Artykuły

Angielski czarny humor w kryminalnym wydaniu

O najnowszej tarnowskiej prapremierze, która otworzy festiwal "Talia",z Marcinem Hycnarem, dyrektorem artystycznym tarnowskiego teatru i reżyserem spektaklu, rozmawiała Beata Stelmach-Kutrzuba w Temi.

Beata Stelmach-Kutrzuba: Na pierwszą inscenizację Pana autorstwa w Tarnowie wybrał Pan sztukę Martina McDonagha "Porachunki z katem". Czym podyktowana była ta decyzja?

Marcin Hycnar: Po pierwsze, mam duży sentyment do McDonagha, jestem jednym z entuzjastów jego talentu zarówno dramatopisarskiego, jak i reżyserskiego - bo jest też twórcą filmowym związanym z Hollywood. Z jego twórczością dramatyczną spotkałem się kilka lat temu, grając w spektaklu Agnieszki Glińskiej "Poduszyciel", a później, kończąc studia reżyserskie, uzyskałem tytuł magistra, pisząc o jego sztukach i bohaterach. Po drugie, "Porachunki z katem" dają szansę do zaprezentowania się na scenie dość dużemu gronu aktorskiemu w dobrze napisanych rolach charakterystycznych. Pomyślałem więc, że będzie to dobry tekst na moje pierwsze reżyserskie spotkanie z tarnowskimi aktorami. Po trzecie, spektakl realizujemy na festiwal komedii, a "Porachunki z katem" są właśnie czarną komedią z wartkimi, żywymi dialogami, wyrazistymi postaciami i kryminalną konstrukcją fabularną. Przy czym za fasadą czarnego humoru i dowcipu autor porusza temat dość istotny i poważny.

O czym jest ta czarna komedia? Czego publiczność może się spodziewać?

- Co nieco mogę zdradzić na ten temat, aczkolwiek wątek kryminalny wymaga, by widz wiedział jak najmniej, bo inaczej straci przyjemność ze śledzenia zdarzeń i odkrywania tajemnic. Akcja sztuki rozgrywa się w Wielkiej Brytanii w roku 1965. Głównego bohatera Harry'ego Wade'a, który w Zjednoczonym Królestwie pełnił rolę kata, poznajemy w ciekawym dramaturgicznie momencie, gdy właśnie zniesiono w Anglii karę śmierci. Harry przechodzi na emeryturę i wraz z żoną oraz nastoletnią córką prowadzi pub na przedmieściach Oldham. Pewnego dnia w jego barze pojawia się młody nieznajomy, który wprowadza ferment w lokalnym środowisku. To za jego sprawą na bohaterów, a tym samym także na publiczność, czyhać będzie wiele zagadek. Jednocześnie sztuka dotyki bardzo poważnego problemu sensowności stosowania kary śmierci. Poddaje w wątpliwość zasadę odpowiadania okrucieństwem na okrucieństwo, jest pytaniem o to, do czego mamy prawo, a do czego nie powinniśmy go sobie uzurpować. Jednak poza wszystkim to bardzo zabawna opowieść.

Dlaczego spektakl obwarowano ograniczeniem wiekowym - dozwolony od lat 16?

- Nie ukrywam, że w przedstawieniu - jak to zwykle u McDonagha - padają słowa, które uważane są powszechnie za nieprzyzwoite. Nie chcielibyśmy jednak, aby ten fakt przesłonił odbiór przedstawienia, stąd to ograniczenie wiekowe. Natomiast, niejako tłumacząc autora, muszę powiedzieć, że trudno byłoby o środowisku katów i przestępców opowiadać innym językiem niż szczerym, realistycznym, zawierającym wulgaryzmy. Nie są w sztuce po to, by nimi epatować. Zazwyczaj stosowane są jako element komediowy - to co bez przekleństw brzmiałoby nie dość zabawnie, autor inkrustuje wulgaryzmami. I proszę mi wierzyć, to dobrze działa na dialogi.

