziennik Poznański" l. c).

Teatr Nowy od pierwszego przedstawienia, t. j. od "Przechodnia" Katerwy wniósł w życie teatralne i kulturalne naszego miasta prąd ożywczy, twórczy i pobudzający. Przez cztery lata pracowano przy ulicy Dąbrowskiego rzetelnie, ofiarnie i owocnie. W pierwszych dwóch latach zespół był mocniejszy, w trzecim słabszy, w czwartym zmienił się w bardzo dobry w początku sezonu, na gorszy ku jego końcowi.

Działalność jego w całym tym pierwszym, czteroletnim okresie zasługiwała nie tylko na sympatie, ale i szacunek. Teraz rozpoczyna nową kampanię z odmiennemi siłami i zamierzeniami, a początek był naprawdę obiecujący i krzepiący najlepsze nadzieje. Oby młodemu zespołowi miasto nasze dało tę atmosferę zainteresowania, zrozumienia i życzliwości, bez których żadna sztuka a tem mniej teatralna, obejść się nie może. Wszakże dla publiczności grają artyści i od niej idzie ku nam ten prąd tajemniczy, co może być równie dobrze bodźcem jak i zaporą w tworzeniu dzieła...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji