Artykuły

Stygmat przeszłości

W lipcowym zeszycie "Dialogu" (1997, nr 7) bardzo interesująca rozmowa Elżbiety Wysińskiej z Erwinem Axerem ("Socrealizm codzienny") o latach 1949-54 w teatrze polskim. Epizod socrealistyczny w kulturze polskiej pozostawił niezatarte ślady. Przyzwyczajenia, które wynieśliśmy z tamtego okresu jeszcze dziś w nas trwają... "Niektóre właściwe polskiej inteligencji zachowania - zauważa Axer - których dzisiaj dopiero zbieramy owoce, wywodzą się, po części przynajmniej, z tamtego okresu". Dlatego trzeba do tamtych lat powracać, trzeba przypominać, skąd się biorą nasze schorzenia i niezaleczone do dziś rany. Axer opowiada na przykładzie własnej praktyki teatralnej, jak wyniszczający to był okres dla autentycznego myślenia i działania. Opowiada to z humorem i bez patosu. Były to lata dyktatu partii w każdej dziedzinie życia. Partii wszystko wiedzącej i nieomylnej. W teatrze partia decydowała o wszystkim: o wyborze repertuaru, reżysera, scenografa, muzyka, o obsadzie aktorskiej w poszczególnych sztukach, o kształcie inscenizacji. "W dużych teatrach - wspomina Axer - gdzie bywały większe konflikty, taka komórka partyjna służyła szantażowi i wspierała grę najrozmaitszych interesów." Naciskom komórki partyjnej w teatrze mógł się czasem oprzeć mądry kierownik sceny, dyrektor z charakterem. Ale tacy zdarzali się rzadko. Axer wymienia jeden pozytywny przykład, kiedy mówi o działalności teatralnej Wilama Horzycy, wystawiając piękne świadectwo niepodległości intelektualnej i odwadze, za które płaciło się nieuczestniczeniem w przywilejach dla pokornych, jakie ofiarowywała władza. "Poglądów nie zmienił, nie udawał, że je zmienia. Pozostał wierny swoim przekonaniom i upodobaniom, pozostał patriotą, mistykiem, wyznawcą wieszczów, Wyspiańskiego, Chestertona i Shawa, piłsudczykiem, a nade wszystko porządnym, człowiekiem. Z nową elitą intelektualno-artystyczną niewiele chciał i mógł mieć wspólnego".

Lista utworów współczesnych dopuszczanych na scenę była ściśle limitowana przez partię. Należało grać, bez względu na ich wartość artystyczną, gdyż służyły jednej "wielkiej sprawie" - budowie socjalizmu. Z przesadną ostrożnością natomiast podchodzono do tego, co powstawało w zachodniej Europie czy Ameryce. Godzono się jedynie na granie "postępowych" Francuzów i antyamerykańskich Amerykanów. "To, co nazywano realizmem socjalistycznym w naszym środowisku - wyjaśnia Axer - to szczególna mieszanina literatury, odbitej z sowieckich sztanc, konwencjonalny realizm dekoracji, unikanie efektów formalnych, konwencjonalny realizm albo deklamacyjny patos (przy realizacjach klasyki) gry aktorskiej i nieokreślony zapaszek, trudny do opisania, łatwy do rozpoznania dla tych, co mieli okazję go poczuć".

W sytuacji obowiązującego jednego modelu teatru czymś niezwykłym były wizyty zachodnich zespołów teatralnych, zespołów Vilara, Brooka. Z ich doświadczeń i osiągnięć korzystali polscy reżyserzy, scenografowie, aktorzy. Lata 1949-1954 to okres wyjątkowo jałowy w teatrze polskim, pozbawiony znaczących osiągnięć.

"W zasadzie - mówi Axer - trzeba było grać swoich grafomanów albo szantażystów, których nie wymienię. Zresztą niejeden z nich przestał później pisać sztuki i z powrotem stał się przyzwoitym człowiekiem". Najmniej strat - konkluduje Axer - ponieśli aktorzy. Istniało bowiem przedwojenne, dobrze wyćwiczone pokolenie aktorów, które przekazało swą wiedzę i umiejętności młodszym. Uśpienie myśli najfatalniej podziałało na reżyserów, którzy nie mieli kontaktu ze światową myślą teatralną. Ich sztuka inscenizacyjna pozostała daleko w tyle poza osiągnięciami scen zachodniej Europy. Po roku 1956 teatry polskie musiały się uczyć niejednego od nowa. "Pożytek" z lekcji socrealizmu był jeden. Pojęcie "pożytek" w ujęciu Axera ma zabarwienie ironiczne i patetyczne zarazem. "Za doświadczeniem w politykowaniu i układaniu się z władzami szło, i to była strata niemała, przyzwyczajenie do kompromisu z nieakceptowanym w gruncie rzeczy przez prawie nikogo rządem. W latach 49-54, inaczej niż może w okresie Gomułki, a zwłaszcza Gierka, sztuka z suwerenną Polską Ludową nie udawała się w ogóle. Milcząc wszyscy rozumieli, gdzie jesteśmy i kto rządzi. A jednak nagrody przyjmowaliśmy, kwiaty od Bieruta, kiedy przychodził na premiery także. W akademiach ku czci uczestniczyliśmy. Także w pochodach. Przyjmowaliśmy od Cyrankiewicza mieszkania i samochody". Owoce tamtych zachowań zbieramy dziś, może nie całkiem świadomie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji