Śnić sen
Nowy dyrektor Teatru Dramatycznego w Warszawie Piotr Cieślak uwielbia tłumy w teatrze, "aby obcasy i obcasiki stukały" - jak to wyraził obrazowo. Więc wprowadził na afisz "Człowieka z La Manczy". Pobrał nauki z lekcji powodzenia "Metra", dawanego na tej scenie gościnnie do dzisiaj. (Choć był czas, że na mm stopie wojennej z dramatem, ale to już dawna historia.)
Wiadomo, że musical, zwłaszcza udany - to pewniak repertuarowy. Dale Wasserman, librecista wyznał: "zafascynowała mnie nie tyle sama powieść co jej autor, którego życie było jednym pasmem nieszczęść. Jakim człowiekiem - zastanawiałem się - był ów żołnierz, dramatopisarz, aktor, poborca podatkowy, wielokrotny więzień, który doświadczony nieustannym niepowodzeniem, stworzył u schyłku swego życia ów zdumiewający testament, którym jest "Don Kichot"? Ukazanie go w perygeum życia, skłonienie do odsłonięcia się i zobrazowania czegoś istotnego, dotyczącego ludzkiego ducha - w tym być może tkwi dramat wart napisania... ".
Napisał więc najpierw sztukę teatralną, bardzo dobrze przyjętą, z której później zrodziła się wersja musicalowa.Ta druga nie miała łatwego przebicia na scenę. Ale jak się już znalazła na nowojorskim Broadwayu, zdobyła Nagrodę Krytyków Teatralnych Nowego Jorku "Tony" za najlepszy musical 1966 roku. Nawiasem mówiąc później już nie doszło do współpracy Wassermana z Mitchem Leighem, kompozytorem i Joe Darionem -teksty piosenek. Każdy poszedł swoją drogą. Ale pochód "Człowieka z La Manczy" przez światowe sceny trwa. Przedstawienie wyreżyserowane przez Jerzego Gruzę w Teatrze Dramatycznym cieszy się od początku aplauzem. Przyciąga młodą widownię, która dziękuje aktorom owacją na stojąco. Domaga się bisów. Chce jeszcze raz usłyszeć melodyjne piosenki "Śnić sen, najpiękniejszy ze snów... Wciąż iść aby sięgnąć do gwiazd... ", "Rycerz smętnego oblicza", "Dulcynea", "Psalm" (w przekładzie Antoniego Marianowicza i Janusza Minkiewicza). To są nadal hity, evergreeny. Nie chodzi tylko o atrakcyjność muzyczną, lecz także o treść, wymowę. To jest po prostu dobry dramat, w którym jest i tragizm, i komizm, i liryka, czyli wszystkie barwy życia. Akcja toczy się w więzieniu, w którym Cervantes siedzi wśród innych rzezimieszków. Aby ujść cało, wymyśla dla nich swoistą zabawę. Podejmuje obronę bohatera swojej powieści, Don Kichota. Wciąga współwięźniów do odgrywania występujących w niej postaci. Sam gra tytułowego rycerza, któremu życie nie szczędziło przygód wszelakich.
Drzemie widać w nas współczesnych duch romantyczny. Bohater walczący z wiatrakami pozostaje symbolem lepszej cząstki ludzkiej natury, jasnej strony świata. Imponuje rycerskim przeciwstawianiem się złu, niezłomnym wyznaniem wiary w wyższość marzeń nad rzeczywistością, która od nich daleko odbiega.
Błędny rycerz, niezależnie od tego, jak go życie poniewiera, nie zdradza swoich ideałów. Chociaż obrywa z wielu stron, trwa przy prawości i uczciwości. Tę filozofię Cervantesa i stworzonego przez niego Don Kichota przekazuje z czułością Wiktor Zborowski, wymarzony fizycznie do tej roli, romantyczny, refleksyjny, z leciutką ironią, trwający w swoich zasadach do ostatka (występuje na zmianę z Krzysztofem Gosztyłą). Aldonzę, zwyczajną sługę, Don Kichot podnosi do godności damy - Dulcynei. Chociaż dziewczyna z początku się z tego śmieje, następuje w niej przemiana. Sugestywnie pokazała to przeobrażenie Monika Świtaj (ta rola ma aż poczwórną obsadę).
Mogę się założyć, że niektórzy będą chodzili na to przedstawienie po kilka razy, obcasy i obcasiki będą stukały.