Artykuły

Obiad w Klubie Pickwicka

W aneksie do pierwszego, otwierającego nową serię "Ćwiczeń pamięci" opowiadania znalazłam odpowiedź na od dawna nurtujące mnie pytanie: dlaczego Erwin Axer nie został pisarzem.

Nie, żebym chciała dezawuować wieloletnie sukcesy Axera jako reżysera i dyrektora teatru; tych mu nikt nie odbierze. Myślę o tym dlatego, że w jego przypadku intuicja wyboru tematu idzie w parze z tak spontanicznym instynktem formy (kształtowanej później z przemyślną strategią), jaki w pracy reżysera-interpretatora, poddanego presji wielu osób i ich wyobrażeń, nie objawia się na ogół z taką bezpośredniością.

W czwartym tomie wspomnień Axera znajdują się rzeczy bardzo różne. Od młodzieńczego opowiadania o ucieczce ze Lwowa we wrześniu 39, które jest także zapisem odczuć, myśli, nastrojów towarzyszących wybuchowi wojny, utrzymanym w konwencji nierzeczywistości bliskiej "Operetce" Gombrowicza, tekstu, w którym Fred Astaire rzuca bomby z samolotu, a Ginger Rogers płacze, do zamykającego tom, napisanego przed niespełna dwoma miesiącami, opowiadania "Powrót 1945", które odtwarza z pamięci powojenny chaos, bardziej męczący niż radosny, szok wyzwolenia, a kończy się obrazem-spazmem powitania z matką. Są wspomnienia o przyjaciołach, Kreczmarze, Maurycym Blochu, Kotcie, bardzo zabawne przemówienie w PEN-Clubie wygłoszone po śmierci Pawła Hertza (stosunki z ludźmi, szczególnie ważny element Axerowskiego opisu świata, nabierają tu dodatkowych barw; od przyjaciół bowiem trzeba znieść więcej); są wreszcie szkice o aktorstwie dwóch Tadeuszów: Łomnickiego i Fijewskiego.

Niezwykle atrakcyjną cechą pisarstwa Axera jest jego zmysł przygody. Przygodą jest wszystko: profesorowie i koledzy, historia, nawet wojna (bywa to przygoda pełna stężałej grozy, na jej okropności jednak autor, namiętny czytelnik baśni braci Grimm, jak twierdzi, był przygotowany), teatr i aktorzy, spotkania z dziećmi i cudzoziemcami. Przygodą - życiową, ale i stricte literacką - jest czas, jego meandry i zrządzenia losu. Czas dopisuje zdarzeniom nieoczekiwane puenty lub komentarze, wyręczając fantazję autora, bohater-narrator staje się medium czasu; w jego pamięci, jak pszczoły zatopione w kawałku żywicy, tkwią okruchy czasu, niezafałszowane.

Z przygód bohater wychodzi na ogół obronną ręką. Zawdzięcza to instynktowi, inteligencji, szczęśliwym zbiegom okoliczności i dyskretnie podkreślanej znajomości świata, która podpowiada mu, kiedy buntować się, a kiedy nie buntować. Nie należy zresztą traktować tych słów jedynie w kategoriach psychologicznych (choć i takie sytuacje w tekstach się zdarzają), lecz w kategoriach poznawczych. Tak jak poczucie humoru w miniaturach Axera jest nie tylko właściwością pióra, lecz zasadniczą kategorią, która pozwala uchwycić świat w jego niejednoznaczności, tak pewien dystans do siebie jako osoby i poczucie własnego miejsca - wcale nie pierwszoplanowego - w Boskim planie stworzenia obdarza go wiedzą o tym, że są różne prawdy i że buntować się czasem jest daremnie. Owo poczucie dystansu i humoru idzie w parze z poczuciem absurdu - jak na dyrektora i reżysera, który wprowadzał Becketta i Ionesco czy Dürrenmatta i Frischa na sceny polskie, przystało.

O poczuciu humoru można nieskończenie. Napisano już o nim, przy okazji poprzednich tomów, zapewne wszystko, to ono jednak, wzmocnione celnością Axerowskiego pióra sprawia, że moja Matka, osoba daleka od środowiska teatralnego, czytając książki Axera, pęka ze śmiechu i tak je uwielbia. Tekstów stricte teatralnych we wszystkich "Ćwiczeniach pamięci" jest zresztą mało.

W przekornym, od niechcenia jakby napisanym szkicu "Smak drobiazgów" Axer stwierdza: "Powiastki autobiograficzne interesują autora, a poza tym nikogo. W tym sęk. Mądrzy ludzie zawsze wiedzieli, ze jedynym tematem, którego w rozmowie na pewno nie wolno poruszać, jesteśmy my sami". Obserwacja ta, słuszna zapewne na co dzień, nie tyczy na szczęście literatury. Wyciągając zdarzenia ze swojego życia, czasem drobiazgi, zarysowując sytuacje z reżyserskim zmysłem, potrafi zachować ich smak, lecz i odnaleźć w nich okruch czegoś uniwersalnego. Nie tylko dlatego, że jest świadkiem epoki, że żyje długo i w ciekawych czasach. Są to zapewne okoliczności sprzyjające (patrz: esej "W poszukiwaniu straconego czasu", "Ćwiczenia pamięci", seria druga), ale nie jedyne. Dla Axera czas, świat i życie, i chwila jest fenomenem. W tym silnym przeżyciu zjawiskowości świata jest coś pokrewnego Witkacowskim "uczuciom metafizycznym", choć nie towarzyszy im Witkacowskie wyobcowanie, przeciwnie. Axer jest człowiekiem "socjalnym", dobrze czującym się wśród ludzi, czasem dumnym z możliwości kierowania nimi, i w tych właśnie cechach być może, bardziej niż w sławetnym obiedzie w Klubie Pickwicka, należy upatrywać powodów, dla których został jednak - reżyserem.

O ile pisząc o zdarzeniach i ludziach Axer-pisarz oddaje Bogu, co boskie, o tyle Axer-reżyser i dyrektor pisząc o teatrze i aktorach, oddaje cesarzowi, co cesarskie; choć sam, być może, uważa odwrotnie. Pomimo iż wie, że aktorzy to nie ludzie, choć są do ludzi łudząco podobni, obdarza ich atencją znacznie większą niż przyjaciół, których traktuje często z pełną podziwu, serdeczności lub odrobiną złośliwości dezynwolturą. Powstają z tego portrety znakomite, czasem nakreślone paroma kreskami, jak wyłaniający się z dwóch krótkich tekstów portret Kreczmara (Jerzego), którego zapoznaną teorię, iż rzeczy niepoważne należy właśnie traktować poważnie, być może tutaj Axer wciela w życie. O aktorstwie pisze serio, z ogromnym szacunkiem dla talentu i pracy aktora, jako o czymś całkiem specyficznym. Daje w tych artykułach rys historyczny i szereg ciekawych, trafnych, profesjonalnych analiz, których rzetelność wydaje się mówić: "najpierw obowiązek, potem przyjemność". Cóż, kiedy czytelnicy wolą przyjemność. O sobie jako reżyserze pisze czasem z odrobiną kokieterii; lubi przedstawiać siebie jako artystę-intuicjonistę, który nic nie wie, nic nie rozumie ("Przygoda z Weselem"), z pewną przesadą, artystę-marzyciela ("Pomysł"). Ponieważ jednak są to rzeczy żartobliwe, darujmy tę słabość. O wybitnych autorach, z którymi się zetknął, pisze skrupulatnie, tak, by nic nie uronić dla przyszłych pokoleń. Wszystko to są cechy bardzo sympatyczne, które w połączeniu z talentem Axera potwierdzają bogactwo tej osobowości, a także fakt, iż swoją rolę pojmuje chętnie jako służbę.

Kult profesjonalizmu, jak się wydaje, jest częścią wyposażenia, jakie Axer otrzymał w młodości, podobnie jak solidne klasyczne wykształcenie. Jest ono właściwe tej formacji, jego jednak rozmach możliwy był do osiągnięcia w tamtym czasie i miejscu, do którego autor tak chętnie powraca. Jest właściwie ciągle mieszkańcem dwóch miast - Lwowa i Wiednia; i choć przez ogromną część swego życia był także warszawiakiem, lekcje tego miasta pobierać musi u pana Wacusia, któremu poświęca jeden ze szkiców. Łódź specjalnie mu się nie przysłużyła. To tu trafił z wojennej zawieruchy i tu jadał obiady w towarzystwie swego Horacego i Wergiliusza, czyli Rudnickiego i Jastruna. Odwrót ze Lwowa rozpoczyna jego odyseję, powrót do Wiednia - bajką "für Luiza" - kończy.

W poświęconym kontaktom z Pawłem Hertzem szkicu Axer przyznaje się, iż ma w swym gabinecie, obok zdjęcia ojca, zdjęcie cesarza Franciszka Józefa. CK Galicja, "mglisty, oddalony, żyjący w niejasnym wspomnieniu sprzed naszych narodzin (...) kraj szczęśliwego współżycia narodów, kraj chłopków, grafów i artystów, czas, w którym pół Europy przemierzano na rowerze bez paszportów i nadzoru, a bułkę i szklankę mleka dostawało się za centa, kraj nigdy i nigdzie realnie nie istniejący" - jest jego Itaką. Ciekawe, czy zdoła ją odnaleźć w nowej Europie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji