W okowach strachu
Wystawianie teatralnej klasyki potwierdza pewną ciągłość dramatycznych motywów. Nie inaczej jest z "Rewizorem". Wprawdzie od premiery minęło 161 lat, ale również dziś zadziwia nas trafnością obserwacji.
Inscenizacji "Rewizora" w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu podjął się Sergiej Desnitskij, aktor i reżyser słynnego MCHAT-u. W jego ujęciu "Rewizor" to komedia omyłek, w której nikt nie jest sobą. Im wyżej, tym bardziej zdeformowana jest jego osobowość. Nie kwestionowanym panem i władcą jest Horodniczy, który zasadę każdy ma jakieś grzeszki stosuje do wszystkich, ale nie do siebie. Wizytator szkół, sędzia, kurator szpitala, naczelnik poczty to także postacie wcale nie kryształowe, choć nieco niżej stojące
w hierarchii. Hierarchia jest najważniejszą zasadą rządzącą tą społecznością. Przynajmniej do momentu, dopóki nie pojawi się mniemany rewizor. Wówczas wszyscy jednakowo trzęsą się ze strachu, robią pospiesznie rachunek swoich przewinień i zaniedbań. Miejsce hierarchii zajmuje strach, który zaćmiewa umysł i wzrok, odbiera rozum. No bo jakże inaczej nazwać zbiorowe ogłupienie i wzięcie prostego urzędniczyny za wszechwładnego rewizora? Widz śmieje się, ale postaciom scenicznym wcale nie jest do śmiechu. Sergiej Desnitskij w tej inscenizacji wydobył właśnie ów tragikomiczny ton, którym przepełniony jest "Rewizor". Przemiana karłów w olbrzymów, a potem znów w karłów jest wyniesieniem i strąceniem na powrót w szarość i nicość.
Coraz bardziej konsolidujący się zespół aktorski Teatru Współczesnego i tym razem sprostał wymaganiom reżysera. Znakomitym Chlestakowem (zwłaszcza w drugiej części spektaklu) jest Wojciech Kuliński. Młody lekkoduch ma swoje pięć minut i bez litości obskubie Horodniczego i innych urzędników. Scena przyjmowania łapówek jest przykładem dobrej roboty reżysera, który nieco lepiej czuje się - jak sądzę - w komponowaniu scen zbiorowych. Pysznym Horodniczym jest Zbigniew Lesień, który granej postaci przydał rysów oślizłego wazeliniarza i sprytnego, choć wyprowadzonego w pole urzędnika. Pozostanie na długo w pamięci jego słynny monolog (Z kogo się śmiejecie, z siebie się śmiejecie). Zona Horodniczego to rola świetnie zagrana przez Irenę Dudzińską, ulegającą czarowi Chlestakowa nawet mocniej niż córka. Zaś córkę w wykonaniu Elżbiety Golińskiej zapamiętamy jako równie mocno oczarowaną rewizorem, perspektywą małżeństwa i wielkim światem, który on ponoć reprezentuje. Z dalszych ról wyróżnia się wyraźnie Mirosław Oczkoś jako Osip. Sprytny, jak na służącego przystało, dzielnie sekunduje swemu panu w wielkiej mistyfikacji. Trzej kupcy - Artur Łodyga, Wojciech Czarnota i Jacek Deleżyński - są niezrównani w scenie, kiedy Horodniczy odkuwa się na nich za swe niepowodzenia. Godne zapamiętania są także kreacje Bogdy Sztencel (Awdotia) i Tomasza Krajewskiego (Miszka). Świadczą one o przywiązywaniu wagi przez reżysera także do drugoplanowych - na pozór mniej ważnych - ról. Bardzo praktyczną scenografię z zamykaną głębią sceny stworzył Anton Kumańkow.
Wrocławski "Rewizor" jest jedynym utworem Gogola, granym w tym mieście. Poprzednie inscenizacje to rok 1947 - Jerzego Waldena, i 1960 - Jakuba Rotbauma. Najwyższy był czas, aby zwłaszcza młode pokolenie poznało tzw. syndrom rewizora, który jeszcze funkcjonuje w naszym społeczeństwie. Przyjeżdża zapowiedziana persona i... dalszy ciąg już znamy.