W postaci dramatu wcieli się spora grupa aktorów zarówno z tarnowskiego zespołu, jak i spoza niego. Czym Pan kierował się^w doborze obsady?

- Zależało mi, żeby tarnowski zespół pokazał się w tej inscenizacji w jak najszerszym składzie. Okazało się jednak, że nie wszyscy stali pracownicy tarnowskiego teatru mogą wziąć udział w premierze z powodów pozaartystycznych, życiowych. Musieliśmy zatem szukać wsparcia w postaci aktorów gościnnych, którzy świetnie dogadali się z naszym zespołem. Mam też takie przekonanie, że niekiedy dobrze jest do grupy ludzi znających się wprowadzić kogoś z zewnątrz, bo wtedy pozostali wyostrzają uwagę, są czujniejsi - z tej wspólnej energii może powstać coś dobrego.

Zauważyłam, że na Dużej Scenie teatru stanęła dość imponująca scenografia. Widać już, że nie będzie to dekoracja umowna czy minimalistyczna...

- Autorką scenografii do "Porachunków z katem" jest Julia Skrzynecka, z którą przy tej produkcji współpracuje Marta Kodeniec. Z Julią pracowałem już kilka razy, m.in. robiliśmy wspólnie spektakle w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie - "W mrocznym, mrocznym domu" oraz "Romea i Julię". Stworzenie przestrzeni do "Porachunków z katem" nie jest zadaniem najłatwiejszym, bo jak sama Julia stwierdziła, najtrudniejsze jest robienie scenografii do sztuki realistycznej, a tak dramat McDonagha należałoby zakwalifikować.

Zależy nam, by widzowie przychodzący do teatru zobaczyli pełnowymiarowe przedstawienie także w kwestii nakładu środków na scenografię czy kostiumy, żeby można się było przenieść w świat, który nie jest umowny czy symboliczny, ale zgodny z autorskimi realiami. Te dekoracje, które Julia wraz z Martą zaproponowały, bardzo służą sztuce, budują niesamowity klimat angielskiego pubu, w którym przez większą część akcji się znajdujemy. Mam nadzieję, że wizualna strona spektaklu będzie dla publiczności gratką.

Czy zdarzeniom na scenie towarzyszyła będzie też muzyka?

- Dokładamy starań, by skomponowana specjalnie do przedstawienia przez Mateusza Dębskiego oryginalna muzyka była elementem, który świat dramatu dopełnia i współtworzy nastrój spektaklu. Będzie to muzyka jazzowa, bo w takim stylu się poruszamy, nagrana przez instrumentalistów specjalizujących się w jazzie. Myślę, że atmosferę przedstawienia wspomoże też praca Karoliny Gębskiej odpowiadającej za reżyserię światła. Staramy się, by wieczór teatralny, który szykujemy dla widzów, był wyjątkowy, pełnokrwisty i zapadał w pamięć, atakując wszystkie zmysły.

Tarnowscy teatromani są mocno zainteresowani "Porachunkami z katem" - wiem, że bilety na premierę zostały już wyprzedane. Gdyby jednak miał Pan zachęcić niezdecydowanych do przyjścia na któryś z innych pokazów inscenizacji, to jakich użyłby Pan argumentów?

- Posłużyłbym się słowami autora, który z właściwą sobie bezczelnością zapewniał wielokrotnie w wywiadach, że nie znosi teatru i rzadko w nim bywa, a za pisanie sztuk wziął się dlatego, że chciał stworzyć teksty, które sam by chętnie na scenie obejrzał. Sądzę, że takie zdanie człowieka, niebędącego teatromanem, dbającego o to, by ludzie w teatrze się nie nudzili, dostali ciekawą intrygę z interesującymi bohateran.i, rzecz dowcipną, ale z istotnym problemem w tle, powinno być najlepszą rekomendacją dla przedstawienia. Czego chcieć więcej?

Dziękuję za rozmowę i życzę, by tarnowska produkcja na Talii przyćmiła inne widowiska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